Nie uszliśmy
kilku metrów, aż tu nagle poczułam, że ktoś za nami wygląda. Zatrzymałam się
nie oglądając za siebie, czułam jego wzrok na moim ciele. Przeszedł mnie dziwny
dreszcz, tak, to na pewno on, czego może ode mnie chcieć. Uśmiechnęłam się
lekko, marszcząc brwi i zwróciłam z stronę wejścia do Akatsuki. Itachi patrzył
prosto w moje oczy. Jego czarna grzywka powiewał lekko na wietrze. Wyglądał tak
spokojnie.
- Jukata, mam nadzieję, że wrócisz… – zmarszczył brwi. – …mamy niedokończone sprawy – powiedział z powaga w głosie, po czym zniknął gdzieś w ciemnościach szarego korytarza.
Opuściłam głowę i przygryzłam wargi. Stęsknił się za mną, czy chce mnie wykończyć osobiście? Teraz z pewnością się tego nie dowiem…
- Rusz się, bo inaczej nigdy tam nie dojdziemy. – Sasori najwyraźniej się zniecierpliwił.
Tak, on nie lubi czekać, cały czas mi to powtarzał, kiedy byliśmy partnerami… zaraz! Czy on się do mnie odezwał?!! Od kiedy wróciłam nie słyszałam, żeby się do mnie odzywał. Matko, ta misja będzie długa i…
- Hej, zaczekajcie! – Zobaczyłam biegnącego w naszym kierunku Hidana.
Walnęłam się otwartą dłonią w czoło, a ten czego chce! Też się pożegnać… Facet zatrzymał się tuż przede mną.
- Lider stwierdził, że powinienem iść z wami – wysapał zgięty w pół z głupim uśmiechem na twarzy. – Zetsu będzie patrolował okolicę i informował nas, czy ruch oporu się nie zbliża. – wskazał na znikającego w krzakach, dwukolorowego kanibala.
- Dobra… mam nadzieję, że to już wszyscy – westchnęłam i popatrzyłam z politowaniem na białowłosego. – Zatem w drogę…
Hidan ulokował się po mojej lewej stronie, Tobi po prawej. Wreszcie się uspokoił. Znowu zaciął mu się zamek płaszcza, o zgrozo! Sasori i Deidara szli na przedzie. Lalkarz sunął w swojej kukle, blondyn miętosił coś w dłoniach. Chyba już zaczął szykować sobie zabaweczki, które tak uwielbiał.
Ogarnęłam wzrokiem każdego po kolei, poczułam się dziwnie szczęśliwa. Bez względu na wszystko, cieszę się, że znowu tutaj jestem. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, spojrzałam w niebo i przymknęłam oczy. Tak, brakowało mi tych wspólnych misji, czasem wręcz śmiesznie łatwych, czasami śmiertelnie niebezpiecznych. W tej chwili uświadomiłam sobie, że po prostu to kocham, ten smak ryzyka, niepewność i moich towarzyszy, tak zróżnicowanych pod względem charakteru.
Uwielbiam Sasoriego za tę jego wredność i oschłość, Deia nie znam jeszcze za bardzo, ale też go lubię, choćby za ten jego zadziorny uśmieszek, Hidana za, to, że zawsze słuchał co do niego mówiłam i za te kilkugodzinne patrzenie w moje oczy i próby zaciągnięcia mnie do łóżka, Tobiego, jego po prostu nie da się nie lubić, potrafi mnie rozbawić, Kisame, ech Kisame mój starszy braciszek, bronił mnie w każdej sytuacji, Itachi… jego podziwiałam najbardziej… Kakuzu, kłócił się ze mną o pieniądze i uczył sztuki rabunku.. hehe, Zetsu, bez komentarza o_O, i Pein, pamiętam dzień w którym go spotkałam, krępująca sytuacja…
- Jukata – głos Hidana wyrwał mnie z zamysłu. – Co robiłaś po odejściu z Akatsuki? – Wypalił ni stąd ni zowąd.
Popatrzyłam na niego z uniesiona brwią.
- Nic nie robiłam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Mieszkałam w hotelu i utrzymywałam się z drobnych kradzieży. Dni mijały mi na rozmyślaniach i leniuchowaniu. – jak się tak zastanowić, to rzeczywiście czasami tak było. Spuściłam głowę, lepiej żeby nikt się nie dowiedział, co się naprawdę wydarzyło, zwłaszcza potem… muszę przestać o tym myśleć…
- Z jakiej wioski pochodzisz, un? – Deidara odwrócił głowę w moją stronę ze znakiem zapytania na twarzy.
- Z żadnej – uśmiechnęłam się. – Moja matka zostawiła mnie w przyrożnym barze, gdzie zajęła się mną właścicielka. Kobieta była już w podeszłym wieku i niedługo potem zmarła. Bar przejęła jej wyrodna córka i wyrzuciła mnie stamtąd. Długo błąkałam się po lesie.
Dei patrzył na manie dziwnie.
- Czyli nie jesteś nawet geninem, UN! – Wrzasnął. – I ja mam się ciebie słuchać, to niedorzeczne! – Pburzył się i splótł ręce na piersi.
- Zamknij się idioto – warknął na niego Sasori.
- Ale Sasori no Danna… – blondyn zrobił niewinną minkę – …to niesprawiedliwe, un – wyczułam w jego głosie nutkę irytacji.
Sasori szedł niewzruszony, ale miałam wrażenie, że i on przypomniał sobie jakiś wydarzenia ze swojego życia, z tego co słyszałam też został sierotą w młodym wieku i ogarnął go taki żal do świata, że nie mógł tego znieść, jego pasją stało się zabijanie.
- Życie zawsze było niesprawiedliwe i nic tego nie zmieni. Lider wybrał ją na dowódcę tej misji z jakiegoś konkretnego powodu, a nie tylko dlatego, że tak mu się podobało, więc nie powinieneś się w ogóle odzywać w tej kwestii. – Sasori chyba się zdenerwował na swojego partnera, czyżby mnie bronił?
- Tak Sasori no Danna – ten to potrafi utemperować Deidarę, któremu zrobiło się najwyraźniej głupio.
Tobi przysłuchiwał się każdemu słowu, Hidan tez zamilkł. Nastała niezręczna cisza. Może to i dobrze, wszyscy powinniśmy się czasami nad sobą zastanowić.
Godziny mijały. Znowu zatopiłam się w przeszłości, tak bolesnej, że z każdą nowa myślą, niesamowity ból rozdzierał moje serce. Zaczęło piec mnie ramię, gdzie ulokowana była pieczęć, którą naznaczył mnie, tak, nikt inny jak… ognisty demon. Złapałam się mimowolnie za to miejsce i syknęłam z bólu.
- Jukata-san! Wszystko dobrze – Tobi chwycił mnie, kiedy zachwiałam się na nogach.
- W porządku – ból ustąpił, a ja otuliłam się bardziej płaszczem.
- Powinniśmy zrobić postój – wtrącił Sasori, zerkając na moje ramię.
Dopiero teraz zauważyłam, że zrobiło się już ciemno i jesteśmy na pustyni. Skierowaliśmy się w stronę kamiennej groty, wyrzeźbionej przez pustynny piasek i schowaliśmy się w jej wnętrzu. Usiadłam obok Tobiego, który był już najwyraźniej zmęczony, bo zachowywał się całkiem normalnie. Oparłam się o skałę i przymknęłam oczy.
- Powinniśmy się przespać – Hidan wykopał sobie dziurę w piasku i ułożył się do spania.
Deidara obserwował mnie z dystansu, chyba zaczął się czegoś domyślać. Sasori wyszedł ze swojej zabawki i schował się za ogromnym głazem. Usłyszałam jakieś szmery i jak blondyn podchodzi do lalkarza i próbuje uzyskać jakieś informacje.
Oparłam głowę o ramię mojego partnera, który był nieprzytomny już od kilku chwil. Tobi, jaki on jest dziwny, pomyślałam tylko i zasnęłam…
- Jukata, mam nadzieję, że wrócisz… – zmarszczył brwi. – …mamy niedokończone sprawy – powiedział z powaga w głosie, po czym zniknął gdzieś w ciemnościach szarego korytarza.
Opuściłam głowę i przygryzłam wargi. Stęsknił się za mną, czy chce mnie wykończyć osobiście? Teraz z pewnością się tego nie dowiem…
- Rusz się, bo inaczej nigdy tam nie dojdziemy. – Sasori najwyraźniej się zniecierpliwił.
Tak, on nie lubi czekać, cały czas mi to powtarzał, kiedy byliśmy partnerami… zaraz! Czy on się do mnie odezwał?!! Od kiedy wróciłam nie słyszałam, żeby się do mnie odzywał. Matko, ta misja będzie długa i…
- Hej, zaczekajcie! – Zobaczyłam biegnącego w naszym kierunku Hidana.
Walnęłam się otwartą dłonią w czoło, a ten czego chce! Też się pożegnać… Facet zatrzymał się tuż przede mną.
- Lider stwierdził, że powinienem iść z wami – wysapał zgięty w pół z głupim uśmiechem na twarzy. – Zetsu będzie patrolował okolicę i informował nas, czy ruch oporu się nie zbliża. – wskazał na znikającego w krzakach, dwukolorowego kanibala.
- Dobra… mam nadzieję, że to już wszyscy – westchnęłam i popatrzyłam z politowaniem na białowłosego. – Zatem w drogę…
Hidan ulokował się po mojej lewej stronie, Tobi po prawej. Wreszcie się uspokoił. Znowu zaciął mu się zamek płaszcza, o zgrozo! Sasori i Deidara szli na przedzie. Lalkarz sunął w swojej kukle, blondyn miętosił coś w dłoniach. Chyba już zaczął szykować sobie zabaweczki, które tak uwielbiał.
Ogarnęłam wzrokiem każdego po kolei, poczułam się dziwnie szczęśliwa. Bez względu na wszystko, cieszę się, że znowu tutaj jestem. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, spojrzałam w niebo i przymknęłam oczy. Tak, brakowało mi tych wspólnych misji, czasem wręcz śmiesznie łatwych, czasami śmiertelnie niebezpiecznych. W tej chwili uświadomiłam sobie, że po prostu to kocham, ten smak ryzyka, niepewność i moich towarzyszy, tak zróżnicowanych pod względem charakteru.
Uwielbiam Sasoriego za tę jego wredność i oschłość, Deia nie znam jeszcze za bardzo, ale też go lubię, choćby za ten jego zadziorny uśmieszek, Hidana za, to, że zawsze słuchał co do niego mówiłam i za te kilkugodzinne patrzenie w moje oczy i próby zaciągnięcia mnie do łóżka, Tobiego, jego po prostu nie da się nie lubić, potrafi mnie rozbawić, Kisame, ech Kisame mój starszy braciszek, bronił mnie w każdej sytuacji, Itachi… jego podziwiałam najbardziej… Kakuzu, kłócił się ze mną o pieniądze i uczył sztuki rabunku.. hehe, Zetsu, bez komentarza o_O, i Pein, pamiętam dzień w którym go spotkałam, krępująca sytuacja…
- Jukata – głos Hidana wyrwał mnie z zamysłu. – Co robiłaś po odejściu z Akatsuki? – Wypalił ni stąd ni zowąd.
Popatrzyłam na niego z uniesiona brwią.
- Nic nie robiłam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Mieszkałam w hotelu i utrzymywałam się z drobnych kradzieży. Dni mijały mi na rozmyślaniach i leniuchowaniu. – jak się tak zastanowić, to rzeczywiście czasami tak było. Spuściłam głowę, lepiej żeby nikt się nie dowiedział, co się naprawdę wydarzyło, zwłaszcza potem… muszę przestać o tym myśleć…
- Z jakiej wioski pochodzisz, un? – Deidara odwrócił głowę w moją stronę ze znakiem zapytania na twarzy.
- Z żadnej – uśmiechnęłam się. – Moja matka zostawiła mnie w przyrożnym barze, gdzie zajęła się mną właścicielka. Kobieta była już w podeszłym wieku i niedługo potem zmarła. Bar przejęła jej wyrodna córka i wyrzuciła mnie stamtąd. Długo błąkałam się po lesie.
Dei patrzył na manie dziwnie.
- Czyli nie jesteś nawet geninem, UN! – Wrzasnął. – I ja mam się ciebie słuchać, to niedorzeczne! – Pburzył się i splótł ręce na piersi.
- Zamknij się idioto – warknął na niego Sasori.
- Ale Sasori no Danna… – blondyn zrobił niewinną minkę – …to niesprawiedliwe, un – wyczułam w jego głosie nutkę irytacji.
Sasori szedł niewzruszony, ale miałam wrażenie, że i on przypomniał sobie jakiś wydarzenia ze swojego życia, z tego co słyszałam też został sierotą w młodym wieku i ogarnął go taki żal do świata, że nie mógł tego znieść, jego pasją stało się zabijanie.
- Życie zawsze było niesprawiedliwe i nic tego nie zmieni. Lider wybrał ją na dowódcę tej misji z jakiegoś konkretnego powodu, a nie tylko dlatego, że tak mu się podobało, więc nie powinieneś się w ogóle odzywać w tej kwestii. – Sasori chyba się zdenerwował na swojego partnera, czyżby mnie bronił?
- Tak Sasori no Danna – ten to potrafi utemperować Deidarę, któremu zrobiło się najwyraźniej głupio.
Tobi przysłuchiwał się każdemu słowu, Hidan tez zamilkł. Nastała niezręczna cisza. Może to i dobrze, wszyscy powinniśmy się czasami nad sobą zastanowić.
Godziny mijały. Znowu zatopiłam się w przeszłości, tak bolesnej, że z każdą nowa myślą, niesamowity ból rozdzierał moje serce. Zaczęło piec mnie ramię, gdzie ulokowana była pieczęć, którą naznaczył mnie, tak, nikt inny jak… ognisty demon. Złapałam się mimowolnie za to miejsce i syknęłam z bólu.
- Jukata-san! Wszystko dobrze – Tobi chwycił mnie, kiedy zachwiałam się na nogach.
- W porządku – ból ustąpił, a ja otuliłam się bardziej płaszczem.
- Powinniśmy zrobić postój – wtrącił Sasori, zerkając na moje ramię.
Dopiero teraz zauważyłam, że zrobiło się już ciemno i jesteśmy na pustyni. Skierowaliśmy się w stronę kamiennej groty, wyrzeźbionej przez pustynny piasek i schowaliśmy się w jej wnętrzu. Usiadłam obok Tobiego, który był już najwyraźniej zmęczony, bo zachowywał się całkiem normalnie. Oparłam się o skałę i przymknęłam oczy.
- Powinniśmy się przespać – Hidan wykopał sobie dziurę w piasku i ułożył się do spania.
Deidara obserwował mnie z dystansu, chyba zaczął się czegoś domyślać. Sasori wyszedł ze swojej zabawki i schował się za ogromnym głazem. Usłyszałam jakieś szmery i jak blondyn podchodzi do lalkarza i próbuje uzyskać jakieś informacje.
Oparłam głowę o ramię mojego partnera, który był nieprzytomny już od kilku chwil. Tobi, jaki on jest dziwny, pomyślałam tylko i zasnęłam…
Otworzyłam leniwie oczy. Spostrzegłam nad sobą jakiś cień. Przez chwilę
wydawało mi się, że to tylko moja wyobraźnia, byłam zaspana i obolała.
Zamknęłam powieki i znów coś przemknęło nad moją głową. Otworzyłam ponownie
oczy i zobaczyłam pochylającego się nade mną Sasoriego. Najwyraźniej nie
zauważył, że się obudziłam. Zerknął na mnie kątem oka i zrobił dziwną minę.
- Nie ruszaj się – powiedział do mnie półgłosem i wyciągnął rękę w moim kierunku, kierując wzrok, gdzieś za moja głowę.
Poczułam, że szarpnął mnie za kitkę i wtedy zobaczyłam skorpiona, którego trzymał za jadowity ogon.
- Wplątał ci się we włosy – pomachał mi przed nosem, śmiertelnie niebezpiecznym stworzeniem.
- Uratowałeś mi życie – zerwałam się z miejsca, rozglądając się czy inne pustynne zwierzątka nie przypuściły na mnie ataku.
- Nie przyzwyczajaj się – odparł oschle, ale dostrzegłam na jego twarzy nieśmiały uśmiech.
Sasori podszedł do wejścia i wypuścił skorpiona na wolność. Ten oddalił się szybciutko, znikając mi z pola widzenia. Rozejrzałam się jeszcze raz i zauważyłam coś dziwnego.
- Sasori, a gdzie reszta? – W jaskini znajdowaliśmy się tylko ja i on.
- Deidara i Hidan poszli szukać Tobiego, bo gdzieś się zawieruszył… – wskoczył do swojej kukły i zmienił zabarwienie głosu. Strasznie tego nie lubię. Gdy jest w normalnej postaci, jego głos brzmi tak zniewalająco… zaraz! Tobi się zgubił?!!!
- Że co powiedziałeś, jak to się zawieruszył? – Krzyknęłam zrozpaczona…
Wybiegłam przed grotę i oślepiło mnie słońce. Szlak by to, pomyślałam. Zarzuciłam na głowę obszerny kaptur z którym się nie rozstawałam. No tak przecież to pustynia. Nie do życia… Dotknęłam dłonią piasku, drobne ziarenka ślizgały się pomiędzy moimi palcami. Podłoże było strasznie niestabilne, tak ich nie znajdę… wtedy zauważyłam lądującego Deia, po Hidanie i Tobim nie było ani śladu.
- Mam już dość, un – wrzasnął blondyn. – Co temu kretynowi strzeliło do głowy, żeby oddalać się od kryjówki. – spojrzał na mnie morderczym wzrokiem jakby to był moja wina.
- A gdzie Hidan? – Spytałam poirytowana.
- Wlecze się pomału – blondyn kiwnął głową w stronę zasapanego białowłosego.
Trzeba znaleźć Tobiego, pomyślałam, przecież on jest całkiem bezbronny. Wyjrzałam spod kaptura. Żadnych śladów, żadnych odcisków stóp na piasku. I co ja mam niby zrobić?!! Myśl Jukata, myśl! Przecież to twój partner, nie zostawisz go tak…
- Dobra – powiedziałam. – Zaczekajcie chwile, ja go poszukam… Deidara… – zwróciłam się do chłopaka. – …mogę pożyczyć twojego ptaszka? – uśmiechnęłam się zadziornie.
- A bierz – powiedział zrezygnowany. – Tylko się nie rozbij – dodał pod nosem.
Wskoczyłam na wielkiego, glinianego jastrzębia. Wykonałam kilka pieczęci, mój Kekke-Genkai bardzo mi teraz pomoże, samonamierzający system, prawie jak GPS, potrafi namierzyć wszystko w dowolnym punkcie na świecie. Tak, prosto do celu… przydaje mi się, od kiedy mam światłowstręt. Fala niebieskiej chakry otoczyła mnie i skumulowała się w dłoniach, abym mogła przekazać informacje swojemu pomocnikowi. Usiadłam na jego grzbiecie i położyłam na nim ręce. Ptak wzbił się w powietrze robiąc dużo zamieszania na dole, gdyż podmuch wiatru uniósł ze sobą cały pył.
Ruszyłam na poszukiwania. Zamknęłam oczy by mieć lepszą kontrolę. Trajektoria, to mój Kekke-Genkai, mam nadzieję, że doprowadzi mnie do Tobiego zanim będzie za późno…
Słonce grzało coraz bardziej, uleciałam już spory kawałek, a po nim ani śladu… wtedy spostrzegłam czarną plamę na piasku, obraz był dość zamazany, ale rozpoznałam czerwone chmurki w białych obwódkach, to musiał być on. Ptak samoistnie zniżył lot, gdyż tak nakazywała mu Trajektoria i wylądowaliśmy obok Tobiego. Podbiegłam do niego, był nieprzytomny. Rozpięłam jego płaszcz i przyłożyłam ucho do jego serca, wciąż biło. Sprawdziłam puls, jest, ale bardzo słaby, oddech! Czy on oddycha?!! Postanowiłam zdając jego maskę. Nie miałam wyboru. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam pomarańczowe coś na jego twarzy. Tobi złapał mnie mocno za nadgarstek i zerwał się z miejsca. Upadłam do tyłu, lądując na tyłku.
- Jukata-san? – Zdziwił się moją obecnością.
- Tak – spojrzałam na niego spod kaptura. – Co ty tu do cholery robisz? -Próbowałam mówić spokojnie, ale głos drżał mi ze zdenerwowania.
- Tobi szukał wody – uradował się.
- Na środku pustyni?!!! – No nie wytrzymałam musiałam wrzasnąć.
Chłopak przekrzywił głowę i podrapał się w jej czubek. Przeciągnęłam dłonią po twarzy.
- Nic ci nie jest? – Spytałam ogarnąwszy go wzrokiem.
Pokiwał przecząco głową.
- To dobrze, musimy wracać bo inni na pewno dostali już białej gorączki – powiedziałam zrezygnowana. Czy on naprawdę jest taki głupi?!! Nie miałam już sił, wdrapałam się na jastrzębia i usiadłam po turecku. Spojrzałam na Tobiego, który stał w miejscu w którym go znalazłam.
- Idziesz? – Machnęłam ręką na zachętę.
- Tobi ma lęk wysokości – powiedział cichutko, bawiąc się nieśmiało palcami.
Przeciągnęłam się i naciągnęłam bardziej kaptur, żeby nie widział mojej wściekłej miny.
- Boże, i co ja ma zrobić – załamałam się po prostu. I poczułam jak słońce grzeje coraz mocniej. Zaraz zdechnę jeśli ten gamoń nie wsiądzie.
- Tobi błagam cię, zrób to dla swojej Jukatki! – Uśmiechnęłam się szczerząc zęby. – Obiecuję, że nic ci nie będzie, no chodź – wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.
Chłopak bardzo niechętnie podszedł do mnie i chwycił za rękę. Pomogłam mu wdrapać się na grzbiet dziwnego stworzenia. Usiadł za mną.
- W końcu – odetchnęłam z ulgą. – No dalej malutki, wracamy do kryjówki – poklepałam ptaszka po głowie. Ten wzbił się i zawrócił. Tobi złapał mnie w pasie i przytulił mocno. Przysunął się tak blisko, że czułam jak napiera na mnie całym ciałem. Kaptur zleciał mi z głowy i mimowolnie zasłoniłam twarz rękami. Przechyliłam się do tyłu i wylądowałam między nogami chłopaka, kładąc głowę na jego torsie. Tobi chwycił mnie pod biustem. Sytuacja była niezręczna, przynajmniej dla mnie, bo on nawet nie zareagował…
- Jukata-san – odezwał się po chwili.
Naciągnęłam z powrotem kaptur i zwróciłam się w jego stronę.
- Tobi dziękuje za ratunek – zbliżył swoja twarz do mojej i szepnął do ucha. – Tobi cię kocha – jego głos zabrzmiał jakoś inaczej. Przeszedł mnie dziwny dreszcz. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach, było mi tak dobrze. Zapomniałam całkiem o pozostałych, ważne, że on był blisko…
- Nie ruszaj się – powiedział do mnie półgłosem i wyciągnął rękę w moim kierunku, kierując wzrok, gdzieś za moja głowę.
Poczułam, że szarpnął mnie za kitkę i wtedy zobaczyłam skorpiona, którego trzymał za jadowity ogon.
- Wplątał ci się we włosy – pomachał mi przed nosem, śmiertelnie niebezpiecznym stworzeniem.
- Uratowałeś mi życie – zerwałam się z miejsca, rozglądając się czy inne pustynne zwierzątka nie przypuściły na mnie ataku.
- Nie przyzwyczajaj się – odparł oschle, ale dostrzegłam na jego twarzy nieśmiały uśmiech.
Sasori podszedł do wejścia i wypuścił skorpiona na wolność. Ten oddalił się szybciutko, znikając mi z pola widzenia. Rozejrzałam się jeszcze raz i zauważyłam coś dziwnego.
- Sasori, a gdzie reszta? – W jaskini znajdowaliśmy się tylko ja i on.
- Deidara i Hidan poszli szukać Tobiego, bo gdzieś się zawieruszył… – wskoczył do swojej kukły i zmienił zabarwienie głosu. Strasznie tego nie lubię. Gdy jest w normalnej postaci, jego głos brzmi tak zniewalająco… zaraz! Tobi się zgubił?!!!
- Że co powiedziałeś, jak to się zawieruszył? – Krzyknęłam zrozpaczona…
Wybiegłam przed grotę i oślepiło mnie słońce. Szlak by to, pomyślałam. Zarzuciłam na głowę obszerny kaptur z którym się nie rozstawałam. No tak przecież to pustynia. Nie do życia… Dotknęłam dłonią piasku, drobne ziarenka ślizgały się pomiędzy moimi palcami. Podłoże było strasznie niestabilne, tak ich nie znajdę… wtedy zauważyłam lądującego Deia, po Hidanie i Tobim nie było ani śladu.
- Mam już dość, un – wrzasnął blondyn. – Co temu kretynowi strzeliło do głowy, żeby oddalać się od kryjówki. – spojrzał na mnie morderczym wzrokiem jakby to był moja wina.
- A gdzie Hidan? – Spytałam poirytowana.
- Wlecze się pomału – blondyn kiwnął głową w stronę zasapanego białowłosego.
Trzeba znaleźć Tobiego, pomyślałam, przecież on jest całkiem bezbronny. Wyjrzałam spod kaptura. Żadnych śladów, żadnych odcisków stóp na piasku. I co ja mam niby zrobić?!! Myśl Jukata, myśl! Przecież to twój partner, nie zostawisz go tak…
- Dobra – powiedziałam. – Zaczekajcie chwile, ja go poszukam… Deidara… – zwróciłam się do chłopaka. – …mogę pożyczyć twojego ptaszka? – uśmiechnęłam się zadziornie.
- A bierz – powiedział zrezygnowany. – Tylko się nie rozbij – dodał pod nosem.
Wskoczyłam na wielkiego, glinianego jastrzębia. Wykonałam kilka pieczęci, mój Kekke-Genkai bardzo mi teraz pomoże, samonamierzający system, prawie jak GPS, potrafi namierzyć wszystko w dowolnym punkcie na świecie. Tak, prosto do celu… przydaje mi się, od kiedy mam światłowstręt. Fala niebieskiej chakry otoczyła mnie i skumulowała się w dłoniach, abym mogła przekazać informacje swojemu pomocnikowi. Usiadłam na jego grzbiecie i położyłam na nim ręce. Ptak wzbił się w powietrze robiąc dużo zamieszania na dole, gdyż podmuch wiatru uniósł ze sobą cały pył.
Ruszyłam na poszukiwania. Zamknęłam oczy by mieć lepszą kontrolę. Trajektoria, to mój Kekke-Genkai, mam nadzieję, że doprowadzi mnie do Tobiego zanim będzie za późno…
Słonce grzało coraz bardziej, uleciałam już spory kawałek, a po nim ani śladu… wtedy spostrzegłam czarną plamę na piasku, obraz był dość zamazany, ale rozpoznałam czerwone chmurki w białych obwódkach, to musiał być on. Ptak samoistnie zniżył lot, gdyż tak nakazywała mu Trajektoria i wylądowaliśmy obok Tobiego. Podbiegłam do niego, był nieprzytomny. Rozpięłam jego płaszcz i przyłożyłam ucho do jego serca, wciąż biło. Sprawdziłam puls, jest, ale bardzo słaby, oddech! Czy on oddycha?!! Postanowiłam zdając jego maskę. Nie miałam wyboru. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam pomarańczowe coś na jego twarzy. Tobi złapał mnie mocno za nadgarstek i zerwał się z miejsca. Upadłam do tyłu, lądując na tyłku.
- Jukata-san? – Zdziwił się moją obecnością.
- Tak – spojrzałam na niego spod kaptura. – Co ty tu do cholery robisz? -Próbowałam mówić spokojnie, ale głos drżał mi ze zdenerwowania.
- Tobi szukał wody – uradował się.
- Na środku pustyni?!!! – No nie wytrzymałam musiałam wrzasnąć.
Chłopak przekrzywił głowę i podrapał się w jej czubek. Przeciągnęłam dłonią po twarzy.
- Nic ci nie jest? – Spytałam ogarnąwszy go wzrokiem.
Pokiwał przecząco głową.
- To dobrze, musimy wracać bo inni na pewno dostali już białej gorączki – powiedziałam zrezygnowana. Czy on naprawdę jest taki głupi?!! Nie miałam już sił, wdrapałam się na jastrzębia i usiadłam po turecku. Spojrzałam na Tobiego, który stał w miejscu w którym go znalazłam.
- Idziesz? – Machnęłam ręką na zachętę.
- Tobi ma lęk wysokości – powiedział cichutko, bawiąc się nieśmiało palcami.
Przeciągnęłam się i naciągnęłam bardziej kaptur, żeby nie widział mojej wściekłej miny.
- Boże, i co ja ma zrobić – załamałam się po prostu. I poczułam jak słońce grzeje coraz mocniej. Zaraz zdechnę jeśli ten gamoń nie wsiądzie.
- Tobi błagam cię, zrób to dla swojej Jukatki! – Uśmiechnęłam się szczerząc zęby. – Obiecuję, że nic ci nie będzie, no chodź – wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.
Chłopak bardzo niechętnie podszedł do mnie i chwycił za rękę. Pomogłam mu wdrapać się na grzbiet dziwnego stworzenia. Usiadł za mną.
- W końcu – odetchnęłam z ulgą. – No dalej malutki, wracamy do kryjówki – poklepałam ptaszka po głowie. Ten wzbił się i zawrócił. Tobi złapał mnie w pasie i przytulił mocno. Przysunął się tak blisko, że czułam jak napiera na mnie całym ciałem. Kaptur zleciał mi z głowy i mimowolnie zasłoniłam twarz rękami. Przechyliłam się do tyłu i wylądowałam między nogami chłopaka, kładąc głowę na jego torsie. Tobi chwycił mnie pod biustem. Sytuacja była niezręczna, przynajmniej dla mnie, bo on nawet nie zareagował…
- Jukata-san – odezwał się po chwili.
Naciągnęłam z powrotem kaptur i zwróciłam się w jego stronę.
- Tobi dziękuje za ratunek – zbliżył swoja twarz do mojej i szepnął do ucha. – Tobi cię kocha – jego głos zabrzmiał jakoś inaczej. Przeszedł mnie dziwny dreszcz. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach, było mi tak dobrze. Zapomniałam całkiem o pozostałych, ważne, że on był blisko…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz