piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 39 - Wspomnienia srebrnego księżyca



     Madara założył maskę, na powrót stając się niezdarnym Tobim. Pogładził mnie po włosach i westchnął ciężko.
    - Nie będzie mnie przez dwa dni. Mam coś ważnego do załatwienia – powiedział łagodnie.
     Przytaknęłam tylko na znak, że rozumiem.  Podszedł do drzwi, otworzył je i rzucił mi jeszcze jedno spojrzenie, po czym wyszedł i zniknął w ciemnościach korytarza. Także westchnęłam. Padłam na łóżko i  leżąc na wznak, wpatrywałam się w sufit. Przymknęłam oczy. Trochę spokoju też mi się należy. Od kiedy Tobi pojawił się w  moim życiu jestem strasznie rozdarta. Szargają mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony chcę mu wierzyć, ale z drugiej wiem, że nie powinnam. Co mam zrobić?
***
     Ciemność. Ogarnia mnie ciemność. Czuję,  jak zanurzam się w odmętach rozpaczy. Żal i smutek, tylko to po mnie pozostanie. Niczego w życiu nie osiągnęłam. Nic  ciekawego się nie wydarzyło. A teraz wykrwawiam się, nie mam siły wstać. Ta bezradność już mnie nie przytłacza. Chyba już pogodziłam się ze swoim losem. Umrę, ale czy tak naprawdę kiedykolwiek żyłam? Żal, tak, tylko to po mnie pozostanie. Żal, że nigdy mi się nie udało walczyć o to, co naprawdę kocham. Jestem beznadziejna. Dobrze, że umrę. I tak nikt po mnie nie zapłacze. Nawet nikt nie zauważy, że zniknęłam z tego świata. Jestem gotowa…
***
      Otworzyłam oczy, księżyc świecił tak jasno. Piękna noc – pomyślałam. I te wspomnienia. Dzień, w którym prawie umarłam a on uratował mi życie… Lis o dziewięciu ogonach. Dar ducha ognia – tak to nazwał. Pamiętam dokładnie jego oczy i bordowe włosy powiewające na wietrze. To była taka sama noc jak ta. Piękne gwiaździste niebo. Byłam gotowa na śmierć, ale zjawił się on. Co to ma być… czuje się tak nostalgicznie…
     - Obudziłaś się – usłyszałam przed sobą ciężki, gardłowy głos.
     Spostrzegłam, że unoszę się lekko na wodzie. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wspierając na rękach. Znajdowałam się przed bramą pieczętującą Kyuubiego. Cholera, znowu tu jestem! Lis leżał po drugiej stronie wpatrując się we mnie. Wyglądał na znudzonego, ale po chwili jego wzrok stał się bardziej przenikliwy, jakby chciał przeszyć mnie nim na wylot. Podniósł swoją wielką łapę i wysunął pazury. Z zawrotną prędkością wyciągnął ją w moim kierunku, a ona ciężko wyładowała tuż przede mną, tak, że jeszcze moje nogi znajdowały się pomiędzy jego ostrymi jak brzytwy szponami. Zamarłam, a moje serce przyspieszyło.
     - Co ty do cholery wyprawisz – syknął, świdrują mnie wzrokiem – Zapomniałaś już, że uratowałem ci życie! – Warczał i zerwał się na równe nogi. – Jak możesz bratać się z Madarą!
     Cofnął swoją łapę. Jego ogony zaczęły poruszać się niespokojnie na wszystkie strony. Był naprawdę ogromny. Czerwona czakra zaczęła powoli wypływać zza bramy. Nie mogłam się ruszyć. Jest wściekły! Zje mnie! Teraz już nie ucieknę!
     - Posłuchaj mnie – zwrócił się w moja stronę, a czerwona czakra zaczęła mnie oplatać. – Pokażę ci, co tak naprawdę wydarzyło się tamtej nocy…
***
     Stałam w miejscu mojej śmierci obserwując siebie i wydarzenia z tamtego momentu. Ten sam księżyc jak sprzed lat, to samo niebo, ten sam demon. Ale jeden element odróżnia się od tego, co zapamiętałam. Mianowicie ja.
     - Nie chcę umierać – wyszeptałam leżąc w jego objęciu, kiedy on nacinał swój nadgarstek, aby napoić mnie swoją krwią. – Nie chce umierać! – Zaciskałam pięści.
     Łzy płynęły po moim policzku. Byłam na siebie zła. Tak łatwo chciałam się poddać… Nie poddam się! Jest jeszcze tyle rzeczy, które muszę zrobić. Nie poddam się! Poczułam metaliczny posmak krwi. Nigdy się nie poddam!
     - Myślisz, że przyszedłbym do ciebie, jeślibyś nie chciała dłużej walczyć – usłyszałam głos w swojej głowie. – To twoja wola życia sprawiła, że cię odnalazłem…
     Widziałam jak odzyskuję siły. Mogłam się podnieść. Stanęłam z nim twarzą w twarz. W tej formie nie wydawał się tak przerażający, wręcz przeciwnie jego wzrok był raczej przepełniony smutkiem i bólem. To były te same uczucia, które targały wtedy mną.
     - To dar ducha ognia…  - nagle jego wzrok zmętniał. Stał się nieobecny. A on sam złapał się za głowę jakby z czymś walczył. Spojrzał ma nie po raz ostatni, a potem rozpłynął się w świetle księżyca.
     - Przenieśmy się teraz do Konohy następnego dnia – znowu głos lisa w mojej głowie.
     Konoha. Dzień Ataku. Ukryłam się w pobliżu, obserwując walkę Kyuubiego z Hokage. Cały krajobraz został kompletnie zmieniony. Powyrywane drzewa, zniszczone domy, kłęby kurzu. Żaden z nich nie miał zamiaru ustąpić. Jeden kierowany żądzą zniszczenia, drugi chęcią uratowania wioski. Pamiętam wzrok lisa z tamtego zdarzenia, zupełnie inny niż ten z poprzedniej nocy.
     - Zwróć uwagę na szczegóły – uzyskałam podpowiedź.
     Ja z tamtego dnia, byłam tak zaabsorbowana walką, że faktycznie nic innego nie byłam w stanie dostrzec. Przeniosłam się w inne miejsce. Jakiś mężczyzna z dziwną maską na twarzy. Także obserwuje walkę z dystansu. O matko, to Tobi?! Wygląda trochę inaczej, ale to on! To on uwolnił lisiego demona!
    - Przyzwał mnie wtedy, abym narobił zamieszania w wiosce. Skurczybyk, zrobił to już któryś raz z kolei – Wyczułam złość w jego głosie. – To samo było podczas walki z Hashiramą. Wtedy Madara kompletnie nade mną zapanował. Zostałem wykorzystany – wyjaśnił.
     Wróciłam przed wrota. Kyuubi przyglądał mi się uważnie.
     - Madara nie cofnie się przed niczym. Jest okrutny i bezwzględny. A jego wizja świata… chora – fuknął. – Uważaj Jukata, on wie, że podzieliłem się z tobą swoją czakrą – obraz zaczął się rozmywać, tak, że widziałam już tylko kontury. – I wie, jak to wykorzystać… - usłyszałam w swojej głowie, kiedy naokoło zapanowała totalna ciemność.
     Zamknęłam oczy. Czułam się zmęczona, jak po jakimś ogromnym wysiłku, mimo że nic praktycznie nie robiłam. Cholera, wiedziałam, że z Tobim jest coś nie tak. Wszystko na to wskazywało, ale ja oczywiście chciałam dać mu szansę. Jestem na siebie wściekła. Mogłam przewidzieć, że to się tak skończy. Cały ten projekt Księżycowego Oka faktycznie jest chory… dlaczego dopiero teraz to dostrzegam. Co ja sobie myślałam? Że jakoś to będzie, że będę żyć szczęśliwa w wiecznej iluzji?!
     Otworzyłam oczy. Wróciłam do swojego pokoju. Nadal leżałam na wznak z wzrokiem skierowanym w ten sam punkt co wcześniej. Zaburczało mi w brzuchu. Poirytowana wstałam ciężko i ruszyłam do kuchni. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam w środku Kisame i Itachiego siedzących przy stole. Uchiha oparty był o oparcie krzesła, a jego głowa spoczywała podparta na prawej dłoni. Wyciągnął nogi i rozsiadł się jak król na tronie. Kisame siedział z opartymi o stół łokciami i trzymając dłonie na wysokości oczu, bawił się palcami.
     - Jukata – niebieski mnie dojrzał – jakoś kiepsko wyglądasz. Rozchorowałaś się? – Dowalił.
     Usiadłam naprzeciwko niego z miną jakbym przed chwilą wpadła pod tramwaj. Zresztą tak też się czułam. Kompletnie rozjechana, wymemłana, zrzuta i wypluta.
     Cały mój światopogląd legł w gruzach. Czuję jakbym dopiero co się obudziła po bardzo długim śnie… Spojrzałam na Itachiego. Nawet spoko wygląda, kiedy nie ma aktywnego Sharingana. Kurcze… a jeśli ja byłam pod wpływem iluzji Madary?! Westchnęłam. Już nie wiem co mam myśleć. Rozjechałam się na stole i płożyłam głowę na blacie. Zaburczało mi w brzuchu.
      - No tak przyszłam tu po żarcie – przypomniało mi się.
    Uniosłam lekko głowę i spojrzałam w stronę lodówki. Nie wiem na co mam ochotę. Jestem głodna, ale nie chce mi się jeść. Znowu burknięcie.
      - Zatkaj się! – Zerwałam się i spojrzałam na swój brzuch. – Nie widzisz, że myślę?!
Kisame patrzył na mnie z nieukrywanym zdziwieniem.
     - Moje życie to jedno wielkie kłamstwo – wycedziłam przez zęby. – Madara mnie wykończy… - o psia kość, nie miałam tego powiedzieć na głos…
     - Madara… To ty wiesz, kim jest Tobi?! – Kisame pochylił się bardziej nad blatem, ściszając głos.
     - No nie… nie mów mi, że i ty wiesz. A chcesz w łeb! – Zerwałam się i rzuciłam przez stół w jego stronę.
     Biedny odchylił się tak, że prawie spadł z krzesłem do tyłu. Itachi nie zareagował, przyglądał nam się w ciszy.
     - Jukata uspokój się! – Zaczął machać rękami. – Tak jakoś wyszło, że zdradził mi swoją tożsamość, ale nie sądziłem, że i ty wiesz…
     - Mnie też zdradził swoją tożsamość – syknęłam przez zęby. – A teraz chce mnie pożreć…
     - Co??? To on też jest kanibalem! Jak Zetsu?! – Wybałuszył swoje rybie oczka.
     - Nie osłabiaj mnie, to było w przenośni – popatrzyłam na niego z politowaniem i zrezygnowana usiadłam z powrotem na krzesło. – I co mam zrobić z tym fantem, który mam na myśli… - zapytałam sama siebie.
     Itachi spojrzał na mnie. Wstał powoli i ruszył w kierunku wyjścia. Odwrócił się nieznacznie w moją stronę i spojrzał na mnie porozumiewawczo. Czyżby chciał porozmawiać?! Może wreszcie dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi…

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 38 - Madara i zaloty, będą kłopoty



     Włożyłam do zamka kluczyk i delikatnie go przekręciłam. Nacisnęłam na klamkę i drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Na szczęście nie wypadły z zawiasów ani nic w tym guście. Sasori musiał je wzmocnić. Teraz Hidan się namęczy zanim znowu je sforsuje. Tobi od razu udał się do łazienki. Pewnie żeby się przebrać. Ja też wygrzebałam swoją piżamę i korzystając z okazji, również się przebrałam. Usiadłam na łóżku i zaczęłam rozczesywać swoje długie, czarne włosy. Po chwili drzwi łazienkowe się uchyliły i moim oczom ukazał się Madara bez maski, w samych spodniach od piżamy. Spaliłam buraka i odwróciłam się. Czy on chce żebym dostała zawału? W życiu bym nie pomyślała, że będę tak reagować na jakiegoś mężczyznę, od czasu gdy…
     - Jukata – zaczął, siadając obok mnie i dmuchając mi w ucho. – Stęskniłem się za tobą – ujął moją twarz w dłoń i zwrócił w swoją stronę.
     W tym momencie musiałam wyglądać jak pomidor, kiedy jego stoicki wyraz twarzy pozostawał bez zmian. Patrzył mi głęboko w oczy, tak, że nie mogłam już tego znieść. Moje serce przyspieszyło momentalnie a ja nie wiedziałam jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Może sam się domyśli, że mnie onieśmiela… Zresztą pewnie już o tym wie, zwarzywszy na moje wcześniejsze reakcje a teraz tylko się ze mną droczy. Podły drań – pomyślałam z przekorą – czemu właśnie tacy mężczyźni mnie pociągają? Czyżbym była masochistką?
     - Eee, co? – Spytałam totalnie wyprowadzona z równowagi, jednak mi nie odpowiedział. Chciałam wstać, ale momentalnie pchnął mnie na łóżko i zawisł nade mną.
     - Jukata, nie widzisz, że cię pragnę? – Matko co za dobijająca szczerość! Teraz jeszcze bardziej jestem roztrzęsiona. Co on niby zamierza?
     Pochylił się nad moja twarzą jeszcze bardziej i pocałował mnie w usta. Jedną z moich rąk przytrzymywał nad moją głową, kiedy druga leżała bezwładnie na poduszce. Następnie powoli zaczął kierować się ku mojej szyi, by po chwili zostawić na niej różową pamiątkę. Jego wolna ręka przesuwała się po moich biodrach ku górze, a ja sparaliżowana nie mogłam się ruszyć. Z jednej strony chciałam, żeby mnie dotykał, z drugiej jednak wiąż czułam ogarniający mnie niepokój. Nie miałam jednak czasu aby się nad tym zastanawiać, bo Tobi zaczął się naprawdę rozkręcać i wiercić. Podwinął moją bluzkę i pocałował mnie w brzuch. Zerwałam się bo wiedziałam, że jeśli pozwolę mu na dalszą akcję to nie skończy się tylko na pocałunkach. Jednak skutecznie mnie powstrzymał, zamykając w swoich ramionach. Usłyszałam westchnięcie. Opadł na mnie i schował twarz w moich włosach.
    - Jukata-san jest okrutna – wybełkotał z żalem w głosie.
    Co takiego? To ty nie pozwalasz mi się ruszyć! Skarciłam go w myślach. Przynajmniej przestał się kręcić. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę. Miałam wrażenie, że zasnął, albo się udusił… Zwróciłam powoli twarz w jego stronę. On naprawdę śpi. Przynajmniej tak wygląda. Pogłaskałam go po włosach. Wtedy objął mnie, a ja bez żadnych obiekcji przywarłam do niego. Biedny, zagubiony chłopiec – przeleciało mi przez głowę, gdy tak patrzyłam jak oddaje się w objęcia Morfeusza. Wtuliłam się bardziej w jego tors. Ten zapach, uroczy. Madara Uchiha , co powinnam z tobą zrobić. Ufać ci, czy nie?...
***
      Nawet nie spostrzegłam, kiedy zasnęłam. Obudziłam się jednak w takiej samej pozycji. Odchyliłam się, żeby sprawdzić czy Tobi jeszcze śpi. Nie spał. Znowu się na mnie gapił. Odgarnął moją grzywkę i pocałował mnie w czoło. Aż dziw bierze, że mieścimy się na tym małym łóżku. Przynajmniej nie wylądowaliśmy znowu na podłodze. W jego oczach zobaczyłam iskierki. Ponownie zachciało mu się harców?…
    - Muszę do łazienki – wystrzeliłam z łóżka jak z procy i zamknęłam się w małym pomieszczeniu. W zasadzie nie skłamałam, bo strasznie chciało mi się siku. Ogarnęłam się też trochę i wyszorowałam zęby. Może znowu będziemy się całować? Eh, nie powinnam teraz o tym myśleć… wczoraj o mało mnie nie rozebrał. Może powinniśmy to zrobić? Nie! Nie! Nie! Ochlapałam twarz zimną wodą. Nie jestem jakąś desperatką! Chociaż moje odbicie w lustrze właśnie tak wyglądało…
     Kiedy odważyłam się wyjść z łazienki, Tobi był już ubrany od stóp do głów. Oczywiście w skład jego ubioru wchodziła ta cholerna pomarańczowa maska. Mój zdrowy rozsądek zaczął powracać, bo na jej widok pomyślałam, że najpierw muszę odkryć jego prawdziwe zamiary w stosunku do mnie. Raczej go o to nie spytam. Kłamstwa nie powinny przychodzić mu z trudnością…
    - Jukata-san – powiedział tym swoim zmienionym głosem. – Tobi miał cudowny sen! Śniło mi się, że Jukata-san została moją żoną i mieliśmy synka a on kontrolował chakrę Kyuubiego – wyrecytował jednym tchem i z dumą podparł się pod boczki.
Znowu mnie zatkało. Naprawdę przyśniło mu się coś takiego? I co ja mu mam na to odpowiedzieć. Co za człowiek!
    - To… dziwne – wymamrotałam w końcu. Chociaż miałoby to sens. On kontrolował kiedyś Kuybiego… Ja zostałam poczęstowana jego chakrą, którą zresztą sam we mnie wlał, dając mi swojej krewi. Westchnęłam. Czy właśnie w taki sposób chcesz mnie wykorzystać? Spojrzałam na niego z ukosa. Bzdura! Miałby czekać aż nasz syn podrośnie i złapie dla niego lisa! Ha, to najgłupsza rzecz jaka kiedykolwiek przyszła mi do głowy. Pieprzony Itachi! Nawet nie wiesz jaki zrobiłeś zamęt w mojej głowie. Wszystko wydaje mi się teraz podejrzane. Powinnam go trząsnąć w łeb… albo spytać co miał na myśli…
    - Spałem jak zabity. To jeden ze snów, z których niejeden nie chciałby się obudzić – dodał wytrącając mnie z zamysłu.
    - Musiało ci się naprawdę podobać – bąknęłam do niego.
    - Zawsze marzyłem, żeby mieć prawdziwą rodzinę – pokiwał głową.
    - A nie żeby dominować nad światem… - Cholera nie miałam tego powiedzieć na głos!
    - Jedno nie wyklucza drugiego – obruszył się. Chyba go uraziłam…
    - Więc chcesz żebym złapała dla ciebie tego lisa? – Spytałam z niesmakiem.
    - Niby dlaczego miałabyś to robić? Pein się tym zajmie – zabrzmiał śmiertelnie poważnie. – Sąd ci to przyszło do głowy? – Jego ton się zmienił.
     Teraz rozmawiałam z prawdziwym Madarą a nie z Tobim. Podszedł do mnie i położył swoje ręce na moich ramionach, wpatrując się we mnie uważnie przez ta dziurkę na oko. Wkurza mnie to! Nie odpowiedziałam mu, bo wiedziałam, że tak tego nie zostawi, kiedy okaże się, że to Itachi mnie przed nim ostrzegał.
    - No bo chyba wszyscy jesteśmy tylko twoimi pionkami, za pomocą których chcesz osiągnąć swój cel – powiedziałam wymijająco.
    - Nigdy więcej tak nie mów! – Szybkim ruchem ściągnął swoją maskę i spojrzał na mnie z wściekłym wyrazem twarzy. Jeszcze go takim nie widziałam. Przyparł mnie do ściany i pocałował przeciągle. Odchylił się żeby na mnie popatrzeć. Nadal był naburmuszony, ale jego oczy wyrażały też zawód.
    - Przepraszam – powiedziałam cicho i przytuliłam się do niego. Byłby aż tak doskonałym kłamcą i manipulatorem? Cholera…
    - Wszyscy członkowie Akatsuki są tutaj z własnej woli. Nikogo do niczego nie zmuszałem – odparł łagodnie. Czułam jego ciężką dłoń na mojej głowie.
    - Wiem – wyszeptałam wdychając jego zapach. Stanęłam na palcach i oddałam pocałunek. Nawet jeśli mnie wykorzystuje… dobrze mi z nim, ale mam przeczucie, że znowu będę cierpieć…

piątek, 25 października 2013

Rozdział 37 - Wspólna kąpiel w łaźni Akatsuki



     Nastał wieczór kiedy wróciliśmy do organizacji. Itachi wraz z Konan od razu udali się do gabinetu Lidera. Ja poprosiłam Tobiego, żeby zrobił coś do jedzenia, a sama ruszyłam w kierunku łaźni, żeby wziąć prysznic. Kiedy tak szłam ciemnym korytarzem, ogarnęło mnie dziwne uczucie niepokoju. To nie wróżyło nic dobrego. Zaczęłam się zastanawiać nad tym co usłyszałam od Itachiego. Wiedziałam, że teraz to nie da mi spokoju. „Tobi mnie wykorzystuje.” Ta cholerna myśl utkwiła we mnie tak głęboko, że będzie mi trudno ją wykorzenić. A może powinnam ją zweryfikować? Przystanęłam naglę i skrzywiłam się. O czym ja teraz myślę? Pokiwałam tą swoją ogromną głową i wparowałam do łazienki. Z tego wszystkiego to zapomniałam zapukać…
    - Hej Jukata! Chcesz się przyłączyć? – Zobaczyłam Hidana, Kisame i Sasoriego biorących razem kąpiel w baseniku znajdującym się na środku pomieszczenia. Kisame wpatrywał się we mnie czekając na odpowiedź. Spodziewałam się takiego pytania po Hidanie, ale nie po nim. Swoją drogą byłoby to bardzo interesujące…
    - Wiecie co, jak nie macie nic przeciwko, to ja chętnie – uśmiechnęłam się do nich wesoło.
    - Serio? – Zauważyłam jak kąciki ust Hidana podnoszą się lekko. Sasori za to pozostał niewzruszony i opierał się o brzeg baseniku. Jego głowa była odchylona do tyłu a oczy przymknięte. Ziewnął.
    - Wskoczę tylko w strój kąpielowy i do was dołączę – strzeliłam palcami i pobiegłam się przebrać. Nie zajęło mi to dużo czasu i po chwili wróciłam w dwuczęściowym stroju kąpielowym, przepasana do tego filetowym ręcznikiem z roślinnym ornamentem.
Wszyscy trzej przyglądali mi się uważnie, kiedy siadałam na stołku przy prysznicu, żeby się umyć i opłukać. Sasori nadal udawał, że go to nie interesuje, ale widać było, że zerka na mnie kątem oka. Hidan zaś niczego nie ukrywał. Gapił się na mnie z tym swoim dziwnym uśmieszkiem na twarzy a Kisame nadal niedowierzał.
    Kiedy skończyłam udałam się w stronę baseniku, usiadłam na brzegu i zamoczyłam nogi. Poskładałam swój ręcznik w kostkę i położyłam obok siebie.
    - Jaka ciepła! – Pisnęłam zadowolona i ostrożnie osunęłam się w dół, zanurzając się aż do szyi..
    - Eee, Jukata z tobą to wszystko w porządku? – Spytał Kisame z poważnym wyrazem twarzy. – Wiesz, że żartowałem, pytając czy chcesz się przyłączyć… - Patrzył na mnie dziwnie.
    - Oj wiem – zanurzyłam się jeszcze bardziej, tak, że woda zakryła moje usta.
    Wtedy do łaźni wszedł ktoś jeszcze. Nie widziałam kto, bo siedziałam tyłem, ale ten ktoś stanął za mną, rzucając cień na wodę. Odchyliłam głowę, żeby zidentyfikować tego delikwenta. Deidara. Wpatrywał się we mnie wykrzywiając twarz w grymasie. Drzwi znowu się otworzyły…
    - Jukata-san! – Tobi pędził w moją stronę z tacką kanapek. – Jukata-san. Zrobiłem kanapki! - Zamaskowany chłopak stanął bokiem koło zdezorientowanego blondyna i pchnął go biodrem. Deidara ześlizgnął się z posadzki i machając rękami, wpadł do basenu.
    - Ty mały… - zerwał się jak oparzony, ociekając cały wodą. Widać było, że jest wściekły, bo aż poczerwieniał na twarzy.
    - Tobi to dobry chłopiec! – Zamaskowany podrapał się w głowę i spojrzał na mnie. – Prawda Jukata-san? – Położył tackę z jedzeniem obok mojego ręcznika.
    - Eee, taaa – miałam ochotę cała zanurzyć się, ale Tobi zaczął się rozbierać. – Co ty robisz! – Sama zerwałam się z miejsca i wrzasnęłam na niego – jak chcesz się przebrać to idź do swojego pokoju – machnęłam ręką wskazując na drzwi.
    Przyglądał mi się chwilę, zabrał swoje sandały, które zdjął wcześniej i wymaszerował z pomieszczenia. Oparłam się zrezygnowana o ściankę basenu. Blondyn zrobił to już wcześniej. Nawet się ni opłukał. Zresztą jaki to miałoby teraz sens, skoro Tobi i tak już go tu wepchnął.
    - Ten dureń naprawdę będzie brał z nami kąpiel? – Zareagował Hidan. – Nigdy wcześniej tego nie robił.
    - Racja, un – Dei pokiwał głową i splótł ręce na piersi. Moją uwagę przykuł dziwny tatuaż.  Chyba zauważył, że się gapię bo znowu się skrzywił.
    - A jak tam twoje relacje z Itachim – spytał Kisame.
    - Nie ma o czym mówić. Trochę nafukaliśmy na siebie i tyle – odparłam.
    Jeśli już o nim mowa, to dobrze, że go tu nie ma. Nie wyobrażam sobie jego i Tobiego razem w łazience. Z tego co zdążyłam zauważyć raczej nie pałają do siebie sympatią. Wręcz przeciwnie. Chyba coś musiało się między nimi wydarzyć, bo niby skąd ta niechęć? W końcu są z jednego klanu…
    - Tobi będzie brał kąpiel! Tobi to dobry chłopiec – usłyszałam z korytarza.
    Wpadł do łaźni cały w skowronkach, trzymając naręcze różnych dziwnych rzeczy. Podszedł do basenu i wrzucił je do wody.
    - Co to do cholery jest! – Wrzasnął Hidan i przykleił się mocniej do ścianki.
    - Zabawki Tobiego – pisnął z zadowoleniem chłopak.
    Słyszałam jak podchodzi do jednego z prysznicy. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jak Tobi stoi tam przepasany tylko wąskim ręcznikiem zawiązanym na biodrach. Stał do nas tyłem i powoli rozwiązywał ręcznik. Zerknął w dół i zastygł tak na chwile wpatrując się w coś intensywnie.
    - Tobi zapomniał slipek – wyparował nagle.
    Wszyscy patrzyli na niego z politowaniem. Wtedy odwrócił się w naszą stronę i jednym szybkim ruchem odrzucił ręcznik.
    - Żartowałem – usiadł na stołku i zaczął się płukać.
    Był naprawdę dobrze zbudowany. Szeroki w barkach, umięśniony, ale nie przesadnie. Szczupły, długie nogi… Gapiłam się tak chwilę, zanim zdałam sobie sprawę, że to robię. Odwróciłam głowę i znowu zanurzyłam się pod sam nos. Z wody zdążyło się już wynurzyć wszystko co Tobi do niej wrzucił. Jakieś nakręcane badziewie, gumowa kaczka, gąbka w kształcie ryby, ringo, statek i inne dziwactwa.
    - A jak tam misja? Powiodła się? – Kisame ponownie do mnie zagadał.
    - Jakoś poszło… - nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
    Matko, przez tych Uchiha coraz więcej rzeczy muszę utrzymywać w sekrecie. Przecież nie powiem mu, że prawie zjadły nas zombie, ale Madara nas teleportował. W dodatku Itachi nadużył swoich zdolności… Ciekawe jak on się teraz czuje. Może powinnam była zobaczyć co się z nim dzieje? Usłyszałam szuranie taboretem i wreszcie mój partner raczył do nas dołączyć. Ulokował się blisko mnie i zwrócił w moją stronę.
   - Dlaczego Jukata-san nic nie je? – Zapytał z wyrzutem.
   - Ach, zapomniałam – wynurzyłam się i skierowałam w stronę jedzonka – właściwie to co to jest? – Patrzyłam na kromki posmarowane jakimś mazidłem.
   - Kanapki z pastą z łososia – podał mi jedną.
    Ugryzłam i okazało się, że kanapka jest naprawdę pyszna. Spałaszowałam ją w mgnieniu oka. Zadowolony Tobi oparł się o ściankę basenu, dorwał jakąś zabawkę i nakręcił ją. Zauważyłam, że Kisame już od jakiegoś czasu przygląda się gąbczastej rybie. W końcu wziął ją i udawał rekina. Do Deidary zaś podpływała żółta kaczuszka. Pierwsze co przyszło mi na myśl to to, że są do siebie podobni. Takie same wielkie ślepia. Spojrzałam na pozostałą dwójkę, Sasori miał zamknięte oczy a Hidan podpierał głowę jedną ręką i też wyglądał na śpiącego. Westchnęłam. Było dokładnie wpół do jedenastej. Nawet nie spostrzegłam, kiedy oparłam głowę o ramię Tobiego. Jakoś tak sama mi poleciała. On zaś w skupieniu nakręcał pozostałe zabawki. Znowu przypomniała mi się przestroga Itachiego. Zerknęłam na niego i wtedy on zrobił to samo. Podniosłam głowę i spaliłam buraka. Madara zbliżył swoją zamaskowana twarz do mojej i puknął mnie nią w nos. Podniosłam lewą brew do góry. Co on? Chciał mnie pocałować? Zapomniał, że ma to cholerstwo na twarzy? Zerknęłam ukradkiem na pozostałych, ale chyba nikt nie zauważył. Wszyscy już przysypiali. Nagle drzwi otworzyły się z impetem i do łaźni weszli Pein i Konan.
    - Wstawać! Koniec imprezy! – Zaalarmował. – Teraz nasza kolej – spojrzał porozumiewawczo na Konan.
    - I tak mam już dość – Dei się przebudził i wygramolił leniwie z wody.
    Reszta poszła w jego ślady. Szybko się uwinęli i opuścili pomieszczenie. Tylko ja z Tobim jeszcze się zbieraliśmy. Chłopak szukał swojego ręcznika, kiedy ja wycierałam się swoim. Zawiązałam się i wzięłam tackę z pozostałymi kanapkami.
    - A to co takiego? – Pein wskazał na zabawki i spojrzał na mnie.
    - Chyba nie myślisz, że to moje – patrzyłam na niego z lekkim poirytowaniem.
    Tobi odnalazł swój ręcznik i zarzucił na biodra. Pstryknął palcami i zabawki poznikały w kłębach dymu. Skierował się w moją stronę i kiwnął, abym wzięłam go pod rękę, co też uczyniłam. Ruszyliśmy do naszego pokoju…