Stałam jak
wryta. On chce zemsty, chce się na mnie zemścić! – powtarzałam w myślach.
Wpatrywałam się w czarne, wirujące punkciki w jego oczach. Dlaczego to robi?!
Dlaczego? Czułam jak drżą mi ręce i skronie zaczynają boleśnie pulsować… O nie!
Złapał mnie w swoje genjutsu! Już po mnie. Upadłam na kolana, albo tylko mi się
wydawało… W ogóle to gdzie ja jestem?!! Wszędzie ciemno, ciemno… znam tę
ciemność… i to światło na końcu korytarza. Tylko nie to!
Ocknęłam się. Itachi nadal stał naprzeciwko mnie, pewnie to trwało ułamek sekundy. Tobi, gdzie jest Tobi. Obejrzałam się za siebie. Jeszcze stoi. Jestem za niego odpowiedzialna, muszę go chronić za wszelką cenę!
Znaki, moje pieczęć została aktywowana… może by tak wykorzystać jego chakrę? Nie, nigdy tego nie robiłam, ale w takiej sytuacji? Czy jestem w stanie w ogóle coś zrobić… Wtedy, kiedy znalazłam się w Akatsuki i Itachi złapał mnie w to przeklęte jutsu… ja, chciałam umrzeć… Nigdy tak nie pragnęłam śmierci, tego spokoju i ciszy.
Byleby to się skończyło… naprawdę byłam skłonna się zabić…
Zacisnęłam pięści i zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. Następnie moje dłonie złożyły się w jakąś pieczęć, potem w jeszcze jedną i jeszcze jedną… Cholera! Nie znam tej kombinacji!!! Co ja do licha robię??? Zwój, na co mi ten zwój… symbol lisa… co ten Kyuubi wymyślił?!! Nadgryzłam kciuk i zaznaczyłam zwój wstęgą krwi. Następnie rzuciłam go metr przed Itachim, który najwyraźniej szykował się do ataku.
Nagle z kłębu dymu wyskoczył lis! Najprawdziwszy rudy lis! I złapał Itachiego za rękę.
- Co u diabła! – Wrzasnął Uchiha i próbował się pozbyć natręta, wymachując rękami. Przyglądałam się tej scenie z lekko rozdziawioną gębą i szeroko otwartymi oczami.
Lis puścił dłoń czarnowłosego i skoczył mu na plecy. Muszę przyznać, że jest bardzo zwinny i szybki. W mgnieniu oka użarł Itasia w ucho!!! O matko, przecież on mnie za to zabije!
- Hej, lisku! – Krzyknęłam do zwierzaczka.
Mały spojrzał na mnie i zeskoczył z chłopaka, idąc w moją stronę. Itachi wkurzony jak nigdy dotąd rzucił w moją stronę jakimś przekleństwem, a potem kunaiem. Jednak mój nowy przyjaciel złapał go w zęby i zaczął warczeć na Uchihę.
- Jukata, domagam się satysfakcji. – Itachi syknął przez zęby. – Od dzisiaj, dokładnie za tydzień na łące za organizacją, tylko ty i ja. Jeśli się nie zjawisz zabiję cię! – Trzasnął drzwiami.
- I tak mnie zabije! – Zawyłam zrozpaczona. – No przecież nie wygram z nim pojedynku!!! – Upadłam na kolana, a mały lisek podszedł do mnie i szturchnął mnie pyszczkiem.
- Jukata-san… – usłyszałam cichy głos Tobiego.
- Tak?
- Nie martw się, na pewno sobie poradzisz, Tobi w ciebie wierzy! – Położył mi rękę na ramieniu.
Wstałam i odwróciłam się do niego przodem.
- Jasne… A tak w ogóle to co to jest! – Wskazałam na lisa, który wskoczył na moje łóżko i ułożył się na poduszce.
Tobi spojrzał na niego, a potem na mnie i znowu na lisa i wzruszył ramionami.
- To wy nie wiecie, że nie wolno trzymać zwierząt w organizacji? – Usłyszałam za plecami głos Lidera.
- Ale Liderze, on wyskoczył ze zwoju! – Wskazałam na podłogę.
- No przecież wiem… – przewrócił oczami i westchnął.
Dalej stałam jak ta głupia, nieoświecona i czułam, że Liderek wie, co to za lisiątko! Zbliżył się do zwierzaka i usiadł na moim łóżku. Pogłaskał go po grzbiecie, a następnie uniósł jego pyszczek i spojrzał głęboko w oczy… co on! Aktywował Rinnengana! Trwał tak chwilę, po czym wyłączył swoje doujutsu i uśmiechnął się chytrze.
- No to mamy nowego członka Akatsuki – zaśmiał się w głos. – To demon pokrewny Kyuubiemu, wysłany specjalnie żeby cię chronić. Widocznie Kyuubi ma co do ciebie jakieś plany – zerknął na mnie unosząc brew.
Jakbym nie wiedziała… pomyślałam. Ten demon przyczepił się do mnie jak rzep psiego ogona, a teraz jeszcze to. Ponownie spojrzałam na lisa.
- Wracam do swoich zajęć, a ty Jukata pokarz mu organizację – Peina najwyraźniej rozbawiła ta sytuacja, ale mnie nie było do śmiechu. Ciekawe czy ten demon stoczy też za mnie pojedynek… wątpię!
- Hej mały, no chodź! – Machnęłam na niego ręką.
- Jukata-san, myślę, że trzeba dać mu imię – podsunął Tobi.
W zasadzie to ma rację przecież nie będę do niego wołać lisie! Zastanowiłam się chwilę, ale nic mi nie przychodziło do głowy… chociaż…
- To może Rudzik! – Powiedziałam śpiewająco.
Tobi wybuchnął głośnym śmiechem i złapał się za brzuch.
- Jukata-san potraktuj go jak shinobi, a nie jak maskotkę – chłopak opanował się trochę, ale widać było, że z wielkim trudem.
Tobi, co za profesjonalne słownictwo… spojrzałam na niego z ukosa… shinobi… to co mam mu dać na imię Killer?!! On jest taki słodki! Oni obydwoje są słodcy… westchnęłam na samą myśl o Tobiaszku!
- Oj, nie jestem w tym dobra, może ty mu wymyślisz imię? – Uśmiechnęłam się do Tobiego.
- Madara! – pisnął lis i wskoczył Tobiemu na ramię.
- No to problem z głowy! Jak dla mnie może być! Chociaż to trochę jakby damskie imię – zastanawiałam się po ciuchu, czekając na reakcję Tobiego.
- Jukata-san to męskie imię! – Czyżby się oburzył?
- Madara! – Powtórzył lis i oblizał maskę Tobiego.
Zaraz, zaraz, a może on tak się zwraca do mojego partnera? o_O Nie no co ja w ogóle wygaduję… Madara, przecież on miałby teraz ze sto lat!!!
- Zostaje Madara – zadecydowałam.
Może się Tobiemu noga podwinie i nieoczekiwanie zareaguje na to imię – zatarłam ręce… Nie no znowu jakieś spekulacje!!! Tobi to nie Madara!
Przez to zamieszanie z lisem zapomniałam o Itachim… nie będę się martwić na zapas! A co!
- No to ruszamy! Panie Tobi, Panie Madara – zaakcentowałam ostatni wyraz. – Na podbój Akatsuki – wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy korytarzem.
- Jukata-san jesteś pewna, że trzeba mu pokazywać organizację? – Spytał Tobi.
Odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam, że lisek smacznie śpi na ramieniu mojego partnera. Owinął ogon wokół jego szyi. Westchnęłam.
- Chyba to odłożymy – pokiwałam głową. – W zasadzie to ja też bym poszła spaciu.
Wróciliśmy do mojego pokoju. Tobi położył liska na fotelu. Ja uwaliłam się na łóżko twarzą do poduszki. Poczułam ja chłopak siada obok. Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie.
- Madara… – powiedział lisek przez sen.
Zaśmiałam się i przytuliłam do chłopaka… ten tylko spojrzał na lisa z ukosa i pokiwał głową.
- Wiesz co, nazwę go Fumi, jakoś tak lepiej pasuje – położyłam rękę na jego sercu.
– Też tak sądzę, Jukata-san…
Ocknęłam się. Itachi nadal stał naprzeciwko mnie, pewnie to trwało ułamek sekundy. Tobi, gdzie jest Tobi. Obejrzałam się za siebie. Jeszcze stoi. Jestem za niego odpowiedzialna, muszę go chronić za wszelką cenę!
Znaki, moje pieczęć została aktywowana… może by tak wykorzystać jego chakrę? Nie, nigdy tego nie robiłam, ale w takiej sytuacji? Czy jestem w stanie w ogóle coś zrobić… Wtedy, kiedy znalazłam się w Akatsuki i Itachi złapał mnie w to przeklęte jutsu… ja, chciałam umrzeć… Nigdy tak nie pragnęłam śmierci, tego spokoju i ciszy.
Byleby to się skończyło… naprawdę byłam skłonna się zabić…
Zacisnęłam pięści i zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. Następnie moje dłonie złożyły się w jakąś pieczęć, potem w jeszcze jedną i jeszcze jedną… Cholera! Nie znam tej kombinacji!!! Co ja do licha robię??? Zwój, na co mi ten zwój… symbol lisa… co ten Kyuubi wymyślił?!! Nadgryzłam kciuk i zaznaczyłam zwój wstęgą krwi. Następnie rzuciłam go metr przed Itachim, który najwyraźniej szykował się do ataku.
Nagle z kłębu dymu wyskoczył lis! Najprawdziwszy rudy lis! I złapał Itachiego za rękę.
- Co u diabła! – Wrzasnął Uchiha i próbował się pozbyć natręta, wymachując rękami. Przyglądałam się tej scenie z lekko rozdziawioną gębą i szeroko otwartymi oczami.
Lis puścił dłoń czarnowłosego i skoczył mu na plecy. Muszę przyznać, że jest bardzo zwinny i szybki. W mgnieniu oka użarł Itasia w ucho!!! O matko, przecież on mnie za to zabije!
- Hej, lisku! – Krzyknęłam do zwierzaczka.
Mały spojrzał na mnie i zeskoczył z chłopaka, idąc w moją stronę. Itachi wkurzony jak nigdy dotąd rzucił w moją stronę jakimś przekleństwem, a potem kunaiem. Jednak mój nowy przyjaciel złapał go w zęby i zaczął warczeć na Uchihę.
- Jukata, domagam się satysfakcji. – Itachi syknął przez zęby. – Od dzisiaj, dokładnie za tydzień na łące za organizacją, tylko ty i ja. Jeśli się nie zjawisz zabiję cię! – Trzasnął drzwiami.
- I tak mnie zabije! – Zawyłam zrozpaczona. – No przecież nie wygram z nim pojedynku!!! – Upadłam na kolana, a mały lisek podszedł do mnie i szturchnął mnie pyszczkiem.
- Jukata-san… – usłyszałam cichy głos Tobiego.
- Tak?
- Nie martw się, na pewno sobie poradzisz, Tobi w ciebie wierzy! – Położył mi rękę na ramieniu.
Wstałam i odwróciłam się do niego przodem.
- Jasne… A tak w ogóle to co to jest! – Wskazałam na lisa, który wskoczył na moje łóżko i ułożył się na poduszce.
Tobi spojrzał na niego, a potem na mnie i znowu na lisa i wzruszył ramionami.
- To wy nie wiecie, że nie wolno trzymać zwierząt w organizacji? – Usłyszałam za plecami głos Lidera.
- Ale Liderze, on wyskoczył ze zwoju! – Wskazałam na podłogę.
- No przecież wiem… – przewrócił oczami i westchnął.
Dalej stałam jak ta głupia, nieoświecona i czułam, że Liderek wie, co to za lisiątko! Zbliżył się do zwierzaka i usiadł na moim łóżku. Pogłaskał go po grzbiecie, a następnie uniósł jego pyszczek i spojrzał głęboko w oczy… co on! Aktywował Rinnengana! Trwał tak chwilę, po czym wyłączył swoje doujutsu i uśmiechnął się chytrze.
- No to mamy nowego członka Akatsuki – zaśmiał się w głos. – To demon pokrewny Kyuubiemu, wysłany specjalnie żeby cię chronić. Widocznie Kyuubi ma co do ciebie jakieś plany – zerknął na mnie unosząc brew.
Jakbym nie wiedziała… pomyślałam. Ten demon przyczepił się do mnie jak rzep psiego ogona, a teraz jeszcze to. Ponownie spojrzałam na lisa.
- Wracam do swoich zajęć, a ty Jukata pokarz mu organizację – Peina najwyraźniej rozbawiła ta sytuacja, ale mnie nie było do śmiechu. Ciekawe czy ten demon stoczy też za mnie pojedynek… wątpię!
- Hej mały, no chodź! – Machnęłam na niego ręką.
- Jukata-san, myślę, że trzeba dać mu imię – podsunął Tobi.
W zasadzie to ma rację przecież nie będę do niego wołać lisie! Zastanowiłam się chwilę, ale nic mi nie przychodziło do głowy… chociaż…
- To może Rudzik! – Powiedziałam śpiewająco.
Tobi wybuchnął głośnym śmiechem i złapał się za brzuch.
- Jukata-san potraktuj go jak shinobi, a nie jak maskotkę – chłopak opanował się trochę, ale widać było, że z wielkim trudem.
Tobi, co za profesjonalne słownictwo… spojrzałam na niego z ukosa… shinobi… to co mam mu dać na imię Killer?!! On jest taki słodki! Oni obydwoje są słodcy… westchnęłam na samą myśl o Tobiaszku!
- Oj, nie jestem w tym dobra, może ty mu wymyślisz imię? – Uśmiechnęłam się do Tobiego.
- Madara! – pisnął lis i wskoczył Tobiemu na ramię.
- No to problem z głowy! Jak dla mnie może być! Chociaż to trochę jakby damskie imię – zastanawiałam się po ciuchu, czekając na reakcję Tobiego.
- Jukata-san to męskie imię! – Czyżby się oburzył?
- Madara! – Powtórzył lis i oblizał maskę Tobiego.
Zaraz, zaraz, a może on tak się zwraca do mojego partnera? o_O Nie no co ja w ogóle wygaduję… Madara, przecież on miałby teraz ze sto lat!!!
- Zostaje Madara – zadecydowałam.
Może się Tobiemu noga podwinie i nieoczekiwanie zareaguje na to imię – zatarłam ręce… Nie no znowu jakieś spekulacje!!! Tobi to nie Madara!
Przez to zamieszanie z lisem zapomniałam o Itachim… nie będę się martwić na zapas! A co!
- No to ruszamy! Panie Tobi, Panie Madara – zaakcentowałam ostatni wyraz. – Na podbój Akatsuki – wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy korytarzem.
- Jukata-san jesteś pewna, że trzeba mu pokazywać organizację? – Spytał Tobi.
Odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam, że lisek smacznie śpi na ramieniu mojego partnera. Owinął ogon wokół jego szyi. Westchnęłam.
- Chyba to odłożymy – pokiwałam głową. – W zasadzie to ja też bym poszła spaciu.
Wróciliśmy do mojego pokoju. Tobi położył liska na fotelu. Ja uwaliłam się na łóżko twarzą do poduszki. Poczułam ja chłopak siada obok. Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie.
- Madara… – powiedział lisek przez sen.
Zaśmiałam się i przytuliłam do chłopaka… ten tylko spojrzał na lisa z ukosa i pokiwał głową.
- Wiesz co, nazwę go Fumi, jakoś tak lepiej pasuje – położyłam rękę na jego sercu.
– Też tak sądzę, Jukata-san…
Kiedy się obudziłam zauważyłam, że Fumi zniknął! Zerwałam się z wyrka i rozejrzałam
nerwowo po pokoju, ale najwyraźniej go nie było, przecież to nie igła! Tobi
smacznie chrapał, dosłownie chrapał! A ja wybiegłam na korytarz. Może zgłodniał
i poszedł przygotować sobie posiłek? Zaraz! Lis zrobiłby sobie posiłek, w
zasadzie to co on może jeść?
- Na Jashina, co to do cholery jest! – Usłyszałam krzyki Hidana, a potem nawet go ujrzałam, kiedy to z hukiem wyleciał z pokoju i przykleił się do ściany naprzeciw. W ręku trzymał swoją kosę, a pochwali zaczął nią machać przy podłodze.
- Nie zbliżaj się do mnie ty mały rudzielcu… – rozdarł się na cały korytarz, aż wszyscy powychodzili ze swoich sypialni.
- Czego się drzesz matole! – Wrzasnął Deidara. – Niektórzy tu próbują odespać trzy bezsenne noce! – faktycznie Dei wyglądał jakby nie spał co najmniej tydzień. Podkrążone, przekrwione oczy i nawet jego doskonałe, lśniące włosy straciły swój blask…
- Durnie – burknął Sasori i trzasnął drzwiami.
- Hej Jukata, skąd to zamieszanie – spytał Kisame podchodząc do mnie w samych bokserkach…
Spaliłam buraka i odwróciłam wzrok na zipiącego Hidana.
- Wnioskuję, z jego postawy i słów jakie przed chwilą wypowiedział, że zaatakował go nowy członek Akatsuki – pokiwałam twierdząco głową, aby uwiarygodnić swoją wypowiedź.
- Nowy członek? Pierwsze słyszę… kto go zwerbował? – Niebieski najwyraźniej zaciekawił się.
- Tak jakby ja – odparłam wzdychając. – Fumi! Słonko, gdzie jesteś! Fumi!!! – Zawołałam małego psotnika i to co zauważyłam naprawdę mnie zszokowało! Mój mały, rudy lisek cały był upaprany w żelu do włosów! W dodatku z nabłyszczaczem. Stawił chwiejne kroki otrzepując łapki z nadmiary tego dziwnego specyfiku ala Hiadan…
No nie cały pojemnik szlak trafił! Hidan upadł na kolana i zaczął zbierać resztki… No nie! Jak żyję to pierwszy raz widzę taką akcję!
- Jukata-san coś się stało? – Usłyszałam za sobą głos Tobiego.
- Dobrze, że wstałeś bo trzeba udać się nad jeziorko i urządzić kąpiel temu brudasowi – wskazałam na lisa siedzącego przed moimi stopami. – Weź szampon do włosów, szczotkę i ręczniczek – poleciałam swojemu partnerowi. Tobi udał się do naszego wspólnego pokoju.
- A to właśnie nowy członek Akatsuki – uniosłam wyżelowanego lisa i pokazałam go Kisame. - Itachi ci nie mówił? – Spytałam na ucho.
- Nie, a co poznał już rudzielca? – Rybiasty podrapał Fumiego z uszkiem. Najwyraźniej bardzo mu się to spodobało…
- Jukata-san już mam! – Tobi przybiegł do nas cały w skowronkach.
- Może później ci powiem, teraz idę go wyczyścić! – Uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciela.
Wyciągnęłam ręce przed siebie, niosąc tego wysmarowanego łobuza, a Tobi skocznym krokiem ruszył za mną. Zerknęłam do pokoju Hidana. Siedział nad pudełkiem od żelu i wpatrywał się w denko… Matko, pewnie musi to bardzo przezywać…
Kiedy już znaleźliśmy się spoza organizacją, skierowaliśmy się w stronę pobliskiego jeziorka. Był tu nawet mały wodospadzik, lubiłam tu kiedyś przychodzić po treningach z Itachim… Zawsze mogłam liczyć na chwilę relaksu…
Wrzuciłam lisa do wody. Zdjęłam buty, podwinęłam nogawki i stanęłam nad nim. Tobi podał mi szampon i zaczęłam myć tego sierściucha. Wbrew moim obawom, żel spłynął z jego futerka i po chwili był czyściutki! Podałam go mojemu partnerowi, aby do wytarł. Następnie wszyscy usiedliśmy pod wielkim drzewem i Tobi uczesał Fumiego. Jaki on opiekuńczy!!!
- Madara – pisnął lisek.
- Powiedz Tobi – uśmiechnęłam się.
- Madara – powtórzył uparciuch!
- Jukata-san on chyba zna tylko to jedno słowo - stwierdził mój jakże nieomylny i wszechwiedzący mistrz!
- Tobi…
- Tak Jukata-san? – Odwrócił twarz w moją stronę.
- Myślę tak samo – potwierdziłam skinieniem głowy.
Wtedy Tobi zrobił coś niespodziewanego… ujął moją twarz i dziwnie się do mnie zbliżył… Chwycił za swoją maskę i lekko pociągnął ją do tyłu, po czym pocałował mnie i nasunął ją z powrotem. To stało się tak szybo, że nawet nie zdążyłam zareagować… i cokolwiek dostrzec. Trwałam tak w osłupieniu, analizując to, co przed chwilą się stało… Kiedy dotknął moich ust, jego były takie ciepłe i delikatne. Czy to się wydarzyło naprawdę? Wpatrywałam się w niego bez słowa, z oczami jak pięciozłotówki i on na mnie patrzył… czeka aż coś powiem?
- Jukata-san nie chciałem cię urazić… – zaczął nerwowo bawić się palcami.
- Ależ nie uraziłeś, po prostu nie spodziewałam się…
- Ja też – szepnął, a wiatr rozwiał moje włosy.
Fumi bawił się z motylkiem. Biegał za nim i pewnie chciał go schwytać, aż w pewnym momencie złapał go w zęby.
- Będzie z niego przestępca rangi S! – zaśmiałam się na ten widok, a Tobi objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego, wdychając ten kojący zapach i patrzyłam na gładka taflę jeziorka. Kilka płatków czerwonych kwiatów sfrunęło nań miękko. Miałam wrażenie, że gdzieś to już widziałam…
Przymknęłam oczy. Usłyszałam słodki śpiew ptaków pośród drzew. Czasami dobrze jest się oderwać od rzeczywistości, uśmiechnęłam się… ciekawe czy Tobi kiedyś powtórzy pocałunek… mam nadzieję, że tak!
- Na Jashina, co to do cholery jest! – Usłyszałam krzyki Hidana, a potem nawet go ujrzałam, kiedy to z hukiem wyleciał z pokoju i przykleił się do ściany naprzeciw. W ręku trzymał swoją kosę, a pochwali zaczął nią machać przy podłodze.
- Nie zbliżaj się do mnie ty mały rudzielcu… – rozdarł się na cały korytarz, aż wszyscy powychodzili ze swoich sypialni.
- Czego się drzesz matole! – Wrzasnął Deidara. – Niektórzy tu próbują odespać trzy bezsenne noce! – faktycznie Dei wyglądał jakby nie spał co najmniej tydzień. Podkrążone, przekrwione oczy i nawet jego doskonałe, lśniące włosy straciły swój blask…
- Durnie – burknął Sasori i trzasnął drzwiami.
- Hej Jukata, skąd to zamieszanie – spytał Kisame podchodząc do mnie w samych bokserkach…
Spaliłam buraka i odwróciłam wzrok na zipiącego Hidana.
- Wnioskuję, z jego postawy i słów jakie przed chwilą wypowiedział, że zaatakował go nowy członek Akatsuki – pokiwałam twierdząco głową, aby uwiarygodnić swoją wypowiedź.
- Nowy członek? Pierwsze słyszę… kto go zwerbował? – Niebieski najwyraźniej zaciekawił się.
- Tak jakby ja – odparłam wzdychając. – Fumi! Słonko, gdzie jesteś! Fumi!!! – Zawołałam małego psotnika i to co zauważyłam naprawdę mnie zszokowało! Mój mały, rudy lisek cały był upaprany w żelu do włosów! W dodatku z nabłyszczaczem. Stawił chwiejne kroki otrzepując łapki z nadmiary tego dziwnego specyfiku ala Hiadan…
No nie cały pojemnik szlak trafił! Hidan upadł na kolana i zaczął zbierać resztki… No nie! Jak żyję to pierwszy raz widzę taką akcję!
- Jukata-san coś się stało? – Usłyszałam za sobą głos Tobiego.
- Dobrze, że wstałeś bo trzeba udać się nad jeziorko i urządzić kąpiel temu brudasowi – wskazałam na lisa siedzącego przed moimi stopami. – Weź szampon do włosów, szczotkę i ręczniczek – poleciałam swojemu partnerowi. Tobi udał się do naszego wspólnego pokoju.
- A to właśnie nowy członek Akatsuki – uniosłam wyżelowanego lisa i pokazałam go Kisame. - Itachi ci nie mówił? – Spytałam na ucho.
- Nie, a co poznał już rudzielca? – Rybiasty podrapał Fumiego z uszkiem. Najwyraźniej bardzo mu się to spodobało…
- Jukata-san już mam! – Tobi przybiegł do nas cały w skowronkach.
- Może później ci powiem, teraz idę go wyczyścić! – Uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciela.
Wyciągnęłam ręce przed siebie, niosąc tego wysmarowanego łobuza, a Tobi skocznym krokiem ruszył za mną. Zerknęłam do pokoju Hidana. Siedział nad pudełkiem od żelu i wpatrywał się w denko… Matko, pewnie musi to bardzo przezywać…
Kiedy już znaleźliśmy się spoza organizacją, skierowaliśmy się w stronę pobliskiego jeziorka. Był tu nawet mały wodospadzik, lubiłam tu kiedyś przychodzić po treningach z Itachim… Zawsze mogłam liczyć na chwilę relaksu…
Wrzuciłam lisa do wody. Zdjęłam buty, podwinęłam nogawki i stanęłam nad nim. Tobi podał mi szampon i zaczęłam myć tego sierściucha. Wbrew moim obawom, żel spłynął z jego futerka i po chwili był czyściutki! Podałam go mojemu partnerowi, aby do wytarł. Następnie wszyscy usiedliśmy pod wielkim drzewem i Tobi uczesał Fumiego. Jaki on opiekuńczy!!!
- Madara – pisnął lisek.
- Powiedz Tobi – uśmiechnęłam się.
- Madara – powtórzył uparciuch!
- Jukata-san on chyba zna tylko to jedno słowo - stwierdził mój jakże nieomylny i wszechwiedzący mistrz!
- Tobi…
- Tak Jukata-san? – Odwrócił twarz w moją stronę.
- Myślę tak samo – potwierdziłam skinieniem głowy.
Wtedy Tobi zrobił coś niespodziewanego… ujął moją twarz i dziwnie się do mnie zbliżył… Chwycił za swoją maskę i lekko pociągnął ją do tyłu, po czym pocałował mnie i nasunął ją z powrotem. To stało się tak szybo, że nawet nie zdążyłam zareagować… i cokolwiek dostrzec. Trwałam tak w osłupieniu, analizując to, co przed chwilą się stało… Kiedy dotknął moich ust, jego były takie ciepłe i delikatne. Czy to się wydarzyło naprawdę? Wpatrywałam się w niego bez słowa, z oczami jak pięciozłotówki i on na mnie patrzył… czeka aż coś powiem?
- Jukata-san nie chciałem cię urazić… – zaczął nerwowo bawić się palcami.
- Ależ nie uraziłeś, po prostu nie spodziewałam się…
- Ja też – szepnął, a wiatr rozwiał moje włosy.
Fumi bawił się z motylkiem. Biegał za nim i pewnie chciał go schwytać, aż w pewnym momencie złapał go w zęby.
- Będzie z niego przestępca rangi S! – zaśmiałam się na ten widok, a Tobi objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego, wdychając ten kojący zapach i patrzyłam na gładka taflę jeziorka. Kilka płatków czerwonych kwiatów sfrunęło nań miękko. Miałam wrażenie, że gdzieś to już widziałam…
Przymknęłam oczy. Usłyszałam słodki śpiew ptaków pośród drzew. Czasami dobrze jest się oderwać od rzeczywistości, uśmiechnęłam się… ciekawe czy Tobi kiedyś powtórzy pocałunek… mam nadzieję, że tak!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz