wtorek, 18 lutego 2014

Dodatek – Kartka z pamiętnika Jukaty



     Powrót do Akatsuki był trudną decyzją, ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Zresztą stęskniłam się za ekipą. Brakowało mi Kisame i jego rad, Sasoriego i jego marionetek, Peina i misji, Hidana i jego głupich dowcipów, nawet tych pozostałych dziwaków jak Zetsu i Kakuzu. Kiedy już się na powrót zaaklimatyzowałam, zaczęłam zwiedzać siedzibę. Miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie śledzi, ale w tych mrocznych korytarzach trudno było dostrzec cokolwiek. Przystanęłam na chwilę i się odwróciłam. Ewidentnie zza rogu ktoś wyglądał. Wysoka postać przyodziana w czerń z dziwna twarzą. Zmrużyłam oczy. Czy tam naprawdę ktoś jest czy to tylko mój umysł płata mi figle? Raczej nie, bo co by rzucało taki cień. Wtedy coś czerwonego błysło na wysokości jego głowy. Matko, to jakiś demon! Mina mi zrzedła, a serce zaczęło bić szybciej. Muszę jak najszybciej się stąd zabrać. Obróciłam się na pięcie i żwawym krokiem ruszyłam przed siebie. W ogóle to gdzie ja jestem? Nie pamiętam tego miejsca! W co ja się znowu wpakowałam. Usłyszałam za sobą kroki. Goni mnie! Ten demon mnie goni! Zerknęłam za siebie, coś się zbliżało. Szłam coraz szybciej i szybciej. Czułam jego oddech na swoim karku. Dość! Zatrzymałam się gwałtownie i wtedy to coś na mnie wpadło.
     - Aua! – Wrzasnęłam i zamachnęłam się żeby go trzasnąć pięścią w tors, ale nikogo tam nie było.
    Rozpłynął się w powietrzu – pomyślałam. To musiał być duch. To przeklęty korytarz w podziemnym labiryncie! Zgubiłam się?! W którą stronę mam iść. Byłam już niemało przerażona. Pierwszy dzień w Akatsuki i umrę, gdzieś pod ziemią z dala od słońca, a moje ciało będzie tu gniło przez wieczność… nagle ktoś pociągnął mnie za rękę, a potem popchnął na ścianę, przez którą normalnie centralnie przeniknęłam. Wypadłam gdzieś pomiędzy skałami i wylądowałam na tyłku na trawie. Przede mną rozlegał się las, a za mną skalista góra. Gdzie ja do cholery jestem i jak przeniknęłam prze te kamienie? Wstałam powoli i zastukałam w litą skałę. Umarłam, a moja dusza przeszła przez tę ścianę. Coś zaszeleściło mi nad głową. Spojrzałam w górę i zobaczyłam tylko wielką, czarną bryłę opadającą na mnie. Zostałam przygnieciona. Chciałam to zepchnąć, ale było cholernie ciężkie. Zaczęło się wiercić!
     - Hej! – Krzyknęłam kiedy zdałam sobie sprawę, że to jakiś palant.
     Oparł się na łokciach i spojrzał na mnie.
     - Tobi nie chciał. Tobi to dobry chłopiec – wymamrotał.
     - Co?! Złaź ze mnie! – Chciałam się wyczołgać spod niego, ale on nagle zaczął wsiąkać w ziemię! Zerwałam się na równe nogi i sprawdziłam grunt pod stopami. Facet dosłownie wsiąkł! To miejsce też jest nawiedzone!  Zaczęłam przedzierać się przez krzaki. Miałam nadzieję trafić na jakąś ścieżkę. W końcu ją znalazłam i po kilkudziesięciu minutach trafiłam do wejścia do organizacji. Matko co za dzień…
                                                                 ***
     Niedługo po owym wydarzeniu dowiedziałam się kim był ów osobnik. To mój nowy partner Tobi. Niezdarny i wkurzający gość, który lubi być pomiatany przez resztę członków Akatsuki. Nie poruszyłam z nim tego tematu, bo i tak pewnie nic by mi konkretnego nie powiedział. Zresztą nasze rozmowy zawsze są o niczym…
    - Tobi lubi żelki. Czy Jukata-san też lubi żelki? – Spytał nagle kiedy siedzieliśmy razem w auli na dwuosobowej kanapie.
    - Eee, lubię – zerknęłam na niego kątem oka.
Akurat w telewizji leciały reklamy.
    - A czy Jukata-san lubi detergenty?! – Ożywił się widząc reklamę środka do czyszczenia toalet.
     Normalnie nie wiem co mam odpowiedzieć. Czy lubię detergenty?
    - Nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
    - Tobi nie lubi, bo mimo że ładnie pachną, to są niedobre w smaku. A czy Jukata-san lubi pomarańcze? – Właśnie leciała reklama pomarańczy z Biedronki, znowu przecena…
    - Lubię…
    - A czy Jukata-san lubi Tobiego? – Zwrócił się lekko w moją stronę.
    - Lubię…
    - A skąd Jukata-san wie, skoro nawet nie polizała Tobiego? – Zrobiłam się czerwona jak burak. Dosłownie czułam jak płoną mi policzki.
    - Jesteś nienormalny – wybełkotałam, wstałam i udałam się do swojego pokoju.
    - Jukata-san gdzie idziesz? – Zaczął machać rękami.
    - Do siebie… - trzasnęłam drzwiami.
    - Ale zaraz będzie druga część Kucyków Pony… - usłyszałam jeszcze na korytarzu.
                                                                 *** 
    Stałam przed lodówką i zastanawiałam się co zjeść na kolację. W zasadzie i tak nie było wielkiego wyboru. Już mi się niedobrze robiło od jajecznicy i kanapek z paprykarzem… swoją drogą kto kupuje tyle puszek z paprykarzem? Odwróciłam się w stronę stołu gdzie zasiadał Kisame. Nawet nie chcę wiedzieć… to chyba jego jedyne pożywienie. A tak w ogóle to czy Kisame nie jest jakoś spokrewniony z rekinem? Czyżby był wynikiem jakiegoś szalonego eksperymentu? Rekiny zjadają inne ryby… spojrzałam na puszki z paprykarzem… w takim razie on też jest kanibalem…
    - Tobi jest szczęśliwy! Kraina kucyków została uratowana! – Wpadł do kuchni skacząc jak głupi.
    - Zakmnij się, un – siedzący na progu stołu Deidara podstawił mu nogę, a chłopak wyłożył się na podłodze jak długi.
    Wszyscy usłyszeliśmy trzask. Matko skręcił sobie kark! – To była pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy. Jednak Tobi wstał stojąc do nas tyłem i wtem zauważyłam jak kawałki jego maski spadają na podłogę. Wszyscy wybałuszyli oczy.
   - Eee, wszystko w porządku? – Zagadał Kisame, ale Tobi stał tam jak kołek. – Deidara weź go szturchnij, może on faktycznie jest robotem – zwrócił się do blondyna. Matko, robotem? – Zerknęłam na rybiastego. On też miewa dziwne pomysły, ale nie posądziłabym go o to, że podejrzewa Tobiego o bycie robotem…
    - Oi… - Dei wyciągnął ku niemu rękę i już go miał dotknąć, kiedy niespodziewanie do kuchni wszedł Pein. Ogarnął wszystkich wzrokiem z miną tak ponurą i złowrogą, że mi to aż w pięty poszło.
    - Co to ma być! – Wskazał na na Tobiego.
    Wszyscy patrzyliśmy się na niego i zastanawialiśmy co odpowiedzieć, a Tobi nadal się nie ruszał! Pewnie jest mu przykro… może płacze i nie chce żebyśmy widzieli jego łez? Powinnam go pocieszyć.
    - To był wypadek – Deidara jak zwykle chciał ratować swoją dupę i świadomie rozminął się z prawdą. W końcu to była jego wina.
    - Pytam, kto to tutaj przytaszczył! – Wrzasnął na nas, a my patrzyliśmy na niego jak te święte krowy. O co mu chodzi?
    Wtedy Tobiemu odpadła jedna ręka a potem druga. Jego nogi też zaczęły się kruszyć a raczej rozpływać. Wreszcie rozpuścił się cały a na podłodze została tylko kupa błota. Popatrzyłam porozumiewawczo na Kisame i rzuciliśmy się do drzwi.
     - Deidara sprząta – rzuciłam tylko przez ramię i uciekliśmy z pomieszczenia.
     Tobi i błotne justu? Mam wrażenie, że mój nowy partner jeszcze nie raz mnie zaskoczy.