piątek, 18 października 2013

Rozdziały 17-18 (stare)



     Choć niechętnie, musiałam wreszcie podnieść się z podłogi. Wolnym krokiem ruszyłam przed siebie, spoglądając na rozwalony zamek w drzwiach… ciekawe kto go mi teraz naprawi… Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę gabinetu Lidera. Misja, pomyślałam, w zasadzie to wcale nie mam ochoty, żeby robić cokolwiek. Co się ze mną dzieje? Rozleniwiłam się chyba…
    Zapukałam delikatnie do drzwi, przynajmniej ja posiadam jakieś maniery i nie rozwalam zamków! Gdyby to się wydarzyło u Peina to Hidan straciłby głowę!
    - Wejść – usłyszałam i pociągnęłam niefortunnie za klamkę, która upadła z hukiem na podłogę. Pein ogarnął mnie wzrokiem, wyglądając zza biurka.
    - Mam już dość tego dnia – mruknęłam pod nosem, podnosząc zimny metal. Ruszyłam w stronę Lidera i rzuciłam mu klamkę na biurko. Mężczyzna uniósł brew w zdziwieniu i popatrzył na mnie z ukosa.
    - Wzywałeś mnie? – Usiadłam i założyłam nogę na nogę.
    - Tak – wstał i podszedł do szafki, szukając czegoś w papierach. Zauważyłam, że cały czas mnie obserwuje katem oka. Czyżbym ubrała się niestosownie? Spojrzałam po sobie, może wybiegłam z pokoju w samych gaciach? Jednak to nie było to. Więc o co mu chodzi?
    - Ty i Hidan przyjaźnicie się, prawda? – Spytał ni stąd  ni zowąd, wracając z jakąś teczką. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i położył akta przed sobą.
    - W zasadzie to tak – nie podobało mi się to pytanie…
    - Zauważyłaś pewnie, że czasami wychodzi z organizacji i znika na jakiś czas. Nikt nie wie, gdzie się wtedy podziewa i co robi – złożył ręce. – Chcę, abyś go śledziła.
    - Co? – Szczęka mi opadła. To niedorzeczne, przecież znamy się od zawsze i miałabym go tak paskudnie potraktować? Nawet jeśli wyrwał mi zamek z zawiasów…
    - Podejrzewam, że Hidan ma kogoś i to nie jest byle jak dziewczyna, bo nie latałby do niej tak często. Jeśli to się potwierdzi, chcę abyś ją zlikwidowała. Nic nie może rozpraszać naszych członków, czy to jest jasne? – Jego źrenice rozszerzyły się niebezpiecznie.
    Miałam pustkę w głowie. Słowa Lidera docierały do mnie powoli. Hidan się zakochał? To by wyjaśniało jego zniknięcie po misji i to roztargnienie. Faktycznie był bardzo szczęśliwy i nawet się uśmiechnął do mnie, ale nigdy bym nie przypuszczała, że może mieć dziewczynę. I miałabym zniszczyć jego uczucie? Pogrzebać wszystkie marzenia, jego plany, miałabym zabić niewinną istotę? On nigdy by mi tego nie wybaczył!
    - Jukata, to rozkaz! – Głos Peina wyrwał mnie z zamysłu.
    Spojrzałam tępo przed siebie i zauważyłam, że obwódki jego oczu delikatnie wirują, pewnie wie, o czym myślałam…
    - Rozumiesz co masz zrobić? – Spytał jeszcze raz.
    - Tak – odpowiedziałam, ale nie byłam pewna, czy mi się uda. Byłoby mi łatwiej, jeśliby nie powiedział, że to dziewczyna Hidana, zresztą możliwe, że wcale nią nie jest. Mam taką nadzieję…
    Wstałam i pogładziłam włosy.
    - To wszystko? – Spytałam.
    Lider pokiwał głową na tak. Odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia. Wzięłam głęboki oddech i już chciałam chwycić za klamkę, kiedy się zorientowałam, że jej tam nie ma. Spojrzałam na Peina, który machał nią z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam do siebie. To straszne, pomyślałam, mam przez cały czas łazić za Hidanem? Czerno to widzę. Muszę coś wymyślić, tylko co? Nie dane mi było się nad tym zastanowić, bo Tobi wychodząc z mojego pokoju, potrącił mnie i talerz, który trzymał w rekach upadł na podłogę i roztrzaskał się na kawałki.
    - Czy to znak? – Spytałam samą siebie, obserwując rozsypane kawałeczki naczynia.
    - Tobi nie chciał!… – chłopak zaczął lamentować.
    - Tak, Tobi to grzeczny chłopiec – przerwałam mu i podniosłam na niego wzrok. Westchnęłam, czułam się taka bezradna…
    - Tobi posprząta! – Ukucnął i zaczął zbierać resztki talerza. Zerknęłam na jego obandażowane dłonie i zauważyłam, że opatrunek przecieka.
    - Zostaw – schyliłam się i wytrąciłam mu z ręki ostre kawałki porcelany. – pociągnęłam go do góry i weszliśmy oboje do pokoju. Chwyciłam go za ręce i zaczęłam odwijać zabrudzony bandaż.
    - Jukata-san nie trzeba! – Wyrwał mi się i popatrzył na mnie dziwnie.
    - Trzeba zmienić opatrunek – powiedziałam stanowczo i podeszłam do niego bliżej.
    - Aleś ty uparta – usłyszałam jak burknął pod nosem.
    Drgnęłam. Wyczułam w jego głosie dziwne wibracje, poza tym zabrzmiało to poważnie, trochę złowrogo. Wydał mi się taki inny,  obcy. Spojrzałam na niego mimowolnie. Wyglądał całkiem normalnie, może tylko mi się wydawało?
    - Co tu się stało? – Usłyszałam znajomy głos za plecami.
    Odwróciłam się i zobaczyłam jak Kisame przygląda się rozbitemu talerzowi i wyrwanemu z zawiasów zamkowi.
    - Nic, normalka! – uśmiechnęłam się szeroko. – Przyszedłeś w jakiejś sprawie?
    - Chciałem ci powiedzieć, że… – Kisame zaczął gestykulować rękami w okolicy głowy. – … on wiesz, co mam namyśli… – popatrzył na mnie zrezygnowany.
    - Nie za bardzo – powiedziałam zgodnie z prawdą.
    - Chodzi o Itachiego, no wiesz ma paskudnego guza – niebieski podrapał się w kark. – A temu co się stało? – Zerknął na Tobiego. – Też go ktoś trzepnął?
    - Ja nic nie widziałam i o niczym nie wiem – pokiwałam przecząco głową i wypowiedziałam to zadanie bardzo szybko.
    - No dobra, to ja idę przygotować jakiś koktajl powstrząsowy  – Kisame trzasnął drzwiami, które wyleciały z zawiasów.
    - Nic nie szkodzi – powiedziałam zanim zdążył wypowiedzieć jakieś słowo. – Mam przerąbane, przerąbane! – Potrząsnęłam Tobim trzymając go za płaszcz – Itachi mnie zabije! – Chlipnęłam rozpaczliwie.
    Chłopak patrzył na mnie z góry i był bardzo opanowany, co zdarza mu się coraz częściej, albo zasnął już na stojąco, to też mu się zdarza… Ja zauważyłam coś bardzo dziwnego… próbowałam obrócić głowę, ale poczułam tylko jak coś strzyknęło mi w szyi. Chwyciłam się za nią, ale nie mogłam się ruszyć. Czułam, że robię się czerwona jak burak.
    - Jukata-san wszystko w porządku? – Tobi pochylił się nad moją twarzą. Chciałam się odchylić, ale ból całkowicie mi to uniemożliwił i normalnie poczułam jak jego maska otarła się o czubek mojego nosa.
    - Coś mi, coś mi… – zaczęłam się śmiać przez zęby i gestykulować rękami tak ja wcześniej Kisame – No nie mogę ruszyć głową. – wydusiłam wreszcie z siebie. – Chyba mnie przewiało…
    - Tobi zna dobry sposób – wyprostował się z powrotem i miałam wrażenie, że się uśmiechnął.
    Podszedł do mnie od tyłu i zsunął mój płaszcz na ramiona. Miałam na sobie tylko czarną koszulkę z wielkim dekoltem na ramiączkach. Zdjął bandaż ze swoich dłoni i zaczął mnie delikatnie masować. Zdrętwiałam jeszcze bardziej, ale tym razem z zaskoczenia, lecz po chwili rozluźniłam się całkowicie.
    Poczułam się strasznie senna, było mi tak dobrze. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść chwili. Moje ciało było w jego władaniu. Kołysałam się w przód i tył. Nie wiem co się ze mną działo, ale nigdy nie czułam się lepiej. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że masaż ustał. Straciłam równowagę i poleciałam do tyłu. Tobi złapał mnie w swoje ramiona. Otworzyłam oczy, kiedy moja głowa bezpiecznie wylądowała na jego piersi. Ból ustał i znowu mogłam się ruszać. Odwróciłam się w jego stronę, nadal byłam senna i tylko uśmiechnęłam się lekko. Zapomniałam o wszystkich zmartwieniach i o całym świecie.
    - Co to takiego? – Wyszeptałam, lecz nie otrzymałam odpowiedzi.
    Chłopak spojrzał w moje zamglone oczy, moje ciało z każdą sekunda stawało się bardziej bezwładne. Pogładził mnie ręką po policzku. Jego dłoń była taka ciepła. Kciukiem przejechał po moich rozchylonych ustach. Zalała mnie fala gorąca, a skronie pulsowały niesamowicie. Dlaczego jego dotyk tak na mnie działa?
    - Jestem taka zmęczona – wtuliłam się w Tobiego. Jego zapach wywołał następną falę. Byłam bliska omdlenia, tak mi było cudownie.
    - Jukata-san chce iść spać? – Spytał cicho.  
    - Tak, chodźmy. – Moje powieki stawały się coraz cięższe.
    Tobi doprowadził mnie do krawędzi łóżka i runęłam na nie jak długa…
    Przebudziłam się. Było strasznie ciemno. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju, jednak niczego nie byłam w stanie dostrzec. Wstałam powoli i podeszłam do miejsca, gdzie powinny byś drzwi. Ruszyłam korytarzem i zauważyłam na jego końcu przyćmione światełko. Nie było zbyt wyraźne i nie miałam pojęcia co to jest. Podeszłam bliżej, czerwona chakra zaczęła mnie oplatać i ciągnąć w głąb niezbadanego. Znalazłam się przed olbrzymimi wrotami. A więc to tak, pomyślałam. Naprzeciwko mnie, za stalowymi prętami stał Kyuubi. Szczerzył do mnie swoje wielkie kły i wlepiał szkarłatne oczy w moje.
    - Łączą nas więzy krwi – syknął przez zęby. – Podejdź no bliżej, niech ci się przyjrzę.  
    Wykonała polecenie i zbliżyłam się do bramy. Demon uczynił to samo, tak, że nasze nosy zetknęły się z sobą.
    - Znowu się spotykamy i nadal masz to przenikliwe spojrzenie, zupełnie ja On. – odchylił się, patrząc na mnie z góry. – Wiem po co tu jesteś, pragniesz mojej mocy, tak samo jak On jej pragnął, hehehe, ty i On jesteście tacy sami – zaśmiał się złowrogo.
    On? Jaki On, pomyślałam. Chodzi mu o Peina, czy może o kogoś innego?
    - Kto jeszcze pragnie twojej mocy? – Spytałam.
    - Teraz już tylko ty, bo On już ją posiadł – odwrócił się do mnie tyłem i znikał powoli w ciemnościach.
    - Kim On jest! – krzyknęłam.
    - To… Uchiha, Madara Uchiha… – zaśmiał się ponownie i rozpłynął się w powietrzu.
    Co? Madara? Ach tak, Lider o nim wspominał, podobno kontrolował Kyuubiego. Uchiha, jedynie kto może mi coś o nim powiedzieć więcej to Itachi, niestety moje stosunki z nim raczej mi to uniemożliwią, co mam więc zrobić?
    Nagle czerwona chakra otaczająca moje ciało, aktywowała moją pieczęć na ramieniu i wniknęła głęboko we mnie, zadając mi potworny ból. Przebudziłam się ponownie. Było już widno. Leżałam u siebie w swoim łóżku. Ramię piekło mnie cholernie, spojrzałam na nie, czerwone wzory, wypalone przez demona powoli stawały się czarne. Uspokoiłam się. Wzięłam głęboki oddech.
    Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam śpiącego obok mnie Tobiego. Rozwalił się prawie na całym łóżku, w dodatku spał na wznak i to w ubraniu. Dotknęłam jego dłoni, była ciepła, za to moja była lodowata… Podparłam się na łokciach i zbliżyłam do niego. Zerknęłam w otworek na oko. Znowu to samo, nic nie widać. Zaczęłam schodzić wzrokiem niżej. Jego płaszcz był rozpięty. Położyłam głowę na jego piersi, jego serce biło równomiernie. Wtuliłam się w niego i naciągnęłam na nas kołdrę. Zasnęłam już sama nie wiem, który raz…
     Po gwałtownym przebudzeniu, tzn. kiedy ja i Tobi spadliśmy z łóżka, miałam wrażenie jakbym przespała kilka lat… to by było… głowa mnie bolała niemiłosiernie i jeszcze wylądowałam na biednym chłopaku, który najwyraźniej też nie miał pojęcia co się stało.
    - Jukata-san? – Próbował się podeprzeć rękoma, ale rzuciłam się na niego i z powrotem leżeliśmy płasko na podłodze.
    - Tak, Tobi? – Ziewnęłam nie odrywając głowy od jego torsu.
    - Czemu śpimy na podłodze? – Zapytał sennym głosem.
    - To pewnie wina małych, wrednych skrzatów – wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, ciesząc się jak dziecko. Jego zapach naprawdę działa na mnie wręcz ogłupiająco…
    Westchnął. Czułam jak jego dłonie wędrują po moim ciele i delikatnie zamyka mnie w ramionach.  Tobi to taki dobry chłopiec… zaraz, co ja w ogóle robię?! Zerwałam się i usiadłam na nim okrakiem.
    - Czy ja się już w końcu obudziłam? – Wypowiedziałam tę myśl na głos i spojrzałam zdezorientowana na Tobiego, który przyglądał mi się dziwnie. Zamrugałam oczami, może bym tak z niego zeszła? Ale z drugiej strony to mi za dobrze, żeby robić cokolwiek.
    - Jukata-san – chłopak pogładził dłonią mój policzek. Jego głos brzmiał tak spokojnie i kojąco. Zamyśliłam się. Poczułam ja Tobi się podnosi i ujmuje moja twarz.
    - Gdzie teraz jesteś? – spytał zbliżając się do mojego nosa.
    - Hee? – potrzasnęłam lekko głową. – Jak to gdzie jestem? Tutaj jestem… – zaczęłam się śmiać, ale wcale nie było mi do śmiechu. Po prostu pomyślałam o Hidanie. Rozpłakałam się. Rzuciłam się Tobiemu na szyję. Nienawidzę bezsilności!
    - Wszystko w porządku? – Spytał przejętym głosem, masując mnie po plecach.
    Schowałam twarz w zgięciu jego szyi.
    - Tak – powiedziałam słabo. – Mam chyba huśtawkę nastrojów – uśmiechnęłam się nieznacznie.
    Dobrze mi przy nim było… Czułam się bezpieczna…

    Kiedy się już wreszcie z sobą uporałam, zaczęłam działać. Spakowałam to co potrzebne do podręcznej torby, ubrałam się na czarno. Płaszcz Akatsuki odpada, w końcu idę do wioski. Następnie czekałam, czekałam aż Hidan zrobi pierwszy krok… Wieczorem, było około dziewiątej, opuścił organizację. Ruszyłam za nim, dobrze, że się ściemniło. Bezszelestnie poruszałam się między drzewami, niczym cień, wolna i niezauważona… Światła wioski były już niedaleko. Nie posiadali strażników, nikogo, kto pilnowałby bezpieczeństwa mieszkańców, pewnie to jedna z tych wiosek dziko stojących, poza światem shinobi…
    Schowałam się za gałęzią obserwując jak Hidan znika w barze. Usłyszałam za sobą jakiś szelest. Wskoczyłam wyżej i dostrzegłam niewyraźną postać przedzierającą się przez krzaki. Wyjęłam kunai i rzuciłam się z góry wpadając prosto w ramiona Tobiego…
    - Hej, co ty tu robisz? – Spytałam cicho ciągnąc go za płaszcz w krzaki.
    - Tobi ma dopilnować, aby Jukata-san wykonała misję – zerknął na bar.
    - Więc ty wiesz? – Również popatrzyłam w tamtą stronę i posmutniałam. – Rozbieraj się – rozkazałam chłopakowi.
    Tobi przekrzywił głowę na lewą stronę.
    - Oj, ściągnij płaszcz, potrzebny nam kamuflaż – rozpięłam zamek błyskawiczny w jego ubraniu i spojrzałam na twarz. – I tak rzucasz się w oczy – postukałam delikatnie opuszkiem wskazującego palca w jego maskę.
    Chłopak naciągnął na głowę obszerny kaptur.
    - No teraz wyglądamy jak wyznawcy nieczystych mocy, albo przynajmniej banda złodziei – uśmiechnęłam się.
    Chwyciłam Tobiego za skrawek materiału, który z niego zwisał i pociągnęłam do baru. Na szczęście było tu ciemno. Zauważyłam jednak nażelowane włosy Hidana, który siedział przy stoliku obok sceny. My usiedliśmy z tyłu i obserwowaliśmy go w milczeniu. Patrzył na dziewczynę, która śpiewała tuż pod jego nosem. Czyżby to była ona? Kiedy piosenka się skończyła, wszystko się wyjaśniło. Ona i Hidan udali się za kulisy i chyba poszli na górę…
    Wypadliśmy z Tobim z baru i wskoczyliśmy na drzewo na tyłach knajpy. Miałam ich jak na dłoni. Małe okienko w jej pokoju ukazywało każdy szczegół. Hidan objął ją i coś powiedział, następnie zaczęli się całować. Zarzuciła mu ręce naszyję i odwzajemniała każdy pocałunek…
     Przykucałam na gałęzi, wspierając się chakrą, aby nie spaść i obserwowałam ich w milczeniu. Nie wyglądała groźnie. Miała kręcone rude włosy i piękne zielone oczy. Nic dziwnego, że spodobała się Hidanowi. Jej rysy twarzy były takie łagodne i delikatne…
    Zerknęłam ukradkiem na Tobiego. Wydał mi się smutny. Stał oparty o drzewo i patrzył na nich dziwnie.
    - Nie powinnam się tak na nich gapić – powiedziałam ledwie słyszalnym głosem i  podniosłam się. – Lider chyba zgłupiał… – westchnęłam i usiadłam po drugiej stronie na jednej z gałęzi. Tobi zrobił to samo.
    - Zabiłeś kiedyś kogoś? – Spytałam z mieszanymi uczuciami.
    Chłopak spojrzał w niebo nad nami i westchnął. Następnie popatrzył mi w oczy.
    - Zabiłem tylu ludzi, że nawet sam nie wiem ilu ich było – zamarłam, nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
    Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Wiatr rozwiewał moje włosy.
    - Gdybyś był Liderem, też wydałbyś taki rozkaz? – Podkuliłam nogi i oparłam na nich brodę.
    Nie odpowiedział. Co to oznacza? Że postąpiłby tak samo? Nie chciałam wiedzieć. Podpełzłam do niego i ulokowałam się między jego nogami. Położyłam głowę na jego piersi i nadal obserwowałam tamtych dwoje. W pewnym momencie światło zgasło i usłyszałam ciche: “Kocham cię”, ale kto wypowiedział te słowa?

1 komentarz:

  1. Genialne genialne czytam tego bloga już drugi raz i dalej się nie mogę nadziwć genialne *. * brak słów

    OdpowiedzUsuń