piątek, 18 października 2013

Rozdziały 33-34 (stare)



     Itachi od początku naszej podróży wydawał się jakiś nieobecny. Szedł przodem i ani razu na mnie nie spojrzał. Za to ja cały czas wpatrywałam się w jego sylwetkę, próbując zrozumieć jego zachowanie. Nie wiem czemu, ale było mi przykro… może dlatego, że łączyły nas kiedyś zażyłe stosunki, a teraz jesteśmy wrogami. Jedyne co go powstrzymuje przed kolejnym pojedynkiem to chęć wykonania tej misji. Rzadko się zdarzało żeby jakąś zawalił, a spór ze mną mógłby do tego doprowadzić. Po części wie, że jestem mu potrzebna. Przynajmniej na razie.
    Słońce chyliło się ku zachodowi. Niebo powoli zaczęło zmieniać barwę. Mój wzrok wyostrzał się z każdą sekundą. To przez niego mam światłowstręt i muszę nosić kaptur… przypomniałam sobie krzywdę jaką mi wyrządził kilka lat temu… jednak nie mogłam się na niego gniewać. Obserwowałam jago twarz i wydawał mi się taki… smutny. Tak jakby jego też męczyły duchy przeszłości…
    - Tu się zatrzymamy – Itachi stanął w miejscu, rozglądając się dookoła.
    Zrobiłam to samo, podziwiając okolice. Wybrał miejsce nad stawem, pod szeroką, płaczącą wierzbą, której łodygi sięgały do samej ziemi. Nieopodal rosły wysokie trawy i pałki. Tafla jeziora była niezwykle gładka i odbijała ostatnie promienie słoneczne we wszystkie strony, tworząc magiczny klimat. Uśmiechnęłam się lekko. Wreszcie mogłam ściągnąć z głowy kaptur i rozpuścić włosy. Poczułam przyjemny, delikatny wietrzyk. Powietrze było świeże i rześkie. Wzięłam głęboki oddech i westchnęłam.
    - Będziesz tak stać, czy mi pomożesz? – Itachi skarcił mnie zimnym spojrzeniem.
    Wyłaniał się właśnie zza zasłony z pędów wierzby. Weszłam za nim do środka, a zielona kotara zasunęła się za nami. Niesamowite – pomyślałam. Musiał tu już bywać, skoro zna te sekretne miejsce…
    Rozłożyliśmy nasze śpiwory. Każdy oczywiście rozkładał swój, potem Itachi zapalił lampkę i w naszym magicznym “domku” zrobiło się jasno. Powymiatałam trochę zeschłych liści na zewnątrz. Słońce już zaszło i ustąpiło miejsca księżycowi. Niedługo będzie pełnia.
    Itachi zsunął z siebie płaszcz i ściągnął podkoszulek. Powiesił je na gałęzi i udał się w stronę stawu.  Zauważyłam na jego plecach bliznę, w okolicy prawej łopatki… kiedyś podczas treningu zdarzył się nam wypadek i dźgnęłam go niechcący…
    Nachylił się nad wodą. Przemył twarz i kark. Wstał powoli a krople wody swobodnie spływały po jego torsie. Chyba przymknął oczy. Nie mogłam się powstrzymać i dotknęłam jego blizny. Odwrócił się gwałtownie i złapał mnie za rękę. Spojrzał w moje zielone oczy, które w świetle księżyca musiały naprawdę wyglądać drapieżnie. Jego wzrok był łagodny, ale nagle stał się chłodny, jakby przypomniał sobie coś, co wprawiło go w kiepski nastrój.
    - Itachi? – Nadal nie puszczał mojej ręki. – Dlaczego mnie tak nienawidzisz?
    - Wbiłaś mi nuż w plecy… dosłownie i w przenośni – syknął, puścił mnie i ruszył w stronę wierzby.
    - Itachi! – Pobiegłam za nim i stanęłam mu na drodze. – Taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje. Chcę wiedzieć…
    - Przecież wiesz jaka jest prawda! – Krzyknął na mnie, przerywając mi wypowiedź. – Więc po co to drążysz – opanowywał się powoli.
    - Nie rozumiem – pokiwałam przecząco głową.
    Nie chciałam dać za wygraną! Wiem, że ma nade mną przewagę, ale to musi się wreszcie skończyć! Nie mogę tak żyć. Zwiesiłam głowę zdając sobie sprawę ze swojej bezsilności. Itachi położył swoje ręce na moich ramionach. Spojrzałam na niego w zdziwieniu.
    - Uratowałem cię, wychowałem, nauczyłem cię wszystkiego co wiem. Byłem przy tobie zawsze kiedy mnie potrzebowałaś – Nie patrzył w moje oczy, a wiem, że był w nich ból i żal. – Chroniłem cię Jukata… Wiedziałem, że przyjdzie dzień w którym Madara upomni się o ciebie…
    - Ty wiesz kim jest Tobi? – Podeszłam bliżej, tak, że nasze ciała prawie się stykały i spojrzałam w jego oczy.
    - Oczywiście, że wiem – spojrzał gdzieś w bok. – Nauczył mnie wszystkiego, co ja przekazałem tobie. On cię wykorzystuje, wie, że przy twojej pomocy łatwiej schwyta lisa o dziewięciu ogonach…
    - Co! – Odsunęłam się od niego i pokiwałam głową. – Jak możesz tak mówić! Tobi… mnie ura… uratował, przed tobą! – Krzyknęłam.
    - Jukata, zrozum. Jemu zależy tylko na tym demonie…
    Uderzyłam go w twarz. Patrzyłam na niego próbując się uspokoić, ale to wcale nie było łatwe. Tobi nie mógł mnie tak oszukiwać. Nie on… to nieprawda…
    - Madara nie jest taki jak ci się wydaje – jego głos spoważniał i wrócił do poprzedniego tonu. – Sama się przekonasz. – Wrócił pod wierzbę i chyba ułożył się do spania.
    Jego ostatnie słowa zabrzmiały jak groźba. Ukryłam twarz w dłoniach, wzięłam kilka głębszych wdechów i spojrzałam na księżyc. Sama już nie wiem co mam myśleć. To wszystko mnie przerasta. Usiadłam na trawie i podkuliłam nogi. A jeśli Tobi naprawdę chce mnie wykorzystać do swoich własnych celów. Jeśli w ogóle mu ma mnie nie zależy… w końcu to Madara Uchiha. Słyszałam o nim takie straszne historie, ale dopiero teraz to do mnie dotarło…
 ***
    - Itachi sensei, ja już nie mogę. – Czarnowłosa dziewczynka stała pochylona  na tafli jeziora i ciężko oddychała. Na jej twarzy i dłoniach widniały małe otarcia i oparzenia. Otarła pot z czoła i spojrzała na swojego mistrza.
    - Dasz radę, wierzę w ciebie – nauczyciel położył prawą dłoń na jej ramieniu i uśmiechnął się nieznacznie, aby dodać jej otuchy. Gdyby był tu jeszcze ktoś, nigdy by sobie nie pozwolił na ten gest, ale że stali tu sami, uśmiechał się… On, Itachi Uchiha uśmiechał się do niej.
    - Itachi sensei – jej oczy rozpromieniły się.
    To jego wiara dodawała jej siły…
    - No już Jukata, jeszcze tylko raz – odsunął się, nadal obserwując swoją podopieczną.
    - Katon! Pustynny kwiat feniksa! – Zawiązała kilka pieczęci, wzięła głęboki wdech i przyłożyła dłoń do ust, wyskakując wysoko w górę. Wydmuchiwane powietrze zamieniło się w ogniste piłki i uderzyło w czterech miejscach na jeziorze. Kule zaraz ze zetknięciem z wodą zamieniły się w parę i tak szybko jak się pojawiły zniknęły w odmętach jeziora.
    Dziewczyna musiała być naprawdę wykończona, bo zamiast spadać na nogi, leciała teraz bezwładnie głową w dół. Widząc to Itachi pojawił się przy niej w zawrotnym tempie i złapał ją w swoje ramiona.
    - Itachi sensei, udało mi się – wyszeptała przymykając oczy.
    Nauczyciel przyniósł ją na brzeg, wciąż trzymając blisko siebie. Prawdopodobnie zemdlała. Postanowił zanieść ją do organizacji, aby porządnie odpoczęła. Trenowali cały dzień. Nic dziwnego, że zasłabła…
    ***
     Leżałam na trawie podziwiając gwiazdy. Dlaczego właśnie to wspomnienie? – Spytałam samą siebie, podpierając głowę rękoma. Fragmenty mojej przeszłości przelatywały mi przed oczyma, jakby było coś co mogłam pominąć. Dziwne. – Stwierdziłam. Jeszcze nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło. To tak jakbym oglądała wszystko na wielkim ekranie. Ale skąd taki przegląd pamięci?
    - Jukata – usłyszałam głos w mojej głowie i zerwałam się na równe nogi. – Jeśli chcesz poznać prawdę, przyjdź do mnie… – głos ciągnął mnie w stronę jeziora.
    Byłam jakby w transie, jakby ktoś przejął nade mną kontrolę. Ruszyłam z miejsca. Chciałam się zatrzymać, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Szłam dalej, powoli zanurzając się w wodzie. Nagle ktoś chwycił mnie w tali. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam lekko za siebie unosząc głowę do góry.
    - Itachi – szepnęłam.
    - Chciałaś się utopić? – Warknął na mnie, nadal obejmując w pasie. – Następnym razem przywiążę cię do drzewa. – Zmarszczył brwi, wpatrując się we mnie uważnie. – Powinnaś być bardziej ostrożna. – Dopiero teraz zauważyłam, że drugą ręką przytrzymuje moje ramię, na którym uaktywniła się pieczęć. Jego wewnętrzna strona dłoni była poparzona. Zaniemówiłam. Puścił mnie i wrócił pod wierzbę. Zrobiłam to samo. Nie chciałam zostawać sama… Nie teraz kiedy ten demon, znowu mnie nawiedza. Dotąd przychodził tylko we śnie… A to było takie realne!
     Obudziłam się. Promienie słoneczne przedzierały się przez konary, tworząc dyskotekowy klimat. Zarzuciłam kaptur na głowę i wyszłam na zewnątrz. Itachi wstał pewnie już o brzasku, hehe. Zauważyłam go nieopodal stojącego po kolana w wodzie. Poranna toaleta – pomyślałam. Też powinnam się umyć. Ale kiedy ogarnęłam wzrokiem całe jezioro, przeszedł mnie dziwny dreszcz. Weszłam do wody, ale zamoczyłam tylko kostki. Przemyłam twarz i ramiona, zwłaszcza to, które po wczorajszym incydencie strasznie mnie piekło. Kiedy się odwróciłam Itachi rozpalał ogień. Nie może żyć bez porannej kawy… Ja jakoś nigdy za nią nie przepadałam.
    Dosiadłam się do niego i kiedy stawiał garnek na palenisku, zauważyłam, że jego lewa dłoń owinięta jest starą chustką. Sięgnęłam po apteczkę do swojej torby i podeszłam do niego.
    - Daj trzeba to opatrzyć – usiadłam obok i delikatnie odwiązałam coś co przypominało kawałek wytartego prześcieradła. Ku mojemu zdziwieniu wcale się nie opierał. Musiało go boleć. Wyjęłam maść na oparzenia i posmarowałam jego dłoń. Odwrócił głowę, zaciskając zęby. Zrobiło mi się głupio. To przeze mnie jest w takim stanie. Nie dość, że powstrzymał mnie przed jakimś głupstwem to teraz jeszcze cierpi.
    - Przepraszam Itachi-san – powiedziałam obwiązując jego rękę bandażem.
    Odwrócił się w moja stronę. Spojrzałam w jego oczy i zauważyłam w nich smutek, co bardzo mnie zdziwiło. Musiał to dostrzec, bo nagle znów jego spojrzenie stało się chłodne. Kiedy skończyłam wstał bez słowa i wsypał do gotującej się wody zmielone ziarna kawy.
    Usiadłam po drugiej stronie i rozłożyłam serwetkę. Muszę coś zjeść. Wczoraj nie jadłam kolacji i  poziom cukru w mojej krwi obniżył się drastycznie. Wyciągnęłam kulkę ryżu i zjadłam ją z kawałkiem sera i jajkiem. Itachi popijał kawkę i przeglądał mapę.
    Kiedyś nawet żartowaliśmy razem. Do tej pory pamiętam jego cudowny uśmiech… Westchnęłam. Musiał to usłyszeć, bo spojrzał na mnie. Udawałam, że tego nie widzę, ale on gapił się i gapił.
    - Coś nie tak? – Spytałam lekko poirytowana jego zachowaniem.
    - Tak się zastanawiam… – urwał nadal mnie obserwując. – Czy ty i… Tobi spaliście ze sobą? – Zaczęłam krztusić się jedzeniem, ale po chwili uspokoiłam się.
    - Nie twój interes – odpowiedziałam z nonszalancją.
    Itachi powrócił do swojego normalnego, obojętnego stanu . Opłukał garnek i zaczął pakować swoje rzeczy.
    - Zbieraj się, wyruszamy za dziesięć minut – rzucił przez ramię z naburmuszoną miną.
    O co mu chodziło? Czyżby był… ZAZDROSNY?!
  
    Resztę drogi przeszliśmy znowu milcząc. Nie przeszkadzało mi to nawet bo nie miałam ochoty na rozmowę. Zwłaszcza gdyby ciągnął temat Tobiego. Przeanalizowałam jeszcze raz to co mi powiedział. Że Madara mnie wykorzystuje. Trudno mi w to uwierzyć, bo polubiłam Tobiego od samego początku. A teraz naprawdę nie jestem pewna, czy to może być prawda?
    - Jukata, bądź ostrożna, zbliżamy się do rozstaju dróg – faktycznie zza pagórka wyłoniło się skrzyżowanie oznaczone starymi tabliczkami.
    Zwolniliśmy trochę kroku, rozglądając się czy umówiony przewodnik już czeka, ale nikogo nie byliśmy  w stanie dostrzec. Stanęliśmy w bezpiecznej odległości ukryci w zaroślach i czekaliśmy na przybycie tajemniczej osoby. Wtedy z naprzeciwka wyłoniła się postać w czarnym habicie. Patrzyliśmy jak zatrzymuje się na skrzyżowaniu. Czyżby to był on?
    Itachi kiwnął na mnie, abym poszła za nim. Wypadliśmy z krzaków i ruszyliśmy w jego stronę. Była godzina dokładnie 12:00. Mój partner zatrzymał się około 10 metrów przed nieznajomym. Staliśmy tak chwilę przyglądając się sobie.
    - Przysyła nas Pein – Itachi odezwał się pierwszy.
    - Chodźcie za mną – nieznany osobnik machnął na nas ręką i wrócił na ścieżką, którą przyszedł.
    Znowu szliśmy w milczeniu. Weszliśmy do lasu i zrobiło się strasznie chłodno. W miarę jak zagłębialiśmy się w nieznane ogarniało mnie dziwne przeczucie. Robiło się coraz ciemnej. Korony drzew całkowicie uniemożliwiały dopływ światła słonecznego. Wszystko tu wyglądało jakoś złowrogo. Jakbyśmy wkroczyli w inny wymiar. Pnie były powykrzywiane i układały się w dziwne figury. Niektóre gałęzie wyglądały jak szpony, które chciały sięgnąć po swoje ofiary. Coś nieopodal przemknęło w krzakach. Jakieś ślepia błysnęły w zaroślach. Co to za miejsce? – Spytałam się w myślach.
    - To zakazany las, przedsionek piekła – poinformowałam mnie dziwna osoba w habicie, zupełnie jakby słyszała moje myśli.
    Przeszedł mnie dreszcz. Tu było naprawdę okropnie… wreszcie ujrzeliśmy jakieś światło w oddali. Światło to miało dziwne czerwone zabarwienie. Zbliżając się do tego światła zauważyłam, że i krajobraz się zmienia. Było tu o wiele więcej skał. Pojedyncze drzewa były zeschłe i spróchniałe. Kiedy całkowicie opuściliśmy te tereny okazało się, że skały porywając całą powierzchnię. Musieliśmy się trochę wysilić aby pokonać dystans jaki dzielił nas od celu.
    - Musicie się przebrać – przewodnik wyciągnął ukrytą w jednej ze szczelin torbę z dwoma habitami. Wykonaliśmy polecenie i zarzuciliśmy na nasze płaszcze czarne habity. Ruszyliśmy dalej. Okazało się, że byliśmy już prawie na miejscu. Wreszcie ujrzałam miejsce do którego zmierzaliśmy. To był okropny widok. Ludzie w okopach pracowali w pocie czoła, a strażnicy smagali ich batami. W powietrzu unosił się kurz i dziwny zapach. Jakby rozkładające się mięso. Wtedy zauważyłam stos trupów układanych na stosie. Jeden ze strażników podpalił martwe ciała. Jakiś truposz wyskoczył ze stosu.
    - Ten jeszcze żyje! – Krzyknął jakiś mężczyzna przyglądając się płonącemu więźniowi. W końcu tamten opadł na kolana i zjarał się żywcem.
    - Opuścić bramę! – Rozkazał nasz przewodnik i po chwili ciężka, metalowa brama z potężnymi ćwiekami opuściła się ujawniająca nam wnętrze kamiennej budowli, do której zmuszeni byliśmy wejść. Zapanował kompletny mrok. Mężczyzna zapalił pochodnie i zaczął prowadzić nas ciemnym korytarzem. Kiedy doszliśmy do następnych wrót, zatrzymał się i podał ją Itachiemu.
    - Dalej musicie iść sami, jeśli coś pójdzie nie tak, nie pomogę wam się stąd wydostać. Gdyby was zdemaskowali nie uciekniecie z tego miejsca już nigdy. – Powiedziawszy to odszedł rozpływając się w ciemnościach korytarza.
    Itachi pchnął bramę. Zawiasy zaskrzypiały przeraźliwie. Znaleźliśmy się w podziemnym więzieniu. Było tu z tysiąc cel. Jak mamy znaleźć właściwą?! Rozejrzałam się i zauważyłam, że nie ma tu strażników. Czy to normalne? Było tu strasznie cicho, za cicho.
    - Może to zasadzka? – Szepnęłam do Itachiego, który też nie był najwyraźniej zadowolony z całej tej sytuacji.
    Wyciągnął klucz i obejrzał go dokładnie, ale nie było na nim nic co mogłoby nam pomóc. Lider ani nasz przewodnik też za dużo nie powiedzieli. Co zatem mamy teraz zrobić? Sprawdzić każdą celę z osobna? Są tak szczelnie pozamykane, że nie ma tam nawet jak zajrzeć. Żadnej szpary w podłodze, ani nawet klamki…
    Dobrze, że Itachi też ma zdolność przestrzennego widzenia, bo byłoby ciężko. Jest tu tak ciemno, że normalny człowiek niczego by nie dostrzegł. Ja dzięki mojej Trajektorii potrafię widzieć w ciemnościach, może nie dosłownie, ale wiem w jakich odległościach znajdują się jakie przedmioty. Dzięki temu mogę się normalnie poruszać, a Itachi ma Sharingana. Ale jak znajdziemy Konan?
    Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wykonałam szereg pieczęci i zrobiłam jutsu przywołania. Moim oczom ukazał się Fumi. Popatrzył na mnie tymi swoimi pięknymi ślepkami i przekrzywił głowę na lewą stronę.
    - Madara? – Pisnął pytająco.
    - Eee, Konan – powiedziałam nie wiedząc czy zrozumie. – Szukaj – kiwnęłam głową.
    Lis skoczył w bok i zaczął obwąchiwać wszystko co się dało. Ja i Itachi popatrzyliśmy po sobie porozumiewawczo i udaliśmy się za nim. Mam nadzieje, że się uda – pomyślałam zadowolona z siebie. Po przeszukaniu dużego obszaru w końcu Fumi zatrzymał się pod jakimiś drzwiami. Zjeżył grzbiet. Czyżby to było tutaj? Jakoś dziwnie się zrobiło. Chyba coś nas obserwowało…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz