piątek, 18 października 2013

Rozdziały 31-32 (stare)



    – Jukata! Jukataaa!!! – Ktoś energicznie otworzył drzwi mojego pokoju.
    Przebudziłam się od razu i usiadłam na łóżku. Byłam taka zaspana, że moje powieki ledwo co się podniosły.  Wszystko wiedziałam jeszcze za mgłą. Przetarłam więc oczy i spojrzałam przed siebie. W drzwiach stał Hidan z uśmiechem od ucha do ucha. W reku trzymał przygotowaną kosę. W pierwszej chwili pomyślałam, że tylko mi się wydaje, ale on zaczął iść w moją stronę, okręcając kosę w dłoni.
    - Co do diabła?! – Zerwałam się z łóżka, zrywając z niego kołdrę i okrywając się nią.
    Hidan zmierzył mnie dziwnym spojrzeniem po czym wybuchnął śmiechem. Mnie raczej nie było do śmiechu… myślałam, że chce mnie poszatkować…
    - Jukata… – pomału dochodził do siebie. – Lider przydzielił nam misję – wydukał wreszcie.
    - Jak to mam? – Wskazałam palcem siebie potem jego i uniosłam brew. – A Kakuzu to co, za stary na misję?
    - Jeszcze nie jest z nim tak źle, ale dostał super ważne zadanie ustanowienia nowego budżetu – opanował szybko sytuacje i posłał mi jeden ze swoich uśmieszków. – Będę czekał przed organizacją.
    Westchnęłam i kiwnęłam na tak. Hidan wyszedł, a ja zaczęłam się przygotowywać. Wzięłam standardowe rzeczy i ruszyłam korytarzem. Weszłam jeszcze do kuchni zrobiłam sobie kanapkę i dołączyłam do srebrnowłosego. Faktycznie czekał na mnie przed organizacją. Twarz wystawił do słońca, wypinają przy tym pierś. Stary dobry Hidan…
    - No to co, w drogę! – Powiedział entuzjastycznie.
    - A może najpierw poinformujesz mnie na czym ma polegać nasza misja? – Kończyłam swoją kanapkę.
    - Ach, no wiec… hmm… – podrapał się w głowę.
    - Chyba spytałeś Lidera co mamy zrobić? – Wlepiłam w niego wzrok mówiący “Zamorduję cię”.
    - No pewnie, że spytałem – klepnął mnie w plecy i zaczęłam się krztusić chlebem. – Jukata? – Pochylił się nade mną i znowu zaczął mnie klepać. W końcu udało mi się udrożnić moje drogi oddechowe… Wypuściłam powietrze i zmierzyłam go morderczym wzrokiem. Coś mi się wydaje, że będzie to długi dzień…
    Kiedy zaczęliśmy iść Hidan powiedział mi na czym ma polegać nasza misja. Otóż mieliśmy odebrać jakąś przesyłkę z wioski nieopodal. W zasadzie to zadanie było całkiem proste. Na miejsce doszliśmy po godzinie. Punktu odbioru paczki też nie szukaliśmy zbyt długo. Pakunek był mały i całkiem lekki. Włożyłam go do swojej torby przewieszonej przez ramię. Spojrzałam na Hidana, który dziwnie rozglądał się po okolicy.
    - Coś się stało? Ktoś nas szpieguje? – Szepnęłam do niego także badając teren.
    - Nieee – zaprzeczył szybko z niewyraźnym uśmiechem na twarzy.
    - Zatem możemy wracać… – zaczęło mi burczeć w brzuchu. – Zjadłam za lekkie śniadanie… – i znowu burknięcie.
    - Może wyskoczymy gdzieś na jakieś dobre jedzonko? – Zaproponował srebrnowłosy. – Mamy czas do zachodu słońca, więc szkoda nie skorzystać, tym bardziej, że Deidara dzisiaj gotuje…
    Ten ostatni argument najbardziej do mnie przemówił. Kiwnęłam, że się zgadzam i zaczęliśmy szukać jakiejś miłej knajpki. Chodząc po tej mieścinie, miałam wrażenie jakbym już tu była… Kiedy znaleźliśmy odpowiedni lokaj, usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy pyszny, domowy zestaw obiadowy. Kotlet był na pół talerza, ryż był mięciutki, odpowiednio ugotowany, do tego trzy rodzaje surówek. Musimy częściej robić takie wypady…
    - Nie ma to jak porządny męski obiad – Hidan zabrał się za pałaszowanie i wszystko znikało w zastraszającym tempie.
    Też wzięłam się za jedzenie, bo jeszcze będzie chciał pochłonąć moją porcję, a ja jestem dzisiaj wyjątkowo głodna… Pomyślałam o Tobim. Jestem ciekawa co on teraz robi i czy nic mu nie jest. Może jest głodny? Mam nadzieję, że ma biedactwo gdzie spać… tfuu, co ja wygaduję… na pewno używa swojego jutsu Teleportacji i przebywa w lepszych warunkach niż my… Spojrzałam na Hidana. Siedział w bezruchu i gapił się w talerz. A temu co znowu?
    - Hidan? – Pochyliłam się do przodu, bo siedział naprzeciwko mnie.
    - Co? – Obudził się wreszcie i prawie przywalił mi w łeb.
    - Kiedy jesteś zamyślony robisz się niebezpieczny dla otoczenia – uśmiechnęłam się w jego stylu.
    - Wybacz, przychodziliśmy tu czasami… – wtedy skojarzyłam sobie skąd znam tę wioskę. Dziewczyna Hidana tu mieszka! Jak byłam tu z Tobim weszliśmy z drugiej stron miasteczka, dlatego nie poznałam tego miejsca od razu.
    Nie wiedziałam co mam powiedzieć… myślałam, że zostawił to za sobą, a jednak wspomnienie nie dają mu spokoju. To musiało być dla niego naprawdę ważne. Chyba tylko udaje, że wszystko jest w porządku. Wnioskując z jego miny, to raczej mam rację…
    - Nie przejmuj się, kiedyś na pewno ułożysz sobie życie. Jesteśmy już bliscy spełnienia się planu Peina. Świat będzie należeć do nas, a to otwiera nam nowe możliwości. Kiedyś będziemy wolni Hidan. Będziesz mógł odejść, teraz byłoby to trudne, wręcz niemożliwe, ale potem…
    - Już nad tym myślałem – przerwał mi i uśmiechnął się. – I nie mam zamiaru opuszczać Akatsuki – podniósł się i wyprostował. – Najwyższy czas wracać – podał mi rękę i pomógł wstać.
    Wtedy jego źrenice dziwnie się rozszerzyły. Najwyraźniej kogoś dostrzegł. Widziałam jak wodzi oczyma za tym kimś i w pewnym momencie przyciągnął mnie do siebie, objął i zaczął całować. Byłam kompletnie zdezorientowana i nie zdążyłam odpowiednio zareagować. Poddałam się jego pieszczocie i oddałam pocałunek. Wtulił się we mnie bardziej, jakby chciał się schować. Poczułam jego delikatny zapach i ciepło jakie z niego emanowało. Serce biło mu bardzo szybko. Odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam ją. To była Naomi, patrzyła chwilę w tę stronę, po czym wybiegła z baru.
    Odepchnęłam od siebie Hidana i spojrzałam na niego wściekła.
    - Zwariowałeś, co to miało znaczyć! – Szepnęłam do niego z jadem w głosie.
    - Nie wiem. Zrobiłem to odruchowo – przeczesał palcami włosy i trzymał się chwile za głowę.
    - Najlepiej chodźmy już stąd. – zapłaciłam za obiad z pieniędzy, które wydał mi posłaniec i wyszliśmy na zewnątrz. Powoli się uspokoiłam, Hidan też dochodził do siebie. Matko, dobrze, że nie wie jak mi teraz głupio. Całowałam się z przyjacielem… w zasadzie to on mnie całował, ale ja też nie jestem bez winy. Mogłam go przecież powstrzymać…
    - Jukata? – Patrzył na mnie pytająco.
    No i co mam mu powiedział, że jestem wściekła już wie. Fuknęłam tylko i wyprzedziłam go, chcąc pozbierać myśli. Przeszłam przez tę wioskę z taką skwaszoną minę, że wszyscy się za mną oglądali. Kiedy wchodziliśmy na leśną ścieżkę, zatrzymałam się i zwróciłam w stronę srebrnowłosego.
    - Nigdy więcej tego nie rób, ja już mam faceta… – o kurcze, chyba powiedziałam za dużo. Reakcja mojego tymczasowego partnera była naprawdę dziwna. Najpierw lekkie zdumienie, potem nieśmiały uśmiech, następnie pokiwał głową, tak jakby się czegoś domyślał.
    - Rozumiem – poprawił swoją kosę i wyszczerzył do mnie zęby.
    - Co? – Spytałam lekko zarumieniona.
    - A jednak miałem dobrego nosa, że ty i ten… Tobi… no nie no Jukata, przecież ty i on nie pasujecie do siebie! – Zaczął się śmiać. Przynajmniej jemu się humor poprawił…
    - A co ty możesz w ogóle wiedzieć na ten temat, znam go lepiej niż ty i sądzę, że bardzo dobrze do siebie pasu… – nie dokończyłam bo przed moim nosem przeleciał kunai.
    Atakują nas! Akurat teraz, ale kto? Ja i Hidan odskoczyliśmy od siebie i zaczęliśmy szukać wroga. Faktycznie ktoś chował się w zaroślach.
    - Będziecie się tak chować jak szczury w kanałach – wrzasnął srebrnowłosy i chwycił swoją kosę. – Dawno nie złożyłem nikogo w ofierze – machnął nią w powietrzu.
    A ja dawno nie widziałam Hidana w akcji, a muszę przyznać, że jest na co popatrzeć…
    - Jukata, ja się nimi zajmę – oho jego wzrok mówił sam za siebie.
    Wskoczyłam na drzewo i obserwowałam z dystansu. Będzie masakra!
    Z zarośli wyskoczyło dwóch oprychów. Stanęli w pozycji bojowej z kunaiami w rękach. Jeden z nich trzymał też ładnie ukuty miecz samurajski. Po wszystkim chyba go sobie wezmę. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
    - Chcemy tylko tego, co wzięliście od kuriera – powiedział jeden z nich.
    - Ach tak… – Hidan ruszył z miejsca jak torpeda. – Weź sobie to! – Machnął swoją kosą tak szybko i sprawnie, że zanim facet zdążył odskoczyć, mój partner zadrapał go w ramię.
    - Pan Jashin będzie bardzo zadowolony – Hidan był już naprawdę nakręcony. Narysował na ziemi symbol Jashina, stanął w nim i zlizał krew ofiary. Jego ciało się zmieniło.
    - Cudownie! – Krzyknął.
    On z pewnością jest psychopatyczny, zwłaszcza w takim stanie… zaśmiałam się pod nosem.
    Hidan wyjął zza pazuchy swój szpikulec.
    - Co on do diabła robi! – Krzyknął ten drugi.
    - Do diabła… to ja was powysyłam! – Zaczął się szaleńczo śmiać i przebił swoje serce szpikulcem. Zraniony mężczyzna upadł na kolana, a ten drugi patrzył na Hidana z przerażeniem w oczach. W tej chwili wyglądał cholernie złowieszczo.
    Kiedy tamten otrząsnął się z szoku, ruszył na szaleńczego członka Akatsuki. Jego miecz zatrzymał jednak jego kosę. Stal połyskiwała w słońcu. Był naprawdę niesamowity, takiego jeszcze nie wiedziałam! Musiał być niezwykły.
    - Uważaj Hidan, chcę mieć ten miecz w jednym kawałku – zatarłam ręce.
    - Niema sprawy – jego oczy błysnęły dziko.
    Pociągnął swoją kosę do siebie, a miecz który utknął pomiędzy jej ostrzami, wyślizgnął się z rąk właściciela. Mój partner wziął zamach i posłał miecz do mnie. Złapałam go, owinęłam materiałem i wsunęłam za pasek. W oka mgnieniu Hidan uporał się z ostatnim przeciwnikiem, po czym przystąpił do ostatniej fazy rytuału. Niestety ta trwała najdłużej…
    Kiedy się pozbierał ruszyliśmy z powrotem do organizacji. Oboje postanowiliśmy, że zapomnimy o tym incydencie w barze. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, na dobre i na złe.
     W organizacji jak to w organizacji. Kompletny harmider! Już w przedsionku dało się usłyszeć wrzaski Deidary, że jego słynne klopsiki w sosie własnym są jadalne. Kiedy ja i Hidan weszliśmy do środka zauważyliśmy przywiązanego do krzesła blondyna i Kisame, który próbował nakarmić go jego własnym specjałem, ale nawet on sam nie chciał tego skosztować.
    - Chciałeś nas otruć, czy co? Skoro to takie jadalne, to czemu sam tego nie zjesz? – Rekiniasty podsunął mu pod nos widelec z nabitym klopsem.
    - Nie jestem głodny! – Deidara zaczął wierzgać nogami jak małe dziecko.
    - Kisame, dość już tej zabawy – Sasori najwyraźniej się zniecierpliwił.
    - Mówisz tak, bo nie musisz tego jeść – niebieski zrezygnował i opadł na jedno z krzeseł przy stole. – Gdyby on gotował codziennie, to byłby Armagedon.
    Spojrzałam znacząco na Hidana, który uśmiechnął się do mnie szeroko.
    - Dobrze, że my już jedliśmy – powiedziałam zadowolona, kiedy szliśmy w stronę gabinetu Lidera. Mój tymczasowy partner pokiwał tylko głową i splótł za nią ręce. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Im bardziej zbliżaliśmy się do pokoju Peina, tym bardziej czułam coś niepokojącego. Jakiś straszny chłód, normalnie powiało grozą. Tak jakbym sama zanurzała się w ciemności, a może tylko mi się wydaje? Przecież ten korytarz jest ciemny. Jednak to wszechogarniające uczucie, zawsze pojawia się wtedy, kiedy ma wydarzyć się coś strasznego…
    Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Zesztywniałam. Lider siedział za swoim biurkiem, a naprzeciw niego siedział Itachi.
    - Dobrze, że jesteście, macie przesyłkę? – Spytał Lider
    Czarnowłosy nie patrzył na mnie, ale wiedział, że tu jestem. Jak zawsze zimny, spokojny, milczący. Jakby czas się zatrzymał, albo to moja akcja serca się zatrzymała. Czas się opanować, no Jukata, przecież potrafisz, nie daj się zastraszyć, to gabinet Peina, on nie pozwoli cię skrzywdzić…
    - Jukata, w porządku? – Lider zwrócił się do mnie ponownie.
    - Tak – wyrwałam się jakby z transu. – Mamy przesyłkę – powiedziałam już pewniejszym głosem.
    - Świetnie – rudy spojrzał na Hidana. – Mógłbyś nas zostawić?
    - Oczywiście – Hidan wyszedł, pozostawiając mnie z moją zmorą. Usłyszałam tylko jak drzwi zatrzaskują się za nim, a atmosfera znowu staje się napięta. Mój zmysł mnie nie zawiódł, coś się święci…
    - Usiądź – Pein wskazał mi krzesło tuż obok Itachiego.
    Nie no, już lepszego miejsca mi dać nie mógł. Odważyłam się spojrzeć w jego stronę, wciąż na mnie nie patrzył, był jakby nieobecny, ale ja wiem, że to tylko pozory. Itachi jest zawsze skupiony i czujny.
    Przeniosłam wzrok na Lidera, który patrzył na mnie wyczekująco. No tak, przesyłka! Wyciągnęłam paczuszkę z torby i podałam mu ją. Odwinął ją na naszych oczach i podsunął ją nam. Był to klucz. Taki zwyczajny z dużym oczkiem, koloru stalowego.
    - To wasza misja – słowa Lidera uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba. Nasza? To znaczy moja i… spojrzałam na Itachiego jeszcze raz, żadnej reakcji! Sama już nie wiem czy wolę jak się na mnie gapi, czy jak mnie olewa. Tak czy siak jest przerażający!
    - Jukata, to misja rangi S! – Lider spojrzał na mnie znacząco. – Macie odbić Konan!
    Moje źrenice rozszerzyły się maksymalnie. Misja. Konan. Więzienie, pilnie strzeżone. Klucz. No tak, klucz do celi!
    - Itachi ma mapę, którą zdobył z Kisame na poprzedniej misji, ten klucz to ostatni element układanki. Chcę, aby to Itachi dowodził… Jukata będziesz się musiała go słuchać. Żadnej niesubordynacji, czy to rozumiesz?
    - Tak.
    Itachi uśmiechnął się nieznacznie, albo tylko mi się wydawało. Nie, na pewno się uśmiechnął. Chytry, podły uśmiech. Już widzę naszą współpracę, jak się nie pozabijamy to będzie cud. Przełknęłam salinę. Może jak postaram się nie wchodzić mu w drogę to nic się nie stanie. Z drugiej jednak strony… szczerzę w to wątpię.
    - Jeszcze jedna ważna rzecz – Pein splótł ręce i oparł na nich brodę. – Na rozstaju dróg spotkacie kogoś, kto was wprowadzi do środka, będzie na was czekał punkt w południe za dwa dni. Zatem na misje wyruszycie jutro punktualnie o 12:00. To wszystko, co powinniście wiedzieć – oparł się o krzesło.
    Czarnowłosy schował klucz do kieszeni, wstał ciężko i wyszedł. Ja zrobiłam to parę sekund po nim i kiedy miałam nacisną klamkę, zatrzymał mnie głos Peina.
    - Widzę, że masz nowy nabytek – kiwnął głową na miecz.
    - Prezent od Hidana – zaśmiałam się i humor mi się poprawił. Będę miała szansę sprawdzić go w boju.
    Wyszłam na korytarz. Widziałam jak sylwetka Itachiego niknie w ciemności. Nawet z tej odległości słyszałam jak jego serce bije równym rytmem. Nie okazał, żadnych emocji, tylko tajemniczy uśmiech. Co planujesz ty podstępny draniu. – zadałam sobie w myślach pytanie…
    Wiedziałam, że muszę dobrze odpocząć przed misję, ale myśl, że idę na nią z moim byłym sensei, tym samym, który jeszcze parę dni temu chciał mnie zabić, nie dawała mi spokoju. Zasnęłam dopiero koło czwartej nad ranem. Niestety nie spałam spokojnie, nawet przez te parę godzin, bo znowu zaczęły dręczyć mnie koszmary. Obudziłam się zalana potem, była w pół do dziewiątej. Dopiero teraz zorientowałam się, że moja kołdra leży na podłodze, a nakryta jestem prześcieradłem. Usiadłam w poprzek łóżka. Do misji zostało jeszcze  trzy i pół godziny. Powinnam wziąć prysznic i zjeść porządne śniadanie, a także zapakować sobie coś na drogę. Jak pomyślałam tak zrobiłam.
    W kuchni krzątał się tylko Kisame, Hidan pewnie odsypia wczorajszą misję. Lubi sobie pospać.
    - O Jukata, widzę, że już na nogach – uśmiechnął się do mnie szeroko. – Na co masz ochotę?
    - Na coś energetycznego, mam dzisiaj misję – mina mi zrzedła.
    - Tak szybko… Pein powinien bardziej dbać o swoich podwładnych – drugą część zdania powiedział dla swojej własnej informacji, mrucząc pod nosem. – A z kim się wybierasz tym razem? – Podniósł ton.
    - Z Itachim – krótka odpowiedź, ale okazała się jakże szokującą dla rekiniastego. Wybałuszył na mnie swoje oczy, przerywając na chwilę wykonywaną czynność.
     – Nie żartuj – pokiwał głową. – I nie sprzeciwiłaś się, Pein też nie miał żadnych obiekcji, Itachi się zgodził? – Zadał mi te pytania tak szybko, że połowy nie zrozumiałam.
    - Nie sądzę żebyśmy mieli coś do gadania, zresztą misja jest naprawdę ciężka, więc Lider uznał, że ja i Itachi nadajemy się do tego najlepiej – zaglądnęłam do garnka, który trzymał w ręku. – Gotujesz coś?
    - Nie, właśnie pozmywałem…
    Zabrałam mu garnek, nalałam do niego wody i postawiłam na gazie. Z lodówki wyjęłam 6 jaj i włożyłam do wody. Wzięłam też kawałek sera żółtego, zlepiłam kulki ryżowe i przygotowałam chleb, owijając go w folię, żeby nie sczerstwiał w podróży. Zapakowałam wszystko do torby, wraz z czterema jajkami, a pozostałe, zjadłam na śniadanie, z kromką twarożku i kubkiem mleka, nie ma to jak białko!
    Po śniadaniu zapakowałam jeszcze inne potrzebne rzeczy i ponownie sprawdziłam, czy mam wszystko. O mały włos zapomniałabym o najważniejszym: o wodzie. Wróciłam zatem do kuchni z całym swoim pakunkiem, żeby już nie latać w tę i z powrotem i nalałam wody do mojego pojemnika. Pomieszczeni tym razem było puste. Nie pozostało mi nic innego jak tylko czekać w samotności na godzinę zero…
    - Jukata – powoli otworzyłam oczy i zatopiłam się w chłodnej czerni. Z każdym rozwarciem powiek, dostrzegałam wyraźniej kontury sylwetki, która się nade mną pochylała…
    Otworzyłam szeroko oczy.
    - Itachi?!! – Zerwałam się z miejsca. – Co mi zrobiłeś? – Wyciągnęłam miecz i chwyciłam go mocno dwiema rękami.
    - Właśnie cię obudziłem. Jest już za pięć dwunasta. Co ty robiłaś całą noc… – ostania część zabrzmiała raczej jak zdanie twierdzące niż pytające.
    Odwrócił się i udał w stronę wyjścia. Dziwne, ale zachowywał się całkiem normalnie. Nawet mówił normalnie i patrzył na mnie normalnie. Może Lider zakazał mu mnie prześladować? Dziękuję ci Pein! Bóg ci w dzieciach wynagrodzi! Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i udałam za Itachim…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz