środa, 30 lipca 2014

Dodatek – Kartka z pamiętnika Jukaty część 2



     Weszłam do swojego pokoju. Na moim łóżku leżał płaszcz Tobiego z resztą jego ciuchów. Spojrzałam w kierunku toalety… Nie no, chyba nie kąpie się w sedesie. Ostatnio zatapiał tam papierowe statki i kibel się zatkał… Podeszłam do drzwi i pomału je otworzyłam. Na szczęście go tam nie było, ale gdy tylko się odwróciłam zobaczyłam jak przekracza prób mojego pokoju w samych gaciach. Przejechałam otwartą dłonią po twarzy, trochę zła, trochę poirytowana, ale kiedy spojrzałam na niego po raz drugi poczułam się nieswojo. Jego czarne włosy ociekały jeszcze wodą. Zauważyłam jak pojedyncza kropelka ścieka po jego szyi, zahacza o obojczyk, przemyka po jego umięśnionej klacie, zstępuje na brzuch i znika wchłonięta przez materiał bokserek. Gdyby nie ta maska, mogłabym pomyśleć, że to nie Tobi. Wyglądał tak bosko…
    - Coś nie tak Jukata-san? – Spytał tym swoim drażniącym uszy głosem.
Ocknęłam się i tylko umocniłam w przekonaniu, że to Tobi… Westchnęłam.
    - Nie – odpowiedziałam trochę zawiedziona i uczucie irytacji znowu powróciło. –To chyba ja powinnam ciebie spytać, czy wszystko w porządku. Nie zrobiłeś sobie krzywdy? Musisz uważać na Deidarę i te jego głupie zagrywki.
     Chłopak powoli zaczął się do mnie zbliżać. Stanął tak blisko, że prawie dotknęłam nosem jego torsu. Od razu poczułam zapach mydła na jego ciele i myśl o boskim Tobim powróciła. Co to? Jakiś okres rui, czy co, że nawet on wywołuje u mnie takie reakcje? Swoją drogą jest naprawdę nieźle zbudowany, ale jego zachowanie i sposób bycia…
     - Dotknij mnie Jukata-san…
     - Haa? – Odchyliłam się ze zdezorientowaną miną.
     - Tobi chyba nadal jest mokry – zaczął szurać rękami po swoim ciele.
    Matko, ale świr… Nie, to ja jestem świrem, bo pomyślałam, że coś mi proponuje… weź się w garść Jukata, tylu w koło normalnych facetów… dobra, po co się oszukiwać. Tu nikt nie jest normalny!
    - Jukata-san może wytrzeć mi włosy? – Spytał błagalnym głosikiem i usiadł na łóżku.
    - Mogę – wyciągnęłam z szuflady ręcznik, bo przecież swojego nie przyniósł.
    Weszłam na łóżko i ulokowałam się za nim. Zarzuciłam mu ręcznik na głowę i zaczęłam wycierać. Kiedy skończyłam każdy włos sterczał w inną stronę, ale przynajmniej nie ociekały już wodą. Jego czupryna też ładnie pachniała. Pochyliłam się nad nim bardziej. Kurde, skądś znam ten zapach…
    - Czy Jukata-san mnie wącha? – Odwrócił się nieznacznie zadowolony, że przyłapał mnie na gorącym uczynku. Ale wtopa.
    - Ten zapach jest znajomy… - powiedziałam zażenowana.
    - Tobi wziął szampon Itachiego, bo szampon Tobiego się skończył – zaczął bawić się palcami.
    - Faktycznie, miód i mleko…
    - Skąd Jukata-san wie? – Ożywił się. – Jemu też Jukata-san wycierała kiedyś włosy?
    - Eeee – moje zażenowanie sięgnęło zenitu i pewnie oblałam się też rumieńcem – to było dawno temu…
    - Tobi słyszał, że Jukata-san trenowała z Itachim – podparł się pod boczki – i że Jukata-san się w nim podkochiwała – obruszył się.
    Co on zazdrosny? I skąd on to wie? Ponownie spaliłam buraka.
    - Byłam młoda i głupia – skitowałam. – A Itachi i tak nie okazywał mi zainteresowania, jeśli chodzi o te sprawy.
    Czemu ja z nim o tym rozmawiam!!! Muszę zmienić temat…
    - A czy Jukata san lubi Tobiego?
    - Chyba już to przerabialiśmy… - przypomniał mi się tekst o lizaniu.
    - Ale teraz Tobi pyta na serio – znowu bawił się palcami.
    - A więc wtedy to był żarcik – uśmiechnęłam się krzywo. Milczał oczekując mojej odpowiedzi.
    - Lubię cię – powiedziałam zgodnie z prawdą.
    Nie ma powodu, żebym go nie lubiła, mimo że czasem mnie irytuje, denerwuje, wkurza i wyprowadza z równowagi.
    - Za to Tobi kocha Jukatę-san – odwrócił się i rzucił na mnie.
   Oboje polecieliśmy na łóżko. Wtulił się we mnie i zdałam sobie sprawę, że go obejmuję. Dosłownie wpadł w moje ramiona. Ależ on ciężki! Westchnęłam. W dodatku przypomniało mi się, że Tobi jest w samych bokserkach. Dobrze, że jesteśmy tu sami… gdyby ktoś to zobaczył, byłby niezły temat do plotek…
    - No dobra, zejdź ze mnie – nie mogłam oddychać – bo zaraz umrę!
   Tobi podniósł głowę i spojrzał na mnie. Jego „twarz” była dosłownie centymetr od mojej.
    - Cieszę się, że mogę być tu teraz z tobą – powiedział to tak normalnie, naturalnie i całkiem innym tonem z bardziej męską barwą głosu, że zdębiałam.
    Musiałam mieć naprawdę dziwną minę bo zerwał się na równe nogi. Wciągnął w pośpiechu leżące na podłodze spodnie i wypadł bez słowa z pokoju. Leżałam oszołomiona i tylko jedna myśl przeleciała mi przez głowę „Co to było?!”
     Po południu spotkałam Tobiego na obiedzie, ale zachowywał się jak zwykle. Denerwował Deidarę, aż mu żyłka na czole wyskoczyła. Patrzyłam na niego w milczeniu dopóki nie zapytał mnie czy będę jeść swoją porcję. Jak by mógł pożarłby całą zawartość wszystkich garnków. To naprawdę człowiek zagadka. A ja lubię rozwiązywać zagadki i coś mi się wydaje, że Tobi będzie najbardziej wymagającą ze wszystkich z jakimi do tej pory przyszło mi się zmierzyć…

wtorek, 18 lutego 2014

Dodatek – Kartka z pamiętnika Jukaty



     Powrót do Akatsuki był trudną decyzją, ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Zresztą stęskniłam się za ekipą. Brakowało mi Kisame i jego rad, Sasoriego i jego marionetek, Peina i misji, Hidana i jego głupich dowcipów, nawet tych pozostałych dziwaków jak Zetsu i Kakuzu. Kiedy już się na powrót zaaklimatyzowałam, zaczęłam zwiedzać siedzibę. Miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie śledzi, ale w tych mrocznych korytarzach trudno było dostrzec cokolwiek. Przystanęłam na chwilę i się odwróciłam. Ewidentnie zza rogu ktoś wyglądał. Wysoka postać przyodziana w czerń z dziwna twarzą. Zmrużyłam oczy. Czy tam naprawdę ktoś jest czy to tylko mój umysł płata mi figle? Raczej nie, bo co by rzucało taki cień. Wtedy coś czerwonego błysło na wysokości jego głowy. Matko, to jakiś demon! Mina mi zrzedła, a serce zaczęło bić szybciej. Muszę jak najszybciej się stąd zabrać. Obróciłam się na pięcie i żwawym krokiem ruszyłam przed siebie. W ogóle to gdzie ja jestem? Nie pamiętam tego miejsca! W co ja się znowu wpakowałam. Usłyszałam za sobą kroki. Goni mnie! Ten demon mnie goni! Zerknęłam za siebie, coś się zbliżało. Szłam coraz szybciej i szybciej. Czułam jego oddech na swoim karku. Dość! Zatrzymałam się gwałtownie i wtedy to coś na mnie wpadło.
     - Aua! – Wrzasnęłam i zamachnęłam się żeby go trzasnąć pięścią w tors, ale nikogo tam nie było.
    Rozpłynął się w powietrzu – pomyślałam. To musiał być duch. To przeklęty korytarz w podziemnym labiryncie! Zgubiłam się?! W którą stronę mam iść. Byłam już niemało przerażona. Pierwszy dzień w Akatsuki i umrę, gdzieś pod ziemią z dala od słońca, a moje ciało będzie tu gniło przez wieczność… nagle ktoś pociągnął mnie za rękę, a potem popchnął na ścianę, przez którą normalnie centralnie przeniknęłam. Wypadłam gdzieś pomiędzy skałami i wylądowałam na tyłku na trawie. Przede mną rozlegał się las, a za mną skalista góra. Gdzie ja do cholery jestem i jak przeniknęłam prze te kamienie? Wstałam powoli i zastukałam w litą skałę. Umarłam, a moja dusza przeszła przez tę ścianę. Coś zaszeleściło mi nad głową. Spojrzałam w górę i zobaczyłam tylko wielką, czarną bryłę opadającą na mnie. Zostałam przygnieciona. Chciałam to zepchnąć, ale było cholernie ciężkie. Zaczęło się wiercić!
     - Hej! – Krzyknęłam kiedy zdałam sobie sprawę, że to jakiś palant.
     Oparł się na łokciach i spojrzał na mnie.
     - Tobi nie chciał. Tobi to dobry chłopiec – wymamrotał.
     - Co?! Złaź ze mnie! – Chciałam się wyczołgać spod niego, ale on nagle zaczął wsiąkać w ziemię! Zerwałam się na równe nogi i sprawdziłam grunt pod stopami. Facet dosłownie wsiąkł! To miejsce też jest nawiedzone!  Zaczęłam przedzierać się przez krzaki. Miałam nadzieję trafić na jakąś ścieżkę. W końcu ją znalazłam i po kilkudziesięciu minutach trafiłam do wejścia do organizacji. Matko co za dzień…
                                                                 ***
     Niedługo po owym wydarzeniu dowiedziałam się kim był ów osobnik. To mój nowy partner Tobi. Niezdarny i wkurzający gość, który lubi być pomiatany przez resztę członków Akatsuki. Nie poruszyłam z nim tego tematu, bo i tak pewnie nic by mi konkretnego nie powiedział. Zresztą nasze rozmowy zawsze są o niczym…
    - Tobi lubi żelki. Czy Jukata-san też lubi żelki? – Spytał nagle kiedy siedzieliśmy razem w auli na dwuosobowej kanapie.
    - Eee, lubię – zerknęłam na niego kątem oka.
Akurat w telewizji leciały reklamy.
    - A czy Jukata-san lubi detergenty?! – Ożywił się widząc reklamę środka do czyszczenia toalet.
     Normalnie nie wiem co mam odpowiedzieć. Czy lubię detergenty?
    - Nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
    - Tobi nie lubi, bo mimo że ładnie pachną, to są niedobre w smaku. A czy Jukata-san lubi pomarańcze? – Właśnie leciała reklama pomarańczy z Biedronki, znowu przecena…
    - Lubię…
    - A czy Jukata-san lubi Tobiego? – Zwrócił się lekko w moją stronę.
    - Lubię…
    - A skąd Jukata-san wie, skoro nawet nie polizała Tobiego? – Zrobiłam się czerwona jak burak. Dosłownie czułam jak płoną mi policzki.
    - Jesteś nienormalny – wybełkotałam, wstałam i udałam się do swojego pokoju.
    - Jukata-san gdzie idziesz? – Zaczął machać rękami.
    - Do siebie… - trzasnęłam drzwiami.
    - Ale zaraz będzie druga część Kucyków Pony… - usłyszałam jeszcze na korytarzu.
                                                                 *** 
    Stałam przed lodówką i zastanawiałam się co zjeść na kolację. W zasadzie i tak nie było wielkiego wyboru. Już mi się niedobrze robiło od jajecznicy i kanapek z paprykarzem… swoją drogą kto kupuje tyle puszek z paprykarzem? Odwróciłam się w stronę stołu gdzie zasiadał Kisame. Nawet nie chcę wiedzieć… to chyba jego jedyne pożywienie. A tak w ogóle to czy Kisame nie jest jakoś spokrewniony z rekinem? Czyżby był wynikiem jakiegoś szalonego eksperymentu? Rekiny zjadają inne ryby… spojrzałam na puszki z paprykarzem… w takim razie on też jest kanibalem…
    - Tobi jest szczęśliwy! Kraina kucyków została uratowana! – Wpadł do kuchni skacząc jak głupi.
    - Zakmnij się, un – siedzący na progu stołu Deidara podstawił mu nogę, a chłopak wyłożył się na podłodze jak długi.
    Wszyscy usłyszeliśmy trzask. Matko skręcił sobie kark! – To była pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy. Jednak Tobi wstał stojąc do nas tyłem i wtem zauważyłam jak kawałki jego maski spadają na podłogę. Wszyscy wybałuszyli oczy.
   - Eee, wszystko w porządku? – Zagadał Kisame, ale Tobi stał tam jak kołek. – Deidara weź go szturchnij, może on faktycznie jest robotem – zwrócił się do blondyna. Matko, robotem? – Zerknęłam na rybiastego. On też miewa dziwne pomysły, ale nie posądziłabym go o to, że podejrzewa Tobiego o bycie robotem…
    - Oi… - Dei wyciągnął ku niemu rękę i już go miał dotknąć, kiedy niespodziewanie do kuchni wszedł Pein. Ogarnął wszystkich wzrokiem z miną tak ponurą i złowrogą, że mi to aż w pięty poszło.
    - Co to ma być! – Wskazał na na Tobiego.
    Wszyscy patrzyliśmy się na niego i zastanawialiśmy co odpowiedzieć, a Tobi nadal się nie ruszał! Pewnie jest mu przykro… może płacze i nie chce żebyśmy widzieli jego łez? Powinnam go pocieszyć.
    - To był wypadek – Deidara jak zwykle chciał ratować swoją dupę i świadomie rozminął się z prawdą. W końcu to była jego wina.
    - Pytam, kto to tutaj przytaszczył! – Wrzasnął na nas, a my patrzyliśmy na niego jak te święte krowy. O co mu chodzi?
    Wtedy Tobiemu odpadła jedna ręka a potem druga. Jego nogi też zaczęły się kruszyć a raczej rozpływać. Wreszcie rozpuścił się cały a na podłodze została tylko kupa błota. Popatrzyłam porozumiewawczo na Kisame i rzuciliśmy się do drzwi.
     - Deidara sprząta – rzuciłam tylko przez ramię i uciekliśmy z pomieszczenia.
     Tobi i błotne justu? Mam wrażenie, że mój nowy partner jeszcze nie raz mnie zaskoczy.

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 40 - Decyzja Jukaty



     Gdzie ten cholerny Itachi zniknął? Wyszłam po jednej minucie, ale on zdążył się już rozpłynąć w mroku. Rozejrzałam się po korytarzu. Nagle usłyszałam trzepot skrzydeł i czarne pióro sfrunęło tuż obok mnie, po czym zmieniło się w pył. Podążyłam za krukiem. Dobrze znałam to wredne ptaszysko. Nie raz i nie dwa widziałam tę okropną iluzję. Normalnie mam lęki na to wspomnienie, zwłaszcza wspomnienie sharingana. Uraz psychiczny zostanie mi do końca życia…
     Wyszłam z organizacji. Gdzie on polazł? Myśli, że będę się przedzierać przez te krzaczory. Co to do licha jest? Robi się coraz dziwniej. Za krzakami jest tylko pustka… no nie! Znowu genjutsu! Jak ja tego nie cierpię!
     - To miejsce to inny wymiar, do którego nikt poza mną nie ma dostępu – usłyszałam w swojej głowie – musiałem cię tu ściągnąć ponieważ ściany w naszej organizacji mają uszy, a to co chcę ci powiedzieć nie może zostać ujawione. – Itachi zaszedł mnie od tyłu i położył swoją lewą dłoń na moim ramieniu.
     - Chcę wiedzieć wszytko o Madarze… i o tobie – odwróciłam się delikatnie w jego stronę, aby spojrzeć mu w oczy. Od razu wiedziałam, że to będzie niełatwa rozmowa. Miał bardzo poważną minę. Czemu mam wrażenie, że będzie to opowieść pełna nienawiści i rozpaczy? Czemu właśnie te uczucia wyrażają jego oczy… może wreszcie się dowiem.
     Usiedliśmy z Itachim na ziemi. Krajobraz się zmienił. Była gwieździsta noc a księżyc świecił tak jasno, że nie trzeba nam było żadnego innego oświetlenia. Wokoło panowała cisza. Zauważyłam, że niebo jest także pod nami, a my jakby dryfujemy przez atramentowe morze. Niesamowite. Morze pełne gwiazd…
     - Przywołuje wspomnienia – Uchiha spojrzał na księżyc i się zamyślił.
     Już miałam powiedzieć, że nie tylko u niego wywołuje taką reakcję, ale kiedy zobaczyłam ten blask gwiazd odbijający się w jego oczach, przeszedł mnie dreszcz i speszona nie odezwałam się ani słowem.
     - To wydarzyło się dawno temu… - zaczął opowiadać mi historię swojego klanu, o jego założycielu, zdradzie, podstępnie, misji, eksterminacji, bracie, akatsuki… matko jak tego wiele. Słuchałam tego nie wierząc własnym uszom. Madara wyrządził dużo zła, a Itachi okazał się niewinny. Boże, przez co on przeszedł. Musiał zamordować własnych rodziców dla dobra wioski  i zinfiltrować Akatsuki. Co za okrutna misja, co za okrutni ludzie, co za okrutny świat… westchnęłam. Setki myśli kłębiły się w mojej głowie.
     - Powiem ci teraz co zamierza Madara i na czym tak dokładnie polega projekt księżycowego oka… - księżyc, chce wykorzystać do tego nasz piękny, błyszczący księżyc. Już samo to napawa mnie smutkiem. Wykorzystać coś tak pięknego do czynienia zła. Nie zgadzam się na to…
      Itachi kontynuował swoją opowieść, a we mnie coraz bardziej narastała złość. Nie chcę żyć w świecie iluzji. Nie po to walczyłam o swoje życie, żeby teraz je przegrać! I co teraz? Z jednej z strony nienawidzę Madary a z drugiej go kocham. Jak mogę odczuwać jednocześnie tak dwa sprzeczne uczucia wobec tego samego mężczyzny! Ze mną chyba też jest coś nie tak!
      - Czy Madara użył na mnie iluzji? – Spytałam wyrywając go z kontekstu a łzy ciekły mi po policzku.
      Itachi zamilkł i czułam, że się we mnie wpatruje, ale nie mogłam tego sprawdzić bo spuściłam głowę, żeby nie widział jak płaczę. Byłam już na skraju wytrzymałości. Jeśli to zrobił wszystko stracone. Nie będę mogła mu tego wybaczyć…
      - Nie – usłyszałam po chwili – nie użył iluzji wobec żadnego członka Akatsuki, nie jesteś wyjątkiem.
      - Ale powiedziałeś kiedyś, że on mnie wykorzystuje! Co miałeś na myśli?! – spojrzałam na niego, ocierając łzy.
      - To, że nie powinno cię tu być! Nie powinnaś była tu wracać a teraz zostałaś w to wplątana. Madara bawi się tobą, jesteś mu potrzebna, bo masz w sobie cząstkę Kyuubiego.
      - Nadal nie wiem o co ci chodzi, niby jak on może to wykorzystać?! – Wtedy przypomniało mi się, że lis mówił to samo. Gdybym tylko mogła pozbyć się tej chakry! Byłabym dla niego bezużyteczna. Co wtedy by zrobił? Pozbyłby się mnie, czy to nie miałoby dla niego znaczenia?
     - Nie jestem pewien  jaki sposób chce to zrobić, ale wiem, że nie kręciłby się obok ciebie bez przyczyny.
     - Ach, więc nie wiesz co wobec mnie zamierza… - zamyśliłam się. Może faktycznie chodzi mu tylko o nasz związek! Może on mnie o prostu naprawdę kocha… dlatego cały czas jest obok! Troszczy się o mnie i nie chce żeby stała mi się krzywda… Tak, pobożne życzenia – pomyślałam i mój entuzjazm nagle osłabł. Albo chodzi mu o chakrę Kyuubiego, która jest we mnie zapieczętowana, albo o mnie samą… Nie mogę się oszukiwać. Gdyby miał wybierać między mną a lisim demonem pewnie wybrałby to drugie… chociaż ostatnio powiedział, że Pein zajmie się łapaniem lisa! O mój Boże! Może on jednak nie kłamie! Może Madara mówił prawdę i wcale nie jestem mu do tego potrzebna. Sam to powiedział! No właśnie, ale co będzie jak już go dostanie?! Wieczne genjutsu… Nie chcę tego. Muszę go przekonać, aby porzucił swoje plany. Ale czy mi się uda? Muszę spróbować!
     - Jukata, czy ty rozumiesz w jakiej jestem sytuacji? – Głos Itachiego wyrwał mnie z zamysłu. – Jestem tu jako szpieg.
     - No tak… - Jezu, tak skupiłam się na sobie, że dopiero teraz to do mnie dotarło!
     Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę w milczeniu. Jeśli Madara się dowie to go zabije. Pewnie nikomu o tym jeszcze nie mówił. Kisame z pewnością też o tym nie wie, zwłaszcza że zna prawdziwą tożsamość Tobiego. Nikomu nie wolno ufać… Ale zaraz, dlaczego Itachi mi o tym powiedział. Mógł przecież tę jedną kwestię zataić a teraz jego być czy nie być, zależy ode mnie.
     - Jukata, muszę wiedzieć co zamierzasz… - wpatrywał się we mnie wyczekująco.
     - Ja już podjęłam decyzję – odparłam z przekonaniem w głosie. – Zamierzam przekonać Madarę, aby porzucił swoje plany.
     - Myślisz, że ci się to uda? – Zdziwiła go moja odpowiedź – Nie przekonasz go. – Dodał oschle.
     - Może i nie, ale muszę spróbować. Jeśli mi się nie uda, będziemy musieli go powstrzymać. Nie zdradzę twojej tajemnicy. Jeśli nadejdzie taka potrzeba, będziemy działać wspólnie dla dobra tego świata.
    - Zgoda, ale kiedy uznam, że to wszystko zaszło już za daleko – wstał i się wyprostował – pomożesz mi zabić Madarę…