Po powrocie
do organizacji okazało się, że większość członków Akatsuki wybyła na misję.
Zostali tylko Deidara, Sasori i Pein oczywiście… jednak nie na długo…
Siedziałam sobie spokojnie w pokoju aż tu nagle pukanie do mych drzwi. Krzyknęłam proszę i po chwili w futrynie ukazał się nasz jakże zapracowany Lider. Włosy w nieładzie, podkrążone oczy… co on do cholery robił? Nie sądziłam, że przydzielanie misji jest takie męczące…
- Jukata… – zaczął cicho zamykając za sobą drzwi – mam do ciebie sprawę nie cierpiącą zwłoki, bo widzisz muszę opuścić organizację na kilka godzin… – mówił szeptem i patrzył na mnie zmieszanym wzrokiem.
Ja też nie ukrywałam zdziwienia… Lider musi opuścić organizację… on się chyba starzeje!!!
- Tu masz klucz do mojego gabinetu. Chcę abyś przypilnowała, aby nikt się nie kręcił pod drzwiami. Rozumiesz? – Spytał ponaglająco.
- Tak jest – odpowiedziałam salutując mu.
- To ja uciekam – narzucił kaptur na głowę i znikł tak szybko jak się pojawił.
Muszę przyznać, że to trochę podejrzane. Coś musiało się stać. Nigdy nie widziałam Lidera takiego roztrzęsionego? Tak to dobre słowo… on naprawdę się przepracowuje… spojrzałam na klucz do jego gabinetu, ciekawe czy ma jakieś informacje o Madarze Uchiha. To byłby dobry sposób na zebranie informacji, poszperać trochę w dokumentach, które nagromadził Pein.
Nie ma co, muszę sprawdzić czy zdejmę pieczęć z drzwi gabinetu. Teraz jeszcze jedna sprawa, gdzie ulotnił się Tobi? Mówił, że idzie do kuchni coś zjeść, Fumi poszedł za nim. Mam nadzieję, że tam są. Ciekawe co by zrobił mój partner jakby zobaczył mnie włamującą się do pokoju Lidera, albo gorzej co by zrobił Deidara jakby mnie tam zobaczył?! Nie, to jednak za duże ryzyko, chyba, że wykonam transformację jutsu!
Złożyłam ręce i zawiązałam kilka pieczęci, po czym przemieniłam się w Lidera. Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie. Wyprostowałam się i zrobiłam tę obojętną zazwyczaj minę, a także zmarszczyłam brwi… kurde jakoś nie wyglądam… No dobra, spróbuję jeszcze raz! Morderczy wzrok i splecione na wysokości klatki piersiowej ręce. To już lepiej…
Wyszłam ostrożnie z mojego pokoju i ruszyłam w stronę gabinetu Lidera. Znalazłam się pod drzwiami i położyłam na nich prawą rękę. Dziesięcioramienna pieczęć, mogłam się tego spodziewać… niestety nie potrafię wykonać tego manewru…
- O jesteś jeszcze, myślałem, że już wyszedłeś – zamarłam słysząc ten głos, ten sam który kiedyś przypadkiem usłyszałam u Peina, teraz wydawał mi się tak znajomy… – odwróciłam się lekko i zobaczyłam Tobiego.
- Właśnie wychodził….em – opamiętałam się w ostatniej chwili. Muszę się skoncentrować w końcu robię za faceta! No już! Koncentracja!
- Masz chwilę? – Spytał masując się po karku. Wtedy zauważyłam Fumiego, który owinął się ogonem dookoła jego szyi.
- W zasadzie to… – nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Tobi w bardzo szybkim tempie wykonał dziesięcioramienną pieczęć i drzwi się otworzyły, no i na co komu klucz…
- Muszę zniszczeć kilka akt – podszedł do jednej z szuflad, która także była obarczona pieczęcią, po czym zdjął ją i wyciągnął dokumenty.
Tobi spalił je trzymając w dłoni i niestety nie zdążyłam zauważyć czyje one były… To dziwne, czy Pein pozwala mu palić swoje dokumenty? Co tu się do licha dzieje?! Usiadłam zrezygnowana w fotelu i przyglądałam się szperającemu wszędzie Tobiemu…
- Chyba wszystko w porządku – powiedział siadając naprzeciwko mnie i patrząc na mnie podejrzliwie.
Boże, Boże, Boże!!! Zaraz mnie zdemaskuje! Czemu tak na mnie patrzy! Podparł brodę na splecionych dłoniach i westchnął.
- Jest jeszcze sprawa Jukaty… – skupiłam się i wytężyłam słuch, będzie mówił o mnie??? – …Itachi wyzwał ją na pojedynek. – wstał i zaczął się przechadzać nerwowo po gabinecie. – Nie wiem czy sobie poradzi, ten chłopak to bardzo trudny przeciwnik, poza tym ma nad nią przewagę, mianowicie Sharingan. – pogładził włosy ręką. – Znasz ją dłużej niż ja, co o tym sądzisz? – spytał, kierując na mnie swój wzrok.
Super, co mam mu odpowiedzieć, że sobie nie poradzę, że Itachi usmaży mnie tym swoim doujutsu, że panicznie boję się tych jego czerwonych tęczówek… że czuję, że to będzie mój koniec… Co by odpowiedział Pein…
- Uważam, że… – nie dane mi było dokończyć bo do pokoju wpadł Deidara.
Tobi odwrócił się w jego stronę i zapadła niezręczna cisza… myśl Jukata, myśl! Jesteś teraz Liderem!
– Co ty do cholery wyprawiasz! – Wydarłam się na niego. – Naucz się wreszcie pukać ty szczylu! – Miałam ochotę się zaśmiać, ale opanowałam się i zrobiłam złowrogą minę.
- W-wybacz Liderze – najwyraźniej się zmieszał. Okazał skruchę i spuścił głowę.
- O co chodzi, tylko szybko bo nie mam dużo czasu – powiedziałam dumna z siebie… całkiem nieźle mi wychodzi to liderowanie!
- Czy mógłbym dziś wziąć wolne? – Spytał niepewnie.
- W jakim celu? – Co ten gamoń kombinuje…
- Chcę się udać do rodzinnej wioski i zabrać coś z mojego dawnego mieszkania – powiedział jednym tchem.
- Tylko żadnego wysadzania w powietrze, nie chcemy ściągać na siebie uwagi, jasne? – Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Tak jest! – Opuścił mój, to znaczy Lidera gabinet…
- A wracając do naszej rozmowy… – spojrzałam na Tobiego, który mierzył mnie wzrokiem. Kurde, nie mogę tego spartolić… – Uważam, że Jukata powinna sobie poradzić, to będzie dla niej dobry sparing. – powiedziałam wbrew swoim przekonaniom… tak ostatni sparing w życiu… Westchnęłam.
- A jeśli coś jej się stanie – złożył ręce jak do modlitwy i spuścił głowę.
- Czyżbyś się o nią martwił? – No musiałam zapytać.
- Chyba spędzam z nią za dużo czasu – spojrzał w sufit. – Przy niej coraz trudniej udawać mi idiotę – zaśmiał się. – Bo Tobi to grzeczny chłopiec – powiedział tym swoim charakterystycznym dziecinnym głosikiem.
Boże! A jednak! On cały czas udawał!
- Fakt, martwię się o nią – odpowiedział już normalnie, muszę przyznać, że jego naturalny głos jest boski… tylko po co ta cała maskarada? Jaki to ma cel? Tobi, dlaczego udajesz kogoś, kim nie jesteś? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi, czy kiedyś się dowiem? Teraz mogę się jedynie domyślać…
- Coś nie tak? – Spytał zdziwiony moją reakcją.
- Nie nic, tylko, że muszę już wychodzić… – wstałam zza biurka. – Oddaj klucz Jukacie – mam nadzieję, że to uczyni, bo będzie kaszanka…
Wypadłam z biura, trzaskając drzwiami, wykonałam jutsu przemiany i pobiegłam do swojego pokoju. Tobi mam nadzieję, że się nie zorientowałeś! Padłam na łóżko, a po pięciu minutach usłyszałam pukanie. Do pomieszczenia wszedł mój partner.
- Jukata-san! – Krzyknął wesoło. – Już wstałaś? Lider-sama kazał przekazać ci klucz na przechowanie – pomachał mi nim przed nosem.
Wstałam ziewając i schowałam klucz do kieszeni. Ogarnęłam Tobiego wzrokiem. Chłopak usiadł obok mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego z mieszanymi uczuciami. Czy dowiem się kiedyś kim naprawdę jesteś? Czy dowiem się… w kim się zakochałam…
Siedziałam sobie spokojnie w pokoju aż tu nagle pukanie do mych drzwi. Krzyknęłam proszę i po chwili w futrynie ukazał się nasz jakże zapracowany Lider. Włosy w nieładzie, podkrążone oczy… co on do cholery robił? Nie sądziłam, że przydzielanie misji jest takie męczące…
- Jukata… – zaczął cicho zamykając za sobą drzwi – mam do ciebie sprawę nie cierpiącą zwłoki, bo widzisz muszę opuścić organizację na kilka godzin… – mówił szeptem i patrzył na mnie zmieszanym wzrokiem.
Ja też nie ukrywałam zdziwienia… Lider musi opuścić organizację… on się chyba starzeje!!!
- Tu masz klucz do mojego gabinetu. Chcę abyś przypilnowała, aby nikt się nie kręcił pod drzwiami. Rozumiesz? – Spytał ponaglająco.
- Tak jest – odpowiedziałam salutując mu.
- To ja uciekam – narzucił kaptur na głowę i znikł tak szybko jak się pojawił.
Muszę przyznać, że to trochę podejrzane. Coś musiało się stać. Nigdy nie widziałam Lidera takiego roztrzęsionego? Tak to dobre słowo… on naprawdę się przepracowuje… spojrzałam na klucz do jego gabinetu, ciekawe czy ma jakieś informacje o Madarze Uchiha. To byłby dobry sposób na zebranie informacji, poszperać trochę w dokumentach, które nagromadził Pein.
Nie ma co, muszę sprawdzić czy zdejmę pieczęć z drzwi gabinetu. Teraz jeszcze jedna sprawa, gdzie ulotnił się Tobi? Mówił, że idzie do kuchni coś zjeść, Fumi poszedł za nim. Mam nadzieję, że tam są. Ciekawe co by zrobił mój partner jakby zobaczył mnie włamującą się do pokoju Lidera, albo gorzej co by zrobił Deidara jakby mnie tam zobaczył?! Nie, to jednak za duże ryzyko, chyba, że wykonam transformację jutsu!
Złożyłam ręce i zawiązałam kilka pieczęci, po czym przemieniłam się w Lidera. Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie. Wyprostowałam się i zrobiłam tę obojętną zazwyczaj minę, a także zmarszczyłam brwi… kurde jakoś nie wyglądam… No dobra, spróbuję jeszcze raz! Morderczy wzrok i splecione na wysokości klatki piersiowej ręce. To już lepiej…
Wyszłam ostrożnie z mojego pokoju i ruszyłam w stronę gabinetu Lidera. Znalazłam się pod drzwiami i położyłam na nich prawą rękę. Dziesięcioramienna pieczęć, mogłam się tego spodziewać… niestety nie potrafię wykonać tego manewru…
- O jesteś jeszcze, myślałem, że już wyszedłeś – zamarłam słysząc ten głos, ten sam który kiedyś przypadkiem usłyszałam u Peina, teraz wydawał mi się tak znajomy… – odwróciłam się lekko i zobaczyłam Tobiego.
- Właśnie wychodził….em – opamiętałam się w ostatniej chwili. Muszę się skoncentrować w końcu robię za faceta! No już! Koncentracja!
- Masz chwilę? – Spytał masując się po karku. Wtedy zauważyłam Fumiego, który owinął się ogonem dookoła jego szyi.
- W zasadzie to… – nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Tobi w bardzo szybkim tempie wykonał dziesięcioramienną pieczęć i drzwi się otworzyły, no i na co komu klucz…
- Muszę zniszczeć kilka akt – podszedł do jednej z szuflad, która także była obarczona pieczęcią, po czym zdjął ją i wyciągnął dokumenty.
Tobi spalił je trzymając w dłoni i niestety nie zdążyłam zauważyć czyje one były… To dziwne, czy Pein pozwala mu palić swoje dokumenty? Co tu się do licha dzieje?! Usiadłam zrezygnowana w fotelu i przyglądałam się szperającemu wszędzie Tobiemu…
- Chyba wszystko w porządku – powiedział siadając naprzeciwko mnie i patrząc na mnie podejrzliwie.
Boże, Boże, Boże!!! Zaraz mnie zdemaskuje! Czemu tak na mnie patrzy! Podparł brodę na splecionych dłoniach i westchnął.
- Jest jeszcze sprawa Jukaty… – skupiłam się i wytężyłam słuch, będzie mówił o mnie??? – …Itachi wyzwał ją na pojedynek. – wstał i zaczął się przechadzać nerwowo po gabinecie. – Nie wiem czy sobie poradzi, ten chłopak to bardzo trudny przeciwnik, poza tym ma nad nią przewagę, mianowicie Sharingan. – pogładził włosy ręką. – Znasz ją dłużej niż ja, co o tym sądzisz? – spytał, kierując na mnie swój wzrok.
Super, co mam mu odpowiedzieć, że sobie nie poradzę, że Itachi usmaży mnie tym swoim doujutsu, że panicznie boję się tych jego czerwonych tęczówek… że czuję, że to będzie mój koniec… Co by odpowiedział Pein…
- Uważam, że… – nie dane mi było dokończyć bo do pokoju wpadł Deidara.
Tobi odwrócił się w jego stronę i zapadła niezręczna cisza… myśl Jukata, myśl! Jesteś teraz Liderem!
– Co ty do cholery wyprawiasz! – Wydarłam się na niego. – Naucz się wreszcie pukać ty szczylu! – Miałam ochotę się zaśmiać, ale opanowałam się i zrobiłam złowrogą minę.
- W-wybacz Liderze – najwyraźniej się zmieszał. Okazał skruchę i spuścił głowę.
- O co chodzi, tylko szybko bo nie mam dużo czasu – powiedziałam dumna z siebie… całkiem nieźle mi wychodzi to liderowanie!
- Czy mógłbym dziś wziąć wolne? – Spytał niepewnie.
- W jakim celu? – Co ten gamoń kombinuje…
- Chcę się udać do rodzinnej wioski i zabrać coś z mojego dawnego mieszkania – powiedział jednym tchem.
- Tylko żadnego wysadzania w powietrze, nie chcemy ściągać na siebie uwagi, jasne? – Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Tak jest! – Opuścił mój, to znaczy Lidera gabinet…
- A wracając do naszej rozmowy… – spojrzałam na Tobiego, który mierzył mnie wzrokiem. Kurde, nie mogę tego spartolić… – Uważam, że Jukata powinna sobie poradzić, to będzie dla niej dobry sparing. – powiedziałam wbrew swoim przekonaniom… tak ostatni sparing w życiu… Westchnęłam.
- A jeśli coś jej się stanie – złożył ręce jak do modlitwy i spuścił głowę.
- Czyżbyś się o nią martwił? – No musiałam zapytać.
- Chyba spędzam z nią za dużo czasu – spojrzał w sufit. – Przy niej coraz trudniej udawać mi idiotę – zaśmiał się. – Bo Tobi to grzeczny chłopiec – powiedział tym swoim charakterystycznym dziecinnym głosikiem.
Boże! A jednak! On cały czas udawał!
- Fakt, martwię się o nią – odpowiedział już normalnie, muszę przyznać, że jego naturalny głos jest boski… tylko po co ta cała maskarada? Jaki to ma cel? Tobi, dlaczego udajesz kogoś, kim nie jesteś? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi, czy kiedyś się dowiem? Teraz mogę się jedynie domyślać…
- Coś nie tak? – Spytał zdziwiony moją reakcją.
- Nie nic, tylko, że muszę już wychodzić… – wstałam zza biurka. – Oddaj klucz Jukacie – mam nadzieję, że to uczyni, bo będzie kaszanka…
Wypadłam z biura, trzaskając drzwiami, wykonałam jutsu przemiany i pobiegłam do swojego pokoju. Tobi mam nadzieję, że się nie zorientowałeś! Padłam na łóżko, a po pięciu minutach usłyszałam pukanie. Do pomieszczenia wszedł mój partner.
- Jukata-san! – Krzyknął wesoło. – Już wstałaś? Lider-sama kazał przekazać ci klucz na przechowanie – pomachał mi nim przed nosem.
Wstałam ziewając i schowałam klucz do kieszeni. Ogarnęłam Tobiego wzrokiem. Chłopak usiadł obok mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego z mieszanymi uczuciami. Czy dowiem się kiedyś kim naprawdę jesteś? Czy dowiem się… w kim się zakochałam…
Przez to zamieszanie z Liderem głowa mnie rozbolała i musiałam przysnąć.
Obudziły mnie dziwne odgłosy dochodzące gdzieś z południowego skrzydła naszej
na wpół podziemnej bazy. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że Tobi znowu znikł,
a wraz z nim mój lis… dlaczego on cały czas za nim łazi? Położyłam się na wznak
i patrzyłam w sufit. Coś huknęło przeraźliwie na korytarzu. Poderwałam się,
kiedy drzwi zaczęły się otwierać i moim oczom ukazał się zakrwawiony Kisame.
- Na Boga! Co ci się stało! – Podbiegłam do niego i objęłam ramieniem.
Rybiasty wsparł się na mnie i spojrzał w moje oczy.
- Zaatakował nas demon o pięciu ogonach! – Wysapał zdyszany. – Wszyscy próbują go powstrzymać, ale ta gadzina jest niewyobrażalnie silna! – Splunął krwią. – Trzeba iść po Lidera! Natychmiast! – Przewrócił się na podłogę.
- Ty tu zostań, a ja po niego pójdę – posadziłam Kisame pod moim łóżkiem, aby miał się o co oprzeć.
Wybiegłam na korytarz i spojrzałam w stronę gabinetu… drzwi nadal były zapieczętowane, pewnie jeszcze nie wrócił. Ruszyłam do wyjścia i z każdym krokiem czułam to… tę żądzę mordu, zapach krwi w powietrzu… atmosfera była tak gęsta, że można było ją ciąć. W końcu to ujrzałam… ogromne, ze spiczastymi uszami, o oczach koloru złota… demon… demon o pięciu ogonach. Musiał się właśnie przebudzić!
- Jukata, gdzie jest Lider? – Hidan wydarł się do mnie nie przerywając walki.
Miałam im nie mówić, że Peina nie ma, ale w takiej sytuacji… Co mam robić? W tym momencie demon zmiótł jednym ze swoich ogonów Hidana i Kakuzu. Sasori w ostatniej chwili zrobił unik i ukrył się w gęstwinie.
- Jukata do cholery! – Wrzasnął białowłosy, kiedy grzmotnął w drzewo. Na jego ciele widniało wiele ran ciętych, jak i szarpanych. Kakuzu też nie wyglądał najlepiej, kilka jego części rozsypało się po okolicy… Wszędzie walały się także zniszczone marionetki Sasoriego, powbijane naokoło kunaje, shurikeny, jakieś ostrza. Wtedy usłyszałam jak ktoś z niesamowitą szybkością zawiązuje pieczęci, następnie wypowiada jakieś słowa… Katon… tak, to usłyszałam! I po chwili wielka kula ognia leciała w stronę wielkiego, wściekłego psiego demona. Tylko dlaczego znalazłam się na linii ognia?! W ostatniej chwili odskoczyłam, aby tuż przed moimi oczami pojawił się wijący ogon potwora. Uderzył mnie z taką siłą, że odrzuciło mnie na kilkanaście metrów. Jednak za nim to wszystko nastąpiło, dostrzegłam go… i te piekielnie wirujące tęczówki… Itachi… on chciał mnie zabić?
Nie mogłam się ruszyć. Poczułam, że spadam, powoli zaczęła ogarniać mnie wszechobecna ciemność. Cudownie… dostałam prosto w klatkę piersiową. Pewnie połamał mi wszystkie żebra…
- Jukata-san! – Coś mnie chwyciło, bardzo miękkiego i puszystego. Usłyszałam jak ktoś mnie woła, ale ten głos był taki niewyraźny i stłumiony… Kiedy otworzyłam oczy, spostrzegłam, że nadal wiszę w powietrzu. Obróciłam lekko głowę by spojrzeć w dół i moim oczom ukazał się Fumi… ale był jakiś dziwny. Jego ogon miał z pięć metrów długości i to właśnie on mnie chwycił. Sam lis także zwiększył swoje rozmiary, a jego sierść przybrała krwisto-czerwony kolor. Poza tym zjeżył się cały i szczerzył swoje ostre zębiska, a z paszczy ściekała mu piana. Postawił mnie delikatnie na ziemi, lokując w ramionach Tobiego.
- Nie martw się Jukata-san, zajmę się tobą później – położył mnie delikatnie pod drzewem. – Fumi z tobą zostanie – ruszył w stronę toczącej się bitwy. Zajęło mi chwilę, zanim mogłam swobodnie oddychać. Dopiero teraz dotarło do mnie co się stało i, że Tobi jest w niebezpieczeństwie. Ledwo podniosłam się z ziemi i chwiejnym krokiem podążyłam za nim.
- Fumi, chyba będziesz musiał mi pomóc – złapałam się za żebra. – Muszę mieć go na oku, w końcu jest moim partnerem – otarłam strużkę krwi, spływającą z moich ust.
Lis podszedł do mnie, abym mogła się na nim wesprzeć i doprowadził mnie do punktu wyjścia. Tobi siedział na grzbiecie tego potwora, który miotał się na wszystkie strony jak wściekły byk.
- Co ten idiota robi – Sasori najwyraźniej nie był zadowolony z jego poczynań. – Wkurza mnie tylko – zmarszczył czoło i zaatakował marionetką Kazekage.
- Przestań! – Krzyknęłam i osunęłam się z bólu na kolana. – Zranisz Tobiego! – Wydusiłam z siebie.
Ale Sasori wzbił swoją kukłę w powietrze i zaatakował wieloma ostrzami. Nagle niebo zaczęło się chmurzyć, a ogromne błyskawice przecinać niebo. Widziałam jak Tobi odskakuje gdzieś na bok i znika mi z oczu. W marionetkę Sasoriego uderzył piorun, wydając okropny dźwięk.
- Cholera – zaklął rudowłosy i ściągnął Kazekage powrotem na dół. – Jukata uciekaj stąd, tu robi się naprawdę niebezpie… – nie dokończył gdyż ogon psiego demona znów zamiótł okolice. Fumi wziął mnie na grzbiet i pognał przed siebie. Zauważyłam uwięzionego pod gruzami Kakuzu, nie ruszał się… jak będzie po wszystkim trzeba go poskładać… no i gdzie podział się Tobi? Rozejrzałam się, ale nigdzie go nie było. Wtedy z ukrycia wyskoczył Itachi. Ja i Fumi bezpiecznie obserwowaliśmy go zza skały. Aktywował Sharingana, ale czy to zadziała na demona? Moje źrenice rozszerzyły się maksymalnie, kiedy jego wielkie pazury zatopiły się w ciele Uchihy. Jednak to był tylko klon, więc gdzie jest oryginał? Wtedy zaatakował z góry jutsu, które użył wcześniej. Wielka kula ognia otoczyła zaskoczonego demona, który zaczął się palić. Itachi szybkim ruchem dłoni wykonał ruchy, które miały na celu uśpienie potwora, tak aby powrócił do postaci ludzkiej. Czarna pieczęć sprawiła, że demon został dezaktywowany.
Wszystko naokoło było kompletnie zniszczone i zrujnowane, a to wszystko z powodu małej dziewczynki. Miała białe jak śnieg włosy i krwisto-czerwone usta. Teraz była nieprzytomna i wyglądała bardzo spokojnie.
Poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach. Obróciłam się lekko i spojrzałam w oczy Tobiemu. No w końcu mogę zemdleć, pomyślałam w myślach i uśmiechnęłam się do niego.
- Jukata-san nie wyglądasz zbyt dobrze – chwycił mnie w pasie, kiedy osuwałam się na ziemię.
- I po coś ty tam poszedł, co wariacie? – Ponownie się uśmiechnęłam, wkładając swoją prawą rękę pod maskę Tobiego i dotykając jego policzka.
- Jukata-san masz zimną dłoń… – patrzył ma nie tak czule. – …zaniosę cię do organizacji – podniósł mnie i chwycił mocno. Objęłam go za szyję.
- A co z resztą? – Pomyślałam o Hidanie i innych.
- Żyją, nic im nie będzie. Hidan się pomodli, Kakuzu pozszywa, Sasori zmieni sobie ciało… – mówił to tak, jakby robili to codziennie… co ja gadam, przecież oni robią to codziennie… – No a Itachi jak zwykle wyszedł bez szwanku… Prawda Itachi-san? – Ostatnie słowa wypowiedział z dziwnie cwaniackim zabarwieniem głosu.
- Sam bym sobie poradził, nie musiałeś umieszczać tych kartek wybuchowych – odparł Uchiha… nawet nie usłyszałam kiedy się zbliżył…
- Nie bądź taki samolubny Itachi -san , Tobi chciał się tylko pobawić – jego głos, znowu to brzmienie, takie stanowcze, pełne zawiści.
- Lepiej z nią coś zrób, bo się wykrwawi – stanął naprzeciwko, patrząc na mnie z góry.
Tobi ruszył przed siebie omijając go, ale zahaczając o jego lewe ramię, na co Uchiha na szczęście nie zareagował. Ci dwaj chyba coś do siebie mają… Westchnęłam.
- Zaniosę cię do gabinetu Lidera, ma tam apteczkę, trzeba cię opatrzyć – kopnął w drzwi, które otworzyły się na rozcież i po kilku metrach dotarliśmy na miejsce. Posadził mnie na biurku i zaczął szperać w szafkach. Wyciągnął drewnianą skrzynkę i postawił koło mnie. Ledwo co mogłam utrzymać się w pionie.
- Bardzo mocno oberwałaś – zaczął rozpinać mój płaszcz, poczułam się nieswojo. Zsunął mi go z ramion, po czym materiał delikatnie opadł na blat. Pod spodem miałam czarną koszulkę na ramiączkach. Tobi dotknął mojego tatuażu na ramieniu, gładząc delikatnie moją skórę.
- Będziesz musiała to zdjąć – pomógł mi pozbyć się zbędnego ciucha, wpatrując się w mój dekolt.
Dobrze, że założyłam stanik… co za niezręczna sytuacja…
- Nie ma rady, trzeba użyć medycznego ninjutsu – zawiązał kilka pieczęci i już po chwili był gotowy, aby mnie uleczyć.
- Nie sądziłam, że potrafisz takie rzeczy…
- Czy ktoś do cholery może mi powiedzieć co się tutaj stało? – Nagle do pomieszczenia wpadł Pein z nietęgą miną, a kiedy zobaczył mnie na swoim biurku, uniósł w zdziwieniu brew.
- Zaatakował nas psi demon – odpowiedział spokojnie Tobi, nie przerywając leczenia moich żeber.
Lider patrzył na mnie i oko zaczęło mu latać…
- Nie było mnie zaledwie sześć godzin a wy mi tu Sajgon urządzacie! – Zaczął wyrywać sobie włosy.
- Coś przegapiłem? – Do pomieszczania wszedł Deidara z głupim uśmiechem i wszyscy spojrzeli na niego z politowaniem… Hehe, kto przyjdzie się jeszcze na mnie pogapić?
- Na Boga! Co ci się stało! – Podbiegłam do niego i objęłam ramieniem.
Rybiasty wsparł się na mnie i spojrzał w moje oczy.
- Zaatakował nas demon o pięciu ogonach! – Wysapał zdyszany. – Wszyscy próbują go powstrzymać, ale ta gadzina jest niewyobrażalnie silna! – Splunął krwią. – Trzeba iść po Lidera! Natychmiast! – Przewrócił się na podłogę.
- Ty tu zostań, a ja po niego pójdę – posadziłam Kisame pod moim łóżkiem, aby miał się o co oprzeć.
Wybiegłam na korytarz i spojrzałam w stronę gabinetu… drzwi nadal były zapieczętowane, pewnie jeszcze nie wrócił. Ruszyłam do wyjścia i z każdym krokiem czułam to… tę żądzę mordu, zapach krwi w powietrzu… atmosfera była tak gęsta, że można było ją ciąć. W końcu to ujrzałam… ogromne, ze spiczastymi uszami, o oczach koloru złota… demon… demon o pięciu ogonach. Musiał się właśnie przebudzić!
- Jukata, gdzie jest Lider? – Hidan wydarł się do mnie nie przerywając walki.
Miałam im nie mówić, że Peina nie ma, ale w takiej sytuacji… Co mam robić? W tym momencie demon zmiótł jednym ze swoich ogonów Hidana i Kakuzu. Sasori w ostatniej chwili zrobił unik i ukrył się w gęstwinie.
- Jukata do cholery! – Wrzasnął białowłosy, kiedy grzmotnął w drzewo. Na jego ciele widniało wiele ran ciętych, jak i szarpanych. Kakuzu też nie wyglądał najlepiej, kilka jego części rozsypało się po okolicy… Wszędzie walały się także zniszczone marionetki Sasoriego, powbijane naokoło kunaje, shurikeny, jakieś ostrza. Wtedy usłyszałam jak ktoś z niesamowitą szybkością zawiązuje pieczęci, następnie wypowiada jakieś słowa… Katon… tak, to usłyszałam! I po chwili wielka kula ognia leciała w stronę wielkiego, wściekłego psiego demona. Tylko dlaczego znalazłam się na linii ognia?! W ostatniej chwili odskoczyłam, aby tuż przed moimi oczami pojawił się wijący ogon potwora. Uderzył mnie z taką siłą, że odrzuciło mnie na kilkanaście metrów. Jednak za nim to wszystko nastąpiło, dostrzegłam go… i te piekielnie wirujące tęczówki… Itachi… on chciał mnie zabić?
Nie mogłam się ruszyć. Poczułam, że spadam, powoli zaczęła ogarniać mnie wszechobecna ciemność. Cudownie… dostałam prosto w klatkę piersiową. Pewnie połamał mi wszystkie żebra…
- Jukata-san! – Coś mnie chwyciło, bardzo miękkiego i puszystego. Usłyszałam jak ktoś mnie woła, ale ten głos był taki niewyraźny i stłumiony… Kiedy otworzyłam oczy, spostrzegłam, że nadal wiszę w powietrzu. Obróciłam lekko głowę by spojrzeć w dół i moim oczom ukazał się Fumi… ale był jakiś dziwny. Jego ogon miał z pięć metrów długości i to właśnie on mnie chwycił. Sam lis także zwiększył swoje rozmiary, a jego sierść przybrała krwisto-czerwony kolor. Poza tym zjeżył się cały i szczerzył swoje ostre zębiska, a z paszczy ściekała mu piana. Postawił mnie delikatnie na ziemi, lokując w ramionach Tobiego.
- Nie martw się Jukata-san, zajmę się tobą później – położył mnie delikatnie pod drzewem. – Fumi z tobą zostanie – ruszył w stronę toczącej się bitwy. Zajęło mi chwilę, zanim mogłam swobodnie oddychać. Dopiero teraz dotarło do mnie co się stało i, że Tobi jest w niebezpieczeństwie. Ledwo podniosłam się z ziemi i chwiejnym krokiem podążyłam za nim.
- Fumi, chyba będziesz musiał mi pomóc – złapałam się za żebra. – Muszę mieć go na oku, w końcu jest moim partnerem – otarłam strużkę krwi, spływającą z moich ust.
Lis podszedł do mnie, abym mogła się na nim wesprzeć i doprowadził mnie do punktu wyjścia. Tobi siedział na grzbiecie tego potwora, który miotał się na wszystkie strony jak wściekły byk.
- Co ten idiota robi – Sasori najwyraźniej nie był zadowolony z jego poczynań. – Wkurza mnie tylko – zmarszczył czoło i zaatakował marionetką Kazekage.
- Przestań! – Krzyknęłam i osunęłam się z bólu na kolana. – Zranisz Tobiego! – Wydusiłam z siebie.
Ale Sasori wzbił swoją kukłę w powietrze i zaatakował wieloma ostrzami. Nagle niebo zaczęło się chmurzyć, a ogromne błyskawice przecinać niebo. Widziałam jak Tobi odskakuje gdzieś na bok i znika mi z oczu. W marionetkę Sasoriego uderzył piorun, wydając okropny dźwięk.
- Cholera – zaklął rudowłosy i ściągnął Kazekage powrotem na dół. – Jukata uciekaj stąd, tu robi się naprawdę niebezpie… – nie dokończył gdyż ogon psiego demona znów zamiótł okolice. Fumi wziął mnie na grzbiet i pognał przed siebie. Zauważyłam uwięzionego pod gruzami Kakuzu, nie ruszał się… jak będzie po wszystkim trzeba go poskładać… no i gdzie podział się Tobi? Rozejrzałam się, ale nigdzie go nie było. Wtedy z ukrycia wyskoczył Itachi. Ja i Fumi bezpiecznie obserwowaliśmy go zza skały. Aktywował Sharingana, ale czy to zadziała na demona? Moje źrenice rozszerzyły się maksymalnie, kiedy jego wielkie pazury zatopiły się w ciele Uchihy. Jednak to był tylko klon, więc gdzie jest oryginał? Wtedy zaatakował z góry jutsu, które użył wcześniej. Wielka kula ognia otoczyła zaskoczonego demona, który zaczął się palić. Itachi szybkim ruchem dłoni wykonał ruchy, które miały na celu uśpienie potwora, tak aby powrócił do postaci ludzkiej. Czarna pieczęć sprawiła, że demon został dezaktywowany.
Wszystko naokoło było kompletnie zniszczone i zrujnowane, a to wszystko z powodu małej dziewczynki. Miała białe jak śnieg włosy i krwisto-czerwone usta. Teraz była nieprzytomna i wyglądała bardzo spokojnie.
Poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach. Obróciłam się lekko i spojrzałam w oczy Tobiemu. No w końcu mogę zemdleć, pomyślałam w myślach i uśmiechnęłam się do niego.
- Jukata-san nie wyglądasz zbyt dobrze – chwycił mnie w pasie, kiedy osuwałam się na ziemię.
- I po coś ty tam poszedł, co wariacie? – Ponownie się uśmiechnęłam, wkładając swoją prawą rękę pod maskę Tobiego i dotykając jego policzka.
- Jukata-san masz zimną dłoń… – patrzył ma nie tak czule. – …zaniosę cię do organizacji – podniósł mnie i chwycił mocno. Objęłam go za szyję.
- A co z resztą? – Pomyślałam o Hidanie i innych.
- Żyją, nic im nie będzie. Hidan się pomodli, Kakuzu pozszywa, Sasori zmieni sobie ciało… – mówił to tak, jakby robili to codziennie… co ja gadam, przecież oni robią to codziennie… – No a Itachi jak zwykle wyszedł bez szwanku… Prawda Itachi-san? – Ostatnie słowa wypowiedział z dziwnie cwaniackim zabarwieniem głosu.
- Sam bym sobie poradził, nie musiałeś umieszczać tych kartek wybuchowych – odparł Uchiha… nawet nie usłyszałam kiedy się zbliżył…
- Nie bądź taki samolubny Itachi -san , Tobi chciał się tylko pobawić – jego głos, znowu to brzmienie, takie stanowcze, pełne zawiści.
- Lepiej z nią coś zrób, bo się wykrwawi – stanął naprzeciwko, patrząc na mnie z góry.
Tobi ruszył przed siebie omijając go, ale zahaczając o jego lewe ramię, na co Uchiha na szczęście nie zareagował. Ci dwaj chyba coś do siebie mają… Westchnęłam.
- Zaniosę cię do gabinetu Lidera, ma tam apteczkę, trzeba cię opatrzyć – kopnął w drzwi, które otworzyły się na rozcież i po kilku metrach dotarliśmy na miejsce. Posadził mnie na biurku i zaczął szperać w szafkach. Wyciągnął drewnianą skrzynkę i postawił koło mnie. Ledwo co mogłam utrzymać się w pionie.
- Bardzo mocno oberwałaś – zaczął rozpinać mój płaszcz, poczułam się nieswojo. Zsunął mi go z ramion, po czym materiał delikatnie opadł na blat. Pod spodem miałam czarną koszulkę na ramiączkach. Tobi dotknął mojego tatuażu na ramieniu, gładząc delikatnie moją skórę.
- Będziesz musiała to zdjąć – pomógł mi pozbyć się zbędnego ciucha, wpatrując się w mój dekolt.
Dobrze, że założyłam stanik… co za niezręczna sytuacja…
- Nie ma rady, trzeba użyć medycznego ninjutsu – zawiązał kilka pieczęci i już po chwili był gotowy, aby mnie uleczyć.
- Nie sądziłam, że potrafisz takie rzeczy…
- Czy ktoś do cholery może mi powiedzieć co się tutaj stało? – Nagle do pomieszczenia wpadł Pein z nietęgą miną, a kiedy zobaczył mnie na swoim biurku, uniósł w zdziwieniu brew.
- Zaatakował nas psi demon – odpowiedział spokojnie Tobi, nie przerywając leczenia moich żeber.
Lider patrzył na mnie i oko zaczęło mu latać…
- Nie było mnie zaledwie sześć godzin a wy mi tu Sajgon urządzacie! – Zaczął wyrywać sobie włosy.
- Coś przegapiłem? – Do pomieszczania wszedł Deidara z głupim uśmiechem i wszyscy spojrzeli na niego z politowaniem… Hehe, kto przyjdzie się jeszcze na mnie pogapić?
" Coś przegapiłem? – Do pomieszczania wszedł Deidara z głupim uśmiechem i wszyscy spojrzeli na niego z politowaniem… Hehe, kto przyjdzie się jeszcze na mnie pogapić?" hahah i to wejście wymiata:) Świetny rozdział
OdpowiedzUsuń