wtorek, 15 października 2013

Rozdziały 1-2 (stare)


     Było już późno, kiedy dotarłam do organizacji Akatsuki. Księżyc świecił wysoko na niebie, a wiatr rozwiewał moje czarne włosy. Zawahałam się, czy powinnam wejść do środka. Dziwne, nikt nie pilnuje drzwi. Nacisnęłam na klamkę, otwarte. Tak, przezorny zawsze ubezpieczony. I po co pakowali mi kiedyś do głowy te wszystkie zasady, skoro sami ich nie przestrzegają. To trochę irytujące…
     Wtargnęłam do środka jakby nigdy nic. Ruszyłam długim, szarym korytarzem w kierunku gabinetu Lidera, który znajdował się na samym końcu. Jeszcze tylko skręt w prawo i… 
    – Ju…Ju…Jukata… – Kisame stanął ja wryty.
    Wyrwałam się szybko z zamysłu i spojrzałam na niego mrużąc oczy.
    – Ach to ty… – Kurde miałam nadzieję, że nie spotkam nikogo o tej porze…
    – Co ty tu robisz? – Dopytywał się niebieski nie mogąc uwierzyć, że naprawdę mnie spotkał.
    – Wróciłam do domu, nie cieszysz się? – Uśmiechnęłam się szeroko.
    Mężczyzna wyprostował się i wziął mnie na bok. Oparł o ścianę i zamknął mnie między swoimi rękami, opierając się również. Pochylił się nade mną i wbił wzrok w moją twarz.
    – Lider był wściekły, Itachi był wściekły, wszyscy byli… i ja też… – Zbliżył się niebezpiecznie.
    – Daruj sobie – odepchnęłam go od siebie, odeszłam kilka kroków i stanęłam tyłem do niego.
    – Jukata, traktowałem cię jak siostrę, zawsze cię broniłem…
    – Teraz już nie będziesz musiał – przerwałam mu. – Nauczyłam się bronić sama, poznałam siebie na nowo – spojrzałam w sufit i westchnęłam. – Już nie jestem tą samą małą dziewczynką co kiedyś -  powiedziałam z pewnością w głosie. – A Itachi, żebyś widział jego minę, kiedy zwiałam – zaśmiałam się cicho.
    Kisame podszedł do  mnie i objął w pasie.
    – Wiesz, tęskniłem za tobą. Miałem cichą nadzieję, że kiedyś wrócisz – potarł policzkiem o mój policzek.
    Miał niewyobrażalnie gładką skórę, trochę chłodną, ale miłą w dotyku.
    – Ciekawe czy Pein też zareaguje tak entuzjastycznie – nie obawiałam się jednak spotkania z nim, jakoś to wszystko jeszcze do mnie nie docierało.
    – Zatem powodzenia. – Kisame ruszył w swoją stronę, ale nagle zatrzymał się jeszcze. – Wiesz, naprawdę wydoroślałaś – ogarnął mnie wzrokiem. Pokiwałam tylko głową.
    Stanęłam przed drzwiami Lidera. Było już grubo po północy, ale znając go, na pewno jeszcze nie śpi. Zapukałam delikatnie. Usłyszałam jak ktoś po drugiej stronie zbliża się w moim kierunku. Rudy, średniego wzrostu facet otworzył przede mną wrota do swojego małego świata.
    – Wiesz która jest godzina? – Przecierał senne oczy, ziewając w dodatku.
    A jednak się pomyliłam, spał.
    – Przepraszam – nie wiem czemu, ale byłam lekko poirytowana.
    Pein wpatrywał się we mnie chwilę, po czym zamknął mi drzwi przed nosem.
I tak właśnie się zachowuje dorosły człowiek, w dodatku Lider. Nie dałam jednak za wygrane i weszłam do jego pokoju.
    – Posłuchaj… – Podeszłam do niego.
    – To ty posłuchaj – przerwał mi i odwrócił się w moją stronę. – Liczę do trzech, a ty masz stąd zniknąć i nigdy nie wracać. Raz, dwa…
    Stałam podparta pod boczki i wpatrywałam się w niego wyczekująco, ze wściekłą miną.
    – Trzy – powiedział łagodnie. – Siadaj. – Wskazał mi krzesło i sam usiadł naprzeciwko mnie. Dzieliło nas jedynie zawalone papierami biurko.
    Milczeliśmy tak chwilę, przyglądając się sobie uważnie.
    – Jedno pytanie – odezwał się pierwszy. – Dlaczego?
    No tak, nie mogłam przecież spodziewać się czegoś innego. Zastanowiłam się.
    – Chciałam spróbować normalnego życia – posmutniałam.
    – I jak? – Rozłożył ręce i splótł je z powrotem.
    – No nie za bardzo – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Nic nie układało się tak, jakbym tego chciała – przygryzłam wargę.
    – I postanowiłaś wrócić – kiwnął głową.
    Nie odpowiedziałam. Dobrze wiedział, że tak. Sięgnął do szuflady biurka i wyciągnął mały, srebrny kluczyk z brelokiem w kształcie miniaturowego misia.
    – Twój pokój nadal jest wolny – podał mi go i ziewnął. – Idź już bo będę miał worki pod oczami…
    – Dzięki – machnęłam do niego na wyjściu i ruszyłam do siebie.
    Na szczęście nikogo więcej nie spotkałam. Padłam na łóżko zmęczona i szybko pogrążyłam się we śnie…

    Kiedy się obudziłam jakoś nie miałam odwagi, żeby wyjść z pokoju. Leżałam na łóżku ze skrzyżowanymi pod głową rękoma i wpatrywałam się w biały, rozległy sufit. Tynk już nie odpadał. Pewnie zrobili mały remoncik. Kiedyś, jak tu jeszcze mieszkałam strasznie sypało mi się na głowę… pewnej nocy na policzek opadł mi taki wielki płat ściany, że myślałam, że ktoś mnie zaatakował…
    Zaburczało mi w brzuchu, no tak od kilkunastu godzin nic nie jadłam. Podniosłam się leniwie, zarzuciłam na siebie firmowy płaszcz Akatsuki i zapięłam pod samą szyję. Podeszłam do drzwi i wzięłam kilka głębszych wdechów… Czy ja jestem jakaś nienormalna? Nad czym ja się w ogóle zastanawiam… wypadłam na korytarz i ruszyłam żwawo do kuchni…    
    Nie dane mi było jednak ukończyć tej podróży w spokoju. Ledwo co weszłam w zakręt i znowu na kogoś wpadłam.
    - Jak łazisz idioto! – wrzasnęłam i dopiero teraz spojrzałam na twarz stojącego naprzeciwko mnie chłopaka. Szczerze mówiąc nigdy przedtem go nie widziałam. Do głowy wpadł mi szatański plan…
    - To ty nie patrzysz, gdzie leziesz – odpowiedział chłodno blondyn, bacznie mi się przyglądając. – A tak w ogóle to co tu robisz? – Patrzył na mnie przenikliwie.
    - Wiadomość z ostatniej chwili, zostałam nowym Liderem Akatsuki – uśmiechnęłam się zadziornie.
    Przez chwilę nie wiedział co ma zrobić. Totalnie go zamurowało, to co powiedziałam. Odchylił się do tyłu i próbował coś z siebie wykrztusić, ale uniemożliwił mu to Sasori…
    - Zbieraj się mamy misję – sunął po podłodze w tej swojej kukle.
    - Tylko wezmę kilka rzeczy Sasori no danna – widząc, że lalkarz w ogóle na mnie nie reaguje, chyba uwierzył w moje słowa, ale jestem przebiegła!
    - Sasori no dann. – powtórzyłam po nim z melodyjnością w głosie – no proszę mistrz i jego uczeń…
    Blondyn patrzył na mnie dziwnie, mina mu zrzedła, a ja miałam niezły ubaw. Ten drugi obserwował mnie chwilę kątem oka, po czym ruszył dalej.
    - Pośpiesz się bo on nie lubi czekać… i ja także – spojrzałam na niego spod byka.
    Chłopak zatoczył się i pobiegł za czerwonowłosym. Nie mogłam się normalnie opanować. Wpadłam do kuchni i wybuchłam głośnym śmiechem.
    - Jestem boska – podeszłam do lodówki, przejrzałam jej zawartość i wyciągnęłam sobie ładnie wyglądającą szyneczkę. Położyłam ją na kromkę razowego chleba i przysiadłam się do stołu. Zostało tylko dwóch kretynów… Na szczęście Itachiego nie było. Jakoś nie miałam ochoty go zobaczyć, pewnie by się wściekł…
    - Jukata, może usiądziesz koło mnie – zaproponował mi Hidan.
    Kakuzu zmierzył go tylko wzrokiem, odsunął krzesło i udał się do wyjścia, posyłając mi podły uśmieszek. Tak, ciepłe powitanie… Widząc, że nie zareagowałam facet wstał i podszedł do mnie powoli. Odłożyłam kanapkę.
    Sam na sam z Hidanem, muszę przyznać, że to rozwiązanie wcale mi się nie podobało… stanął za moimi plecami, położył dłonie na moich ramionach i pochylił się nade mną.
    - Byłaś niegrzeczną dziewczynką… – Szepnął mi do ucha – wujek musi cię ukarać…
    No nie wytrzymałam! Wstałam z zawrotną prędkością, zebrałam czakrę w prawej ręce i szybkim ruchem chciałam go walnąć, ale złapał mnie za nadgarstek.
    - No coś ty Jukata, przecież żartowałem tylko – moja reakcja zdziwiła go niemało.
    - Wiem, chciałam sprawdzić, czy masz jeszcze ten sam refleks co kiedyś – posłałam mu niewinny uśmiech.
    Dobrze znałam zagrywki Hidana. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić…
Puścił moją dłoń i pokiwał głową.
    - Kisame powiedział rano, że wróciłaś. Myślałem, że tylko sobie żartuje – wpatrywał się w moje oczy.
    - Więc Itachi też już wie – powiedziałam sama do siebie.
    - Zapewne tak, jednak obydwaj wyruszyli dzisiaj na misję i wrócą dopiero za jakieś… – Zastanowił się przez chwilę – trzy dni.
    - Będę miała czas żeby przygotować się psychicznie – wzięłam kanapkę i podeszłam do drzwi.
    - A ty dokąd? – Spytał z dziwną miną.
    - Do gabinetu – zaśmiałam się. – Jakem Lider – powiedziałam pod nosem, założyłam ręce za głowę i ruszyłam do pokoju, znajdującego się na końcu korytarza…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz