Niestety,
wszystko co dobre szybko się kończy. Ledwo co przybyliśmy… nie, ledwo co Tobi
porwał mnie do tego niezwykłego miejsca i już musimy wracać. Skończyły się dni
spędzane na słodkim lenistwie, czas wrócić do organizacji i pokazać im wszystkim
kto tu rządzi! Nie dam sobą pomiatać Itachiemu, ani nikomu innemu! Tak
postanowiłam.
Tobi zanim
założył z powrotem swoją maskę, pocałował mnie przeciągle tak, jakbyśmy się nie
widzieli z rok,albo i dłużej. Przytulił mnie mocno do siebie i westchnął. Zaskoczyło
mnie to zupełnie i w zasadzie niezbyt zrozumiałam, co oznaczał ten gest.
Spojrzałam na niego niepewnie. Musiałam mieć głupią minę bo zaśmiał się a w
jego oczach rozbłysły wesołe iskierki. Jednak szybko spoważniał, założył maskę,
chwycił mnie i wykonał to swoje jutsu Teleportacji.
Organizacja,
jesteśmy w domu!Spojrzałam w dal, delektując się wonią stęchlizny i wilgoci. Aż
trudno pomyśleć, że żyję w takich warunkach.
- Idę
zameldować się Liderowi –Tobi obszedł mnie i ruszył w stronę jego gabinetu.
Ja stałam
tak dalej. Myślałam, że nic nie zmąci tej ciszy, którą się teraz otaczałam, do
czasu gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Ów dźwięk dobiegał z kuchni i
roznosił się echem po całej organizacji. Usłyszałam jakieś głosy. Ktoś zaczął
krzyczeć…. Zaraz ja zaraz ja znam ten głos, to Hidan tak wrzeszczy. Ktoś go
musiał nieźle wkurzyć.Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ty pseudo
artysto! – Uchyliłam lekko drzwi i zajrzałam do środka. Z brzegu stołu siedział
Kakuzu i liczył pieniądze, zapisując coś w notatniku. W miarę wyłaniania się,
dostrzegłam Hidana i Kisame, który obejmował go, całkowicie krępując jego
ruchy. Jednak ten nie dawał za wygraną i szarpał się rozwścieczony. Naprzeciwko
niego stał Deidara… z podbitym okiem. Miał też rozcięcie w okolicach łuku brwiowego.
- Uspokój
się Hidan bo będę musiał cię związać – Kisame najwyraźniej nie podobała się ta
sytuacja.
- Nie dam
się obrażać temu wybrykowi natury! – Zacisnął zęby tak, że z jego warg pociekło
kilka kropel krwi.
- I kto tu
jest wybrykiem natury – parsknął blondyn szczerząc się pogardliwie do Hidana. –
W dodatku zboczeniec. Nic dziwnego, że cie zostawiła.
Na te słowa
srebrnowłosy wpadł w szał i jednym szarpnięciem wyrwał się z uścisku
niebieskiego. Popędził w stronę Deia i zamachnął się na niego. Ten cios był
bardzo silny i zbyt szybki, żeby blondyn mógł go uniknąć. Miało się wrażenie,
że nic nie będzie w stanie powstrzymać tego natarcia, gdy nagle między nimi
pojawił się Lider i zatrzymał skutecznie atak.
Źrenice
obydwu rozszerzyły się z zaskoczenia. A oczy Peina mieniły się niebezpiecznie.
Rinnengan, pomyślałam.Podeszłam do szafki i zaintrygowana wpatrywałam się w te
jego nieziemskie tęczówki. Czy użyje doujutsu na swoich członkach?
- Są w
Akatsuki pewne zasady,których pod żadnym pozorem nie należy łamać – puścił rękę
Hidana, który zdążył już trochę ochłonąć. – Jeśli chcecie się pojedynkować to z
dala od tego miejsca – syknął, patrząc prosto w twarz srebrnowłosego.
Lider
spojrzał w moją stronę.Inni członkowie przez to całe zamieszanie nawet mnie nie
dostrzegli. Dobrze, że nie spotkałam Itachiego, trudno by mi było funkcjonować
w jego towarzystwie.Nie po tym co się wydarzyło. Nawet nie wiem jak on się
czuje, ale z drugiej strony co mnie to obchodzi…
Pein
podszedł w moja stronę z poważną jeszcze minę.
- Witaj z
powrotem – rzucił tylko i wyszedł z pomieszczenia.
Wszyscy
skierowali swoje oczy na mnie. Hidan jednak spuścił wzrok, zacisnął pięści i
także się ulotnił. Kiedy przechodził obok mnie zauważyłam, że jego oczy się
szklą. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam.
Kisame
patrzył na mnie z nie tęgą miną. Nie to, że się przejął tym wszystkim. Pewnie
jest zły, że wciągnięto go w ten bezsensowny spór… a Deidara… wygląda okropnie.
Oko mu podpuchło i posiniało. Jedynie Kakuzu zachowywał się jak zwykle…
- Jukata.
Dobrze, że wróciłaś –niebieski uśmiechnął się krzywo. – Mamy problemy z naszym
„nieśmiertelnym” –podszedł do mnie i zwyczajnie podał mi rękę. – Zresztą on też
nie jest bez winy – kiwnął na blondyna, który przeczesywał palcami włosy. Chyba
zachowanie Deia oburzyło rekiniastego. Zresztą on zawsze wywołuje jakieś spory
i kłótnie.Wiem z własnego doświadczenia…
- W zasadzie
to co się stało? –Zaczęłam spokojnie.
- Jego
dziewczyna odeszła od niego. Hidan za wiele nie powiedział, tylko tyle, że
morderca pozostanie mordercą, ale nie wiem co miał na myśli.
Ja chyba
wiem… tak, wiem co miał na myśli. Normalnie funkcjonująca, przeciętna kobieta i
poszukiwany przestępca rangi S. Na pewno miał jakieś obawy, musiał przewidzieć
to, że może się to nie udać. Taka kobieta potrzebuje stabilizacji, dużo opieki
i ochrony. A on… nie mógł jej zapewnić żadnej z tych rzeczy. W zasadzie są to
czynniki, nad którymi też się zastanawiałam wielokrotnie. Czy ja i Tobi mamy
jakąś szanse…
-
Porozmawiasz z nim? – Kisame wyrwał mnie z zamysłu. – Chyba potrzebuje teraz
wsparcia – położył mi rękę na ramieniu.
Kiwnęłam
tylko głową, że się zgadzam.
- Ja też
potrzebuję wsparcia –Deidara mruknął przeglądając zawartość apteczki.
- Zajmę się
nim – niebieski przewrócił oczyma, co wywołało chwilowy uśmiech na mojej
twarzy.
Ostatnio
psują się miedzy nami relacje, tzn. między członkami naszej drużyny, bo
przecież stanowimy drużynę.Ja i Itachi, teraz Hidan i Diedara, Pein też wydawał
się podburzony i chyba nie tylko przez tych dwojga… Ciekawa jestem jak tam Tobi
sobie radzi, zresztą o niego to się chyba martwić nie muszę…
Ruszyłam do
pokoju Hidana.Stanęłam na chwilkę przed jego drzwiami i zauważyłam strużkę krwi
spod nich wypływającą. Co jest! – pomyślałam i zapukałam trzy razy. Nikt jednak
nie odpowiedział. Zaniepokojona chwyciłam za klamkę i wpadłam do środka.
- Hidan! – Krzyknęłam
widząc go w kałuży krwi. Jego nadgarstki były ponacinane. Przykucnęłam
naprzeciwko niego.Siedział na podłodze oparty o łóżko. Jego źrenice były
nieruchome, wpatrywał się w jakiś punkt na posadzce. – Hidan. – powtórzyłam. –
Powiedź coś…
- Zostaw
mnie. Wolę być sam –spojrzał na mnie.
- Jesteś
strasznie blady…
- Już kończę
– uniósł nieznacznie ręce a jego rany się zasklepiły. – To jedyne co pomaga mi
się uspokoić – jego głos brzmiał słabo. Upuścił sobie krew, pomyślałam. Nagle
strużka cieknąca aż do drzwi została pochłonięta przez symbol Jashina
narysowany na podłodze.Ofiara? Zadałam sobie pytanie.
- Wiem, że
cierpisz – zaczęłam – ale musisz się z tego otrząsnąć! – Potrząsnęłam nim. – Ty
musisz być silny Hidan! – Mój głos zabrzmiał rozpaczliwie. Wiem jak to jest,
nie raz to przeżywałam… znowu przypomniał mi się ten ból i bezsilność,
kiedy byłam mała. Kiedy straciłam wszystko, co było mi drogie, kiedy kochałam
bez wzajemności i kiedy inni mnie ranili… – Ty musisz być silny. – powtórzyłam
raz jeszcze.
Patrzył na
mnie tępym wzrokiem,wzrokiem beznamiętnym, ale przepełnionym bólem. I zrobił
coś niespodziewanego.Objął mnie i przytulił do siebie. Westchnął.
- Masz rację
Jukata, muszę być silny.
***
- Auuua!
Kisame, mógłbyś być bardziej delikatny, un! – Dei darł się na rekiniastego.
- Przestań
marudzić! Zaraz sam będziesz się opatrywał! – Odpowiedział poirytowany.
-Co, co ty
robisz?!! – Usłyszałam nadal siedząc w pokoju Hidana. Ci dwaj tak się darli, że
nawet tu było ich słychać… Ale z tego Deidary jest matoł, pomyślałam. Też mnie
zaczęło to irytować! Jeszcze chwila a i Kisame straci nad sobą kontrolę…
- Jak to co…
- Jesteś w
tym beznadziejny! – Przerwał mu blondyn i jedyne co wtedy usłyszałam to to, jak
ktoś czymś rzuca. Potem rozległ się huk i wrzask Deidary. Na koniec usłyszałam
jak Kisame idzie korytarzem i klnie pod nosem… Jednak nie wytrzymał. Nie dziwię
mu się zresztą…
Spojrzałam
na Hidana. Przenieśliśmy się na jego łóżko. Siedział na skraju ze zwieszoną
głową. Brwi miał zmarszczone, a nieruchome oczy nadal wpatrywały się w jakiś
punkt na podłodze. Zastanawiałam się o czym może myśleć… Wtedy odwrócił lekko
głowę w moją stronę i uśmiechnął się krzywo.
- Co za
dzień – jego głos brzmiał tak jak na co dzień, to chyba dobry znak…
- Już ci
lepiej? – Spytałam uśmiechając się do niego.
- Ale za
mnie idiota – splótł ręce za karkiem i położył się w poprzek łóżka. – Znowu
dałem się ponieść emocją… na Jashina zachowałem się jak jakiś bachor… –
westchnął.
-U ciebie to
całkiem normalne – położyłam się na brzuchu obok niego i obserwowałam jego
twarz.
- Hę? – Wykrzywił
ją w grymasie.
- Miałam na
myśli to, że lubisz wpadać w szał – zaśmiałam się.
- Jak
psychopatyczny morderca…- popatrzył prosto w moje oczy i znów zauważyłam w nich
smutek, jakąś pustkę…
Dlaczego
cały czas o tym myśli, czyżby zaczął żałować swoich czynów? Zawsze łatwo
rozgryzałam Hidana,ale ostatnio strasznie się zmienił. To pewnie przez tą
dziewczynę. Był taki wesoły, nawet nie kłócił się z nikim zbyt często, co
rzadko mu się zdarza.Jestem ciekawa jaki będzie teraz, kiedy wrócił do stanu
przed zakochaniem. Czy taki jaki był, czy może gorszy, albo wręcz przeciwnie?
Czy zapomni całkowicie o swoich uczuciach, czy będzie chciał zachować jak
najwięcej wspomnień…
Ja, co ja
bym zrobiła… mogłabym zapomnieć co łączyło mnie z Tobim? Nie sądzę. Choćbym nie
wiem jak się starała, nigdy bym nie zapomniała…
- Eee,
Jukata… – patrzył na mnie swoimi fiołkowymi oczami. – W zasadzie to czasami
jestem psychopatyczny, co? – Uśmiechnął się szczerząc zęby.
- Oj tak!
Cieszę się,
że Hidan doszedł do siebie. Nie zajęło mu to zbyt dużo czasu. Mogłam się tego
po nim spodziewać…
Ruszyłam do
gabinetu Peina, Tobi na pewno jeszcze tam był. Zapukałam i nacisnęłam na klamkę
nie czekając na zaproszenie. Ale ku mojemu zdziwieniu siedział tam tylko Lider.
Koło niego leżał Fumi. Kiedy mnie zobaczył poderwał się z miejsca i wskoczył mi
na ręce.
- Stęskniłeś
się za mną maleńki? – Spytałam słodko.
- Pewni. –
odpowiedział Pein. Zrobiłam dziwną minę i spojrzałam na niego unosząc prawą
brew.
- Pytałam
lisa…
- Przecież
wiem – odchrząknął i zaczął szperać w szufladzie biurka.
- Tobi tu
był? – Zagadałam.
- Tak,
wysłałem go na misję –odparł Lider.
- Samego?! –
Podniosłam głos.Tym razem to rudy zmierzył mnie dziwnym spojrzeniem. No tak,
przecież Tobi to Madara Uchiha. Inni by mu tylko przeszkadzali… Czasem
zapominam, że mój „grzeczny chłopiec”, wcale taki grzeczny nie jest, hehe.
Lider musiał
usłyszeć moje myśli bo zaśmiał się pod nosem. No muszę powiedzieć, że ciekawie
to wyglądało. Fumi wskoczył na biurko i zaczął się do niego łasić. Oho,
rudzielce trzymają się razem… No i znowu ta mina… Lider ma kompleksy na punkcie
koloru swoich włosów czy co…
- Nigdy nie
przeszkadzał mi mój kolor włosów – odparł łagodnie, smyrając liska za uchem.
Jak ja nie cierpię kiedy on to robi! To jego jutsu to naruszenie prywatności
osobistej. Aż strach myśleć o czymkolwiek…
- Chciałaś
coś ode mnie? – Podparł brodę rękoma, a Fumi usiadł obok jego ramienia.
- W zasadzie
to nie, myślałam, że Tobi jeszcze tu jest – zamyśliłam się na chwilę. – Kiedy
przewidziany jest jego powrót?
- Misja
powinna zając mu trzy dni – ziewnął. Przez Hidana nie zauważyłam nawet, że
zrobiło się już późno.
- Rozumiem –
trochę mnie to zmartwiło… bez Tobiego trzy dni… – A co z nim? – Wskazałam na
lisa. – Mam go zabrać?
- Hmmm, co
do tego rudzielca…- Lider posłał mi znaczące spojrzenie. – To powinnaś go
odwołać i przyzywać go za pomocą jutsu Przywołania tylko w czasie walki. Sądzę,
że właśnie do tego jest przeznaczony – poklepał go po główce.
- Ach tak –
złożyłam ręce w pieczęć i odwołałam lisa, który znikł w białej chmurce. –
Dobranoc – rzuciłam jeszcze zanim zamknęłam drzwi gabinetu Lidera i ruszyłam do
siebie. Mimo, że nic dzisiaj takiego nie zrobiłam,byłam bardzo zmęczona.
Zasnęłam jak tylko się położyłam…
Stałam przed
olbrzymimi wrotami o metalowej konstrukcji. Czarne, połyskujące pręty wiły się
pod sam sufit. Obserwowałam wszystko z dystansu. Panował półmrok, ale
rozpoznałam to miejsce i pieczęć, która zabezpieczała potężna bramę. Pieczęć od
której wszystko się zaczęło i przez którą wszystko może się skończyć, pieczęć
tak potężną i niebezpieczną… Akai Kitsune (czerwony lis), ta sama pieczęć,
którą ja zostałam naznaczona.
Skąd się tu wzięłam? Otworzyłam szeroko oczy. Czerwona chakra zaczęła wypływać
przez szparę w podłodze. Otoczyła mnie. Czułam jak przenika przez moje ciało,
był blisko. Dostrzegłam purpurowy błysk. Jego energia była już dostrzegalna
wszędzie, ta krwawa poświata, ona pochłaniała mnie doszczętnie. Czekałam aż
wyłoni się z ciemności, tak to on! Lis o dziewięciu ogonach!
Obudziłam
się zalana potem.Znowu ten cholerny sen. Ten sam motyw! Widzę go i on otwiera
swoje wielkie czerwone ślepia i przeszywa mnie swoim morderczym spojrzeniem.
Minęło tyle czasu, a ja nadal nie wiem czemu to zrobił. Czemu ten przeklęty
demon użyczył mi swojej mocy! Czemu mnie ocalił i wlał we mnie swoją chakrę!
Mój oddech
był nierówny. Rozbolała mnie głowa. Dlaczego nie mogę uzyskać odpowiedzi na to
pytanie. To wszystko nie miało dla mnie sensu. Żadnego logicznego wyjaśnienia.
Co on chce ze mną zrobić?…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz