piątek, 18 października 2013

Rozdziały 29-30 (stare)



     Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Ledwo co przybyliśmy… nie, ledwo co Tobi porwał mnie do tego niezwykłego miejsca i już musimy wracać. Skończyły się dni spędzane na słodkim lenistwie, czas wrócić do organizacji i pokazać im wszystkim kto tu rządzi! Nie dam sobą pomiatać Itachiemu, ani nikomu innemu! Tak postanowiłam.
Tobi zanim założył z powrotem swoją maskę, pocałował mnie przeciągle tak, jakbyśmy się nie widzieli z rok,albo i dłużej. Przytulił mnie mocno do siebie i westchnął. Zaskoczyło mnie to zupełnie i w zasadzie niezbyt zrozumiałam, co oznaczał ten gest. Spojrzałam na niego niepewnie. Musiałam mieć głupią minę bo zaśmiał się a w jego oczach rozbłysły wesołe iskierki. Jednak szybko spoważniał, założył maskę, chwycił mnie i wykonał to swoje jutsu Teleportacji.
Organizacja, jesteśmy w domu!Spojrzałam w dal, delektując się wonią stęchlizny i wilgoci. Aż trudno pomyśleć, że żyję w takich warunkach.
- Idę zameldować się Liderowi –Tobi obszedł mnie i ruszył w stronę jego gabinetu.
Ja stałam tak dalej. Myślałam, że nic nie zmąci tej ciszy, którą się teraz otaczałam, do czasu gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Ów dźwięk dobiegał z kuchni i roznosił się echem po całej organizacji. Usłyszałam jakieś głosy. Ktoś zaczął krzyczeć…. Zaraz ja zaraz ja znam ten głos, to Hidan tak wrzeszczy. Ktoś go musiał nieźle wkurzyć.Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ty pseudo artysto! – Uchyliłam lekko drzwi i zajrzałam do środka. Z brzegu stołu siedział Kakuzu i liczył pieniądze, zapisując coś w notatniku. W miarę wyłaniania się, dostrzegłam Hidana i Kisame, który obejmował go, całkowicie krępując jego ruchy. Jednak ten nie dawał za wygraną i szarpał się rozwścieczony. Naprzeciwko niego stał Deidara… z podbitym okiem. Miał też rozcięcie w okolicach łuku brwiowego.
- Uspokój się Hidan bo będę musiał cię związać – Kisame najwyraźniej nie podobała się ta sytuacja.
- Nie dam się obrażać temu wybrykowi natury! – Zacisnął zęby tak, że z jego warg pociekło kilka kropel krwi.
- I kto tu jest wybrykiem natury – parsknął blondyn szczerząc się pogardliwie do Hidana. – W dodatku zboczeniec. Nic dziwnego, że cie zostawiła.
Na te słowa srebrnowłosy wpadł w szał i jednym szarpnięciem wyrwał się z uścisku niebieskiego. Popędził w stronę Deia i zamachnął się na niego. Ten cios był bardzo silny i zbyt szybki, żeby blondyn mógł go uniknąć. Miało się wrażenie, że nic nie będzie w stanie powstrzymać tego natarcia, gdy nagle między nimi pojawił się Lider i zatrzymał skutecznie atak.
Źrenice obydwu rozszerzyły się z zaskoczenia. A oczy Peina mieniły się niebezpiecznie. Rinnengan, pomyślałam.Podeszłam do szafki i zaintrygowana wpatrywałam się w te jego nieziemskie tęczówki. Czy użyje doujutsu na swoich członkach?
- Są w Akatsuki pewne zasady,których pod żadnym pozorem nie należy łamać – puścił rękę Hidana, który zdążył już trochę ochłonąć. – Jeśli chcecie się pojedynkować to z dala od tego miejsca – syknął, patrząc prosto w twarz srebrnowłosego.
Lider spojrzał w moją stronę.Inni członkowie przez to całe zamieszanie nawet mnie nie dostrzegli. Dobrze, że nie spotkałam Itachiego, trudno by mi było funkcjonować w jego towarzystwie.Nie po tym co się wydarzyło. Nawet nie wiem jak on się czuje, ale z drugiej strony co mnie to obchodzi…
Pein podszedł w moja stronę z poważną jeszcze minę.
- Witaj z powrotem – rzucił tylko i wyszedł z pomieszczenia.
Wszyscy skierowali swoje oczy na mnie. Hidan jednak spuścił wzrok, zacisnął pięści i także się ulotnił. Kiedy przechodził obok mnie zauważyłam, że jego oczy się szklą. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam.
Kisame patrzył na mnie z nie tęgą miną. Nie to, że się przejął tym wszystkim. Pewnie jest zły, że wciągnięto go w ten bezsensowny spór… a Deidara… wygląda okropnie. Oko mu podpuchło i posiniało. Jedynie Kakuzu zachowywał się jak zwykle…
- Jukata. Dobrze, że wróciłaś –niebieski uśmiechnął się krzywo. – Mamy problemy z naszym „nieśmiertelnym” –podszedł do mnie i zwyczajnie podał mi rękę. – Zresztą on też nie jest bez winy – kiwnął na blondyna, który przeczesywał palcami włosy. Chyba zachowanie Deia oburzyło rekiniastego. Zresztą on zawsze wywołuje jakieś spory i kłótnie.Wiem z własnego doświadczenia…
- W zasadzie to co się stało? –Zaczęłam spokojnie.
- Jego dziewczyna odeszła od niego. Hidan za wiele nie powiedział, tylko tyle, że morderca pozostanie mordercą, ale nie wiem co miał na myśli.
Ja chyba wiem… tak, wiem co miał na myśli. Normalnie funkcjonująca, przeciętna kobieta i poszukiwany przestępca rangi S. Na pewno miał jakieś obawy, musiał przewidzieć to, że może się to nie udać. Taka kobieta potrzebuje stabilizacji, dużo opieki i ochrony. A on… nie mógł jej zapewnić żadnej z tych rzeczy. W zasadzie są to czynniki, nad którymi też się zastanawiałam wielokrotnie. Czy ja i Tobi mamy jakąś szanse…
- Porozmawiasz z nim? – Kisame wyrwał mnie z zamysłu. – Chyba potrzebuje teraz wsparcia – położył mi rękę na ramieniu.
Kiwnęłam tylko głową, że się zgadzam.
- Ja też potrzebuję wsparcia –Deidara mruknął przeglądając zawartość apteczki.
- Zajmę się nim – niebieski przewrócił oczyma, co wywołało chwilowy uśmiech na mojej twarzy.
Ostatnio psują się miedzy nami relacje, tzn. między członkami naszej drużyny, bo przecież stanowimy drużynę.Ja i Itachi, teraz Hidan i Diedara, Pein też wydawał się podburzony i chyba nie tylko przez tych dwojga… Ciekawa jestem jak tam Tobi sobie radzi, zresztą o niego to się chyba martwić nie muszę…
Ruszyłam do pokoju Hidana.Stanęłam na chwilkę przed jego drzwiami i zauważyłam strużkę krwi spod nich wypływającą. Co jest! – pomyślałam i zapukałam trzy razy. Nikt jednak nie odpowiedział. Zaniepokojona chwyciłam za klamkę i wpadłam do środka.
- Hidan! – Krzyknęłam widząc go w kałuży krwi. Jego nadgarstki były ponacinane. Przykucnęłam naprzeciwko niego.Siedział na podłodze oparty o łóżko. Jego źrenice były nieruchome, wpatrywał się w jakiś punkt na posadzce. – Hidan. – powtórzyłam. – Powiedź coś…
- Zostaw mnie. Wolę być sam –spojrzał na mnie.
- Jesteś strasznie blady…
- Już kończę – uniósł nieznacznie ręce a jego rany się zasklepiły. – To jedyne co pomaga mi się uspokoić – jego głos brzmiał słabo. Upuścił sobie krew, pomyślałam. Nagle strużka cieknąca aż do drzwi została pochłonięta  przez symbol Jashina narysowany na podłodze.Ofiara? Zadałam sobie pytanie.
- Wiem, że cierpisz – zaczęłam – ale musisz się z tego otrząsnąć! – Potrząsnęłam nim. – Ty musisz być silny Hidan! – Mój głos zabrzmiał rozpaczliwie. Wiem jak to jest, nie raz to przeżywałam…  znowu przypomniał mi się ten ból i bezsilność, kiedy byłam mała. Kiedy straciłam wszystko, co było mi drogie, kiedy kochałam bez wzajemności i kiedy inni mnie ranili… – Ty musisz być silny. – powtórzyłam raz jeszcze.
Patrzył na mnie tępym wzrokiem,wzrokiem beznamiętnym, ale przepełnionym bólem. I zrobił coś niespodziewanego.Objął mnie i przytulił do siebie. Westchnął.
- Masz rację Jukata, muszę być silny.
                                                       ***
- Auuua! Kisame, mógłbyś być bardziej delikatny, un! – Dei darł się na rekiniastego.
- Przestań marudzić! Zaraz sam będziesz się opatrywał! – Odpowiedział poirytowany.
-Co, co ty robisz?!! – Usłyszałam nadal siedząc w pokoju Hidana. Ci dwaj tak się darli, że nawet tu było ich słychać… Ale z tego Deidary jest matoł, pomyślałam. Też mnie zaczęło to irytować! Jeszcze chwila a i Kisame straci nad sobą kontrolę…
- Jak to co…
- Jesteś w tym beznadziejny! – Przerwał mu blondyn i jedyne co wtedy usłyszałam to to, jak ktoś czymś rzuca. Potem rozległ się huk i wrzask Deidary. Na koniec usłyszałam jak Kisame idzie korytarzem i klnie pod nosem… Jednak nie wytrzymał. Nie dziwię mu się zresztą…
Spojrzałam na Hidana. Przenieśliśmy się na jego łóżko. Siedział na skraju ze zwieszoną głową. Brwi miał zmarszczone, a nieruchome oczy nadal wpatrywały się w jakiś punkt na podłodze. Zastanawiałam się o czym może myśleć… Wtedy odwrócił lekko głowę w moją stronę i uśmiechnął się krzywo.
- Co za dzień – jego głos brzmiał tak jak na co dzień, to chyba dobry znak…
- Już ci lepiej? – Spytałam uśmiechając się do niego.
- Ale za mnie idiota – splótł ręce za karkiem i położył się w poprzek łóżka. – Znowu dałem się ponieść emocją… na Jashina zachowałem się jak jakiś bachor… – westchnął.
-U ciebie to całkiem normalne – położyłam się na brzuchu obok niego i obserwowałam jego twarz.
- Hę? – Wykrzywił ją w grymasie.
- Miałam na myśli to, że lubisz wpadać w szał – zaśmiałam się.
- Jak psychopatyczny morderca…- popatrzył prosto w moje oczy i znów zauważyłam w nich smutek, jakąś pustkę…
Dlaczego cały czas o tym myśli, czyżby zaczął żałować swoich czynów? Zawsze łatwo rozgryzałam Hidana,ale ostatnio strasznie się zmienił. To pewnie przez tą dziewczynę. Był taki wesoły, nawet nie kłócił się z nikim zbyt często, co rzadko mu się zdarza.Jestem ciekawa jaki będzie teraz, kiedy wrócił do stanu przed zakochaniem. Czy taki jaki był, czy może gorszy, albo wręcz przeciwnie? Czy zapomni całkowicie o swoich uczuciach, czy będzie chciał zachować jak najwięcej wspomnień…
Ja, co ja bym zrobiła… mogłabym zapomnieć co łączyło mnie z Tobim? Nie sądzę. Choćbym nie wiem jak się starała, nigdy bym nie zapomniała…
- Eee, Jukata… – patrzył na mnie swoimi fiołkowymi oczami. – W zasadzie to czasami jestem psychopatyczny, co? – Uśmiechnął się szczerząc zęby.
- Oj tak!
Cieszę się, że Hidan doszedł do siebie. Nie zajęło mu to zbyt dużo czasu. Mogłam się tego po nim  spodziewać…
Ruszyłam do gabinetu Peina, Tobi na pewno jeszcze tam był. Zapukałam i nacisnęłam na klamkę nie czekając na zaproszenie. Ale ku mojemu zdziwieniu siedział tam tylko Lider. Koło niego leżał Fumi. Kiedy mnie zobaczył poderwał się z miejsca i wskoczył mi na ręce.
- Stęskniłeś się za mną maleńki? – Spytałam słodko.
- Pewni. – odpowiedział Pein. Zrobiłam dziwną minę i spojrzałam na niego unosząc prawą brew.
- Pytałam lisa…
- Przecież wiem – odchrząknął i zaczął szperać w szufladzie biurka.
- Tobi tu był? – Zagadałam.
- Tak, wysłałem go na misję –odparł Lider.
- Samego?! – Podniosłam głos.Tym razem to rudy zmierzył mnie dziwnym spojrzeniem. No tak, przecież Tobi to Madara Uchiha. Inni by mu tylko przeszkadzali… Czasem zapominam, że mój „grzeczny chłopiec”, wcale taki grzeczny nie jest, hehe.
Lider musiał usłyszeć moje myśli bo zaśmiał się pod nosem. No muszę powiedzieć, że ciekawie to wyglądało. Fumi wskoczył na biurko i zaczął się do niego łasić. Oho, rudzielce trzymają się razem… No i znowu ta mina… Lider ma kompleksy na punkcie koloru swoich włosów czy co…
- Nigdy nie przeszkadzał mi mój kolor włosów – odparł łagodnie, smyrając liska za uchem. Jak ja nie cierpię kiedy on to robi! To jego jutsu to naruszenie prywatności osobistej. Aż strach myśleć o czymkolwiek…
- Chciałaś coś ode mnie? – Podparł brodę rękoma, a Fumi usiadł obok jego ramienia.
- W zasadzie to nie, myślałam, że Tobi jeszcze tu jest – zamyśliłam się na chwilę. – Kiedy przewidziany jest jego powrót?
- Misja powinna zając mu trzy dni – ziewnął. Przez Hidana nie zauważyłam nawet, że zrobiło się już późno.
- Rozumiem – trochę mnie to zmartwiło… bez Tobiego trzy dni… – A co z nim? – Wskazałam na lisa. – Mam go zabrać?
- Hmmm, co do tego rudzielca…- Lider posłał mi znaczące spojrzenie. – To powinnaś go odwołać i przyzywać go za pomocą jutsu Przywołania tylko w czasie walki. Sądzę, że właśnie do tego jest przeznaczony – poklepał go po główce.
- Ach tak – złożyłam ręce w pieczęć i odwołałam lisa, który znikł w białej chmurce. – Dobranoc – rzuciłam jeszcze zanim zamknęłam drzwi gabinetu Lidera i ruszyłam do siebie. Mimo, że  nic dzisiaj takiego nie zrobiłam,byłam bardzo zmęczona. Zasnęłam jak tylko się położyłam…
Stałam przed olbrzymimi wrotami o metalowej konstrukcji. Czarne, połyskujące pręty wiły się pod sam sufit. Obserwowałam wszystko z dystansu. Panował półmrok, ale rozpoznałam to miejsce i pieczęć, która zabezpieczała potężna bramę. Pieczęć od której wszystko się zaczęło i przez którą wszystko może się skończyć, pieczęć tak potężną i niebezpieczną… Akai Kitsune (czerwony lis), ta sama pieczęć, którą ja zostałam naznaczona.
                Skąd się tu wzięłam? Otworzyłam szeroko oczy. Czerwona chakra zaczęła wypływać przez szparę w podłodze. Otoczyła mnie. Czułam jak przenika przez moje ciało, był blisko. Dostrzegłam purpurowy błysk. Jego energia była już dostrzegalna wszędzie, ta krwawa poświata, ona pochłaniała mnie doszczętnie. Czekałam aż wyłoni się z ciemności, tak to on! Lis o dziewięciu ogonach!
Obudziłam się zalana potem.Znowu ten cholerny sen. Ten sam motyw! Widzę go i on otwiera swoje wielkie czerwone ślepia i przeszywa mnie swoim morderczym spojrzeniem. Minęło tyle czasu, a ja nadal nie wiem czemu to zrobił. Czemu ten przeklęty demon użyczył mi swojej mocy! Czemu mnie ocalił i wlał we mnie swoją chakrę!
Mój oddech był nierówny. Rozbolała mnie głowa. Dlaczego nie mogę uzyskać odpowiedzi na to pytanie. To wszystko nie miało dla mnie sensu. Żadnego logicznego wyjaśnienia. Co on chce ze mną zrobić?…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz