– Mangekou Sharingan – te słowa zadźwięczały w moich uszach, a potem zobaczyłam
jak oczy Itachiego, jego tęczówki zmieniają swój kształt i stało się… znalazłam
się w stworzonym przez niego świecie. Dobrze wiedziałam co mnie tu czeka i
wiedziałam także, że drugi raz już tego nie przeżyję…
Ciemności otaczała mnie zewsząd, czułam jakiś taki chłód od spodu. Spojrzałam w dół i ku swojemu zdziwieniu stwierdziłam, że stoję na wodzie. Delikatne fale obijały się o moje nagie stopy. Nagle usłyszałam kroki, ktoś szedł w moją stronę. Pierwsze co zobaczyłam to wyłaniający się z mroku miecz. Srebrne ostrze jakby przecinało czarną, gęstą atmosferę. Zaraz za nim wyłonił się Itachi, chciałam z nim walczyć, ale nagle spętały mnie pnącza, które wyrosły w miejscu gdzie stałam. Oplotły moje nogi i ręce i uniosły kilka centymetrów nad powierzchnię wody. Nie miałam już siły na nic, spojrzałam tylko w górę zagłębiając się w mrok. Wiedziałam, że na mnie patrzy. Wziął zamach. Boże, tak bardzo chciałabym nie czuć tego bólu… usłyszałam świst ostrza i to był mój koniec… jeden celny traf zdecydował, poddałam się… poczułam jak łza spływa po moim policzku, a może tylko mi się wydawało? Nie, usłyszałam jak kropla rozbija się o wodę… to deszcz… deszcz pada…
Nagle iluzja zniknęła. Zorientowałam się, że klęczę na klanach, co się do licha stało? Czerń nadal ją widzę i te… czerwone chmurki. Co? Co to jest? Uniosłam wzrok, ktoś tał przede mną. Ledwo co widziałam, ale dostrzegłam coś charakterystycznego… pomarańczowa maska w jego dłoni… O Boże! Tobi, co on zrobił! Naprzeciwko niego stał Itachi, był jakiś dziwny, taki nieobecny… jego oczy… były czarne… bez wyrazu. Chwyciłam się płaszcza swojego partnera. Deszcz naprawdę padał, bo był cały przemoczony, zresztą ja także. Zauważyłam, że moje ręce cały czas drżą… byłam słaba.
- Co… co się stało? – Spytałam półszeptem, podnosząc się z ziemi. – Czemu genjutsu zniknęło?
Tobi nadal stał bez żadnej reakcji. Przestraszyłam się ogromnie, że Itachi i jego zaatakował swoim jutsu. Wtedy usłyszałam jak Uchiha upada na kolana, a następnie całkowicie opada na ziemię. To był strasznie dziwny widok… Itachi… on został pokonany?!
- Tobi! – Stanęłam naprzeciwko niego i odruchowo cofnęłam się o krok. To co zobaczyłam przechodziło moje najśmielsze oczekiwania. – Ja chyba zwariowałam. – szepnęłam.
Spojrzał na mnie, spojrzał na mnie swoimi krwisto czerwonymi tęczówkami, w których jeszcze wirował symbol Mangekou Sharingana. Złapał się za głowę i zamknął na chwile oczy.
- Tobi – przywarłam do niego, czując, że za chwilę upadnę.
- Jukata-san zabiorę cię stąd – szepnął mi do ucha.
Wykonał kilka pieczęci, a następnie usłyszałam tylko: Jutsu Teleportacji i zemdlałam w jego ramionach…
Ciemności otaczała mnie zewsząd, czułam jakiś taki chłód od spodu. Spojrzałam w dół i ku swojemu zdziwieniu stwierdziłam, że stoję na wodzie. Delikatne fale obijały się o moje nagie stopy. Nagle usłyszałam kroki, ktoś szedł w moją stronę. Pierwsze co zobaczyłam to wyłaniający się z mroku miecz. Srebrne ostrze jakby przecinało czarną, gęstą atmosferę. Zaraz za nim wyłonił się Itachi, chciałam z nim walczyć, ale nagle spętały mnie pnącza, które wyrosły w miejscu gdzie stałam. Oplotły moje nogi i ręce i uniosły kilka centymetrów nad powierzchnię wody. Nie miałam już siły na nic, spojrzałam tylko w górę zagłębiając się w mrok. Wiedziałam, że na mnie patrzy. Wziął zamach. Boże, tak bardzo chciałabym nie czuć tego bólu… usłyszałam świst ostrza i to był mój koniec… jeden celny traf zdecydował, poddałam się… poczułam jak łza spływa po moim policzku, a może tylko mi się wydawało? Nie, usłyszałam jak kropla rozbija się o wodę… to deszcz… deszcz pada…
Nagle iluzja zniknęła. Zorientowałam się, że klęczę na klanach, co się do licha stało? Czerń nadal ją widzę i te… czerwone chmurki. Co? Co to jest? Uniosłam wzrok, ktoś tał przede mną. Ledwo co widziałam, ale dostrzegłam coś charakterystycznego… pomarańczowa maska w jego dłoni… O Boże! Tobi, co on zrobił! Naprzeciwko niego stał Itachi, był jakiś dziwny, taki nieobecny… jego oczy… były czarne… bez wyrazu. Chwyciłam się płaszcza swojego partnera. Deszcz naprawdę padał, bo był cały przemoczony, zresztą ja także. Zauważyłam, że moje ręce cały czas drżą… byłam słaba.
- Co… co się stało? – Spytałam półszeptem, podnosząc się z ziemi. – Czemu genjutsu zniknęło?
Tobi nadal stał bez żadnej reakcji. Przestraszyłam się ogromnie, że Itachi i jego zaatakował swoim jutsu. Wtedy usłyszałam jak Uchiha upada na kolana, a następnie całkowicie opada na ziemię. To był strasznie dziwny widok… Itachi… on został pokonany?!
- Tobi! – Stanęłam naprzeciwko niego i odruchowo cofnęłam się o krok. To co zobaczyłam przechodziło moje najśmielsze oczekiwania. – Ja chyba zwariowałam. – szepnęłam.
Spojrzał na mnie, spojrzał na mnie swoimi krwisto czerwonymi tęczówkami, w których jeszcze wirował symbol Mangekou Sharingana. Złapał się za głowę i zamknął na chwile oczy.
- Tobi – przywarłam do niego, czując, że za chwilę upadnę.
- Jukata-san zabiorę cię stąd – szepnął mi do ucha.
Wykonał kilka pieczęci, a następnie usłyszałam tylko: Jutsu Teleportacji i zemdlałam w jego ramionach…
Kiedy się obudziłam był ranek. Ptaszki śpiewały za oknem i
świeciło słonko. Powoli odzyskiwałam świadomość i zorientowałam się, że nie
jestem w swoim pokoju. Tutaj pościel tak ładnie pachniała… uśmiechnęłam się…
czyżbym umarła?
Wedy dostrzegłam jego. Siedział na parapecie, zapatrzony gdzieś w dal, bez maski, bez tajemnic. Jego twarz wydawała się smutna. Zapewne bardzo skomplikowałam jego życie, był przecież taki beztroski i niczym się nie przejmował, a teraz… może jestem dla niego zbyt uciążliwa? Dziwne myśli chodziły mi po głowie, ale obserwując go teraz, kiedy widzę każdy grymas na jego spokojnej twarzy, czuję się źle. Jakbym zniszczyła wszystko co kochał… a jeśli tak jest naprawdę… może wolałby mnie nie spotkać? Nadal byłby tym dziecinnym Tobim, który denerwuje wszystkich w koło i utrzymywałby swoją tożsamość w sekrecie, a tak… Itachi widział jego twarz, ja ją widzę… Boże, czy on tego chce? Nie miał wyboru? Nie, mógł tam stać i nic nie zrobić, a jednak dla mnie odważył się zdjąć maskę i przeciwstawić Itachiemu. Czy to aby nie za wiele?
Odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Jego czarna grzywka opadła delikatnie na ciemne oczy. Uśmiechnął się delikatnie. Wstał powoli i podszedł do mnie. Ukucnął obok łóżka i pogładził mnie dłonią po policzku.
- Wreszcie się obudziłaś – powiedział półgłosem.
Patrzyłam na niego nadal zastanawiając się, czy ma mi za złe.
- Byłaś nieprzytomna przez trzy dni, miałaś wysoką gorączkę, mówiłaś przez sen – jego oczy, są takie zniewalające, ta głęboka czerń wręcz mnie hipnotyzuje. – Jukata-san… – uśmiechnęłam się, uwielbiam sposób w jaki wypowiada moje imię.
Pewnie dostrzegł ten uśmiech, bo odpowiedział na niego tym samym gestem.
- Tobi…
- Nazywam się Madara, Madara Uchiha – przerwał mi nagle. – I to ja jestem prawdziwym liderem Akatsuki. Chcę żebyś wiedziała o mnie wszystko, Jukata-san.
- Madara – odgarnęłam niesforne kosmyki z jego czoła. – A jednak.
Tobi… Madara pochylił się nade mną i pocałował. Podniosłam się i wtuliłam w niego. Za oknem padał śnieg, a cały krajobraz przykryty był tym białym puchem. Na zewnątrz musiało być bardzo zimno, zaś tu było przyjemnie cieplutko, zwłaszcza obok niego. Czułam jak nasze serca biją w jednym rytmie, a jego zapach koił moje nie poukładane myśli. Rozpraszał mój wewnętrzny lęk i uspokajał dotykiem.
- Na pewno jesteś bardzo głodna, zrobię ci śniadanie – cmoknął mnie jeszcze i i oddalił się.
Zainteresowana tym miejscem, wstałam powoli z łóżka. Nie było ze mną tak źle. Rozglądnęłam się po pokoju, wzięłam leżący na krześle szlafrok, opatuliłam się i wyszłam z pomieszczenia. Domek, w którym się znajdowaliśmy był z drewna. Wszystko pachniało tu lasem i świeżością. Ruszyłam korytarzem i znalazłam się w salonie, połączonym z kuchnią. Weszłam do środka. Tobi przygotowywał posiłek. Cichutko podeszłam do niego i przytuliłam do jego pleców.
- Kochanie, nie powinnaś jeszcze wstawać – odwrócił się do nie i objął ramieniem, nie przerywając robienia kanapek.
- Kochanie? – Zdziwiona patrzyłam na jego twarz.
Spojrzał mi w oczy, uśmiechając się do mnie. Przywarłam do niego jeszcze bardziej.
- Przecież wiesz, że Tobi cię kocha – ujął moją twarz swoimi dłońmi. – Już od dawna, Jukata-san – a teraz siadaj do stołu i jedz słoneczko, musisz odzyskać siły.
Wykonałam polecenie. Madara postawił przede mną talerz, gorące cappuccino i koszyczek z owocami. Kanapeczki wyglądały cudownie! Aż mi ślinka ciekła jak na nie patrzyłam.
- Zatem jesteś spokrewniony z Itachim? – Ugryzłam kęs.
Tobi usiadł naprzeciwko mnie.
- Tak, jest moim potomkiem – schował twarz w dłoniach, śmiejąc się z tej sytuacji.
- Musisz być bardzooo…. – zaczęłam gestykulować ręką. – …jakby to powiedzieć? – Zaczęłam się zastanawiać…
- Stary? – w jego oczach znów igrały iskierki radości.
Nie mogłam się oderwać od jego oczu, mogłabym wpatrywać się w nie przez wieczność. Jest taki przystojny!
- Opanowałam jutsu wiecznej młodości, przestałem się starzeć w wieku 26 lat, a przeżyłem już prawie sto i muszę się przyznać, że pierwszy raz spotkałem kogoś tak wyjątkowego jak ty, Jukata-san.
Uśmiech nie znikał z mojej twarzy, byłam w tej chwili taka szczęśliwa… Ugryzłam następny kawałek kanapki i napiłam się cappuccino.
- Jedz, jedz, a ja pójdę po drewno do kominka, zapowiada się chłodny wieczór. Poza tym to dobry czas na romantyczną kolację przy świecach… – puścił do mnie oczko i zniknął za drzwiami.
Kominek, kolacja, świece… już nie mogę się doczekać!
Wedy dostrzegłam jego. Siedział na parapecie, zapatrzony gdzieś w dal, bez maski, bez tajemnic. Jego twarz wydawała się smutna. Zapewne bardzo skomplikowałam jego życie, był przecież taki beztroski i niczym się nie przejmował, a teraz… może jestem dla niego zbyt uciążliwa? Dziwne myśli chodziły mi po głowie, ale obserwując go teraz, kiedy widzę każdy grymas na jego spokojnej twarzy, czuję się źle. Jakbym zniszczyła wszystko co kochał… a jeśli tak jest naprawdę… może wolałby mnie nie spotkać? Nadal byłby tym dziecinnym Tobim, który denerwuje wszystkich w koło i utrzymywałby swoją tożsamość w sekrecie, a tak… Itachi widział jego twarz, ja ją widzę… Boże, czy on tego chce? Nie miał wyboru? Nie, mógł tam stać i nic nie zrobić, a jednak dla mnie odważył się zdjąć maskę i przeciwstawić Itachiemu. Czy to aby nie za wiele?
Odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Jego czarna grzywka opadła delikatnie na ciemne oczy. Uśmiechnął się delikatnie. Wstał powoli i podszedł do mnie. Ukucnął obok łóżka i pogładził mnie dłonią po policzku.
- Wreszcie się obudziłaś – powiedział półgłosem.
Patrzyłam na niego nadal zastanawiając się, czy ma mi za złe.
- Byłaś nieprzytomna przez trzy dni, miałaś wysoką gorączkę, mówiłaś przez sen – jego oczy, są takie zniewalające, ta głęboka czerń wręcz mnie hipnotyzuje. – Jukata-san… – uśmiechnęłam się, uwielbiam sposób w jaki wypowiada moje imię.
Pewnie dostrzegł ten uśmiech, bo odpowiedział na niego tym samym gestem.
- Tobi…
- Nazywam się Madara, Madara Uchiha – przerwał mi nagle. – I to ja jestem prawdziwym liderem Akatsuki. Chcę żebyś wiedziała o mnie wszystko, Jukata-san.
- Madara – odgarnęłam niesforne kosmyki z jego czoła. – A jednak.
Tobi… Madara pochylił się nade mną i pocałował. Podniosłam się i wtuliłam w niego. Za oknem padał śnieg, a cały krajobraz przykryty był tym białym puchem. Na zewnątrz musiało być bardzo zimno, zaś tu było przyjemnie cieplutko, zwłaszcza obok niego. Czułam jak nasze serca biją w jednym rytmie, a jego zapach koił moje nie poukładane myśli. Rozpraszał mój wewnętrzny lęk i uspokajał dotykiem.
- Na pewno jesteś bardzo głodna, zrobię ci śniadanie – cmoknął mnie jeszcze i i oddalił się.
Zainteresowana tym miejscem, wstałam powoli z łóżka. Nie było ze mną tak źle. Rozglądnęłam się po pokoju, wzięłam leżący na krześle szlafrok, opatuliłam się i wyszłam z pomieszczenia. Domek, w którym się znajdowaliśmy był z drewna. Wszystko pachniało tu lasem i świeżością. Ruszyłam korytarzem i znalazłam się w salonie, połączonym z kuchnią. Weszłam do środka. Tobi przygotowywał posiłek. Cichutko podeszłam do niego i przytuliłam do jego pleców.
- Kochanie, nie powinnaś jeszcze wstawać – odwrócił się do nie i objął ramieniem, nie przerywając robienia kanapek.
- Kochanie? – Zdziwiona patrzyłam na jego twarz.
Spojrzał mi w oczy, uśmiechając się do mnie. Przywarłam do niego jeszcze bardziej.
- Przecież wiesz, że Tobi cię kocha – ujął moją twarz swoimi dłońmi. – Już od dawna, Jukata-san – a teraz siadaj do stołu i jedz słoneczko, musisz odzyskać siły.
Wykonałam polecenie. Madara postawił przede mną talerz, gorące cappuccino i koszyczek z owocami. Kanapeczki wyglądały cudownie! Aż mi ślinka ciekła jak na nie patrzyłam.
- Zatem jesteś spokrewniony z Itachim? – Ugryzłam kęs.
Tobi usiadł naprzeciwko mnie.
- Tak, jest moim potomkiem – schował twarz w dłoniach, śmiejąc się z tej sytuacji.
- Musisz być bardzooo…. – zaczęłam gestykulować ręką. – …jakby to powiedzieć? – Zaczęłam się zastanawiać…
- Stary? – w jego oczach znów igrały iskierki radości.
Nie mogłam się oderwać od jego oczu, mogłabym wpatrywać się w nie przez wieczność. Jest taki przystojny!
- Opanowałam jutsu wiecznej młodości, przestałem się starzeć w wieku 26 lat, a przeżyłem już prawie sto i muszę się przyznać, że pierwszy raz spotkałem kogoś tak wyjątkowego jak ty, Jukata-san.
Uśmiech nie znikał z mojej twarzy, byłam w tej chwili taka szczęśliwa… Ugryzłam następny kawałek kanapki i napiłam się cappuccino.
- Jedz, jedz, a ja pójdę po drewno do kominka, zapowiada się chłodny wieczór. Poza tym to dobry czas na romantyczną kolację przy świecach… – puścił do mnie oczko i zniknął za drzwiami.
Kominek, kolacja, świece… już nie mogę się doczekać!
***
Założyłam na nogi puchate kapciuszki i podreptałam do łazienki. Napuściłam do
wanny wodę i wlałam płyn o zapachu lawendy. Było tu wszystko, czego dusza
zapragnie. Tobi musi tu często bywać, bo w koło panuje idealny porządek. Teraz
już wiem, co robił, kiedy znikał na jakiś czas. Uśmiechnęłam się. Weszłam do
wanny i zanurzyłam się cała. Woda była idealna. Wreszcie mogła się rozluźnić…
Kiedy skończyłam wszystkie zabiegi higieniczne, wraz ze suszeniem i układaniem włosów, udałam się do pokoju, w którym spałam, aby odnaleźć moje ubranie. Niestety nigdzie nie było żadnej rzeczy z mojej garderoby. Jak tak sobie teraz pomyślę… Tobi mnie rozbierał? Zarumieniłam się. Dobrze, że nie zdarł ze mnie bielizny… Pokiwałam głową nadal się czerwieniąc.
Usłyszałam hałas za oknem. Podeszłam do niego i wyjrzałam na zewnątrz. Mój partner właśnie niósł drewno, które zapewne wcześniej porąbał. Pobiegłam z powrotem na dół i przemknęłam mu tuż przed nosem. Tobi spojrzał na mnie badawczo.
- Szukasz czegoś? – Spytał z uśmiechem na twarzy, chociaż miałam wrażenie, że dobrze wiedział, czego szukam.
- Tak, moich ubrań – poszłam za nim do salonu.
Położył drewno koło kominka, a następnie złapał mnie za szlafrok i przyciągnął do siebie.
- W tym też ci do twarzy, Jukata-san – spojrzał głęboko w moje oczy i namiętnie pocałował. – Ta zieleń podkreśla kolor twoich tęczówek. – pogładził mnie po policzku.
“Zaś czerń twoich zniewoliła mnie całkowicie.” – Pomyślałam z szerokim uśmiechem.
- Słodko pachniesz – wtulił twarz w moje włosy.
Przywarłam do niego całym ciałem. Mogłabym to robić przez cały czas! Za oknem znowu zaczął padać śnieg. Kilka płatków przykleiło się do szyby.
Zaśmiałam się. Tobi oderwał się ode mnie i spojrzał na moja twarz. Położyłam głowę na jego torsie. Normalnie rozpływałam się w jego ramionach…
- Dobrze się bawicie? – Usłyszałam za plecami znajomy głos.
- Lider? – Zmierzyłam go od góry na dół.
- A kogo się spodziewałaś, Świętego Mikołaja – starał się zakryć ręką swój uśmiech… z tym Mikołajem to się wstrzelił… zważywszy na warunki pogodowe…
- Czy coś się stało? – Spytał Tobi.
- W zasadzie to nic, oprócz tego, że jeden z moich najlepszych shinobi leży nieprzytomny, a pozostała dwójka zniknęła, bez słowa wyjaśnienia. Wiedziałem, że tu będziesz… Tobi. – wziął jeden z kielichów stojących na stoliku obok nas i nalał sobie wina. Pociągnął łyczek i wyjrzał przez okno.
- Wioska ukryta w śniegu, to przywołuje pewne wspomnienia – wziął drugiego łyka. – No nic, chciałem tylko sprawdzić, czy z wami wszystko dobrze – przeszedł na drugą stronę salonu i złożył ręce w pieczęcie. – Powiedziałem reszcie, że jesteście na misji, za trzy dni oczekuję was w biurze – zawiązał ostatnią pieczęć i znikł.
Spojrzałam jeszcze raz w kierunku okna.
- Co Pein miał na myśli, mówiąc, że ta wioska przywołuje mu pewne wspomnienia? – Odwróciłam wzrok na Tobiego.
- On i Konan często spędzali tu… urlop – pogładził mnie po twarzy. – Chyba zdążyłaś ją poznać, kiedy trafiłaś do Akatsuki pierwszy raz?
- Tak, była jedną kobietą w Aka, pomogła mi przetrwać pierwsze tygodnie. Co się z nią stało? - Spytałam.
- Przebywa w zakładzie karnym, cos na wzór więzienia.
- Jak to? Pein nie może jej stamtąd wyciągnąć? – Zdziwiło mnie to wielce.
- To jest jej misja, robi tam za szpiega, wróci kiedy zbierze odpowiednie informacje – poinformował mnie mój partner. – To tajne zadanie, nikt oprócz mnie i Peina o tym nie wie, zatem nie wolno ci o tym z nikim rozmawiać.
- Rozumiem – pokiwałam głową, potwierdzając swoje słowa.
- A teraz może napijemy się wina – Tobi podał mi jeden z kielichów i nalał do pełna, następnie wlał wina do drugiego i uniósł na wysokość, na której ja trzymałam swój.
- Za co pijemy? – Uśmiechnęłam się do niego.
- Za nas, za organizację i nasze cele… – stuknęliśmy się kielichami i wypiliśmy łyczek. - A teraz idę zrobić kolację, twoje ubrania leżą na komodzie – wskazał kiwnięciem głowy.
Faktycznie, leżały tam… ubrałam się i zapaliłam dwie świece, stojące na stoliku . Usiadłam na puchatym dywaniku tuż przy kominku. Tobi uwinął się bardzo szybko i podał jakieś egzotyczne potrawy. Dorzucił drewna do paleniska i dołączył do mnie.
Zjedliśmy kolację rozmawiając o różnych rzeczach. Opowiedział mi o swoim klanie, o tym co robił, kiedy z niego odszedł i jak wpadł na pomysł założenia Akatsuki. Ja opowiedziałam mu swoją historię, pomijając jedynie wątek z Kyuubim. To coś, o czym nie cierpię rozmawiać…
Zapadł już zmierzch. Wpatrywałam się w dogasający ogień. Tobi wrzucił naczynia do zlewu i wrócił do mnie, przytulając do siebie. Wywróciłam go, lądując na nim i przywarłam do niego mocniej. Uśmiechnął się do mnie! Wyglądał tak niewinnie, ale czy morderca może wyglądać niewinnie? Zawsze się zastanawiałam, czy oni posiadają jeszcze jakieś ludzie uczucia. Przecież sama taka jestem, więc skoro ja potrafię kogoś kochać, to oni także. Oprócz Itachiego! To zimny drań jest! Za to Kisame jest cudowny! Ciekawe czy on kiedyś kogoś miał? Z resztą o czym ja myślę. Jestem taka szczęśliwa!
Kiedy skończyłam wszystkie zabiegi higieniczne, wraz ze suszeniem i układaniem włosów, udałam się do pokoju, w którym spałam, aby odnaleźć moje ubranie. Niestety nigdzie nie było żadnej rzeczy z mojej garderoby. Jak tak sobie teraz pomyślę… Tobi mnie rozbierał? Zarumieniłam się. Dobrze, że nie zdarł ze mnie bielizny… Pokiwałam głową nadal się czerwieniąc.
Usłyszałam hałas za oknem. Podeszłam do niego i wyjrzałam na zewnątrz. Mój partner właśnie niósł drewno, które zapewne wcześniej porąbał. Pobiegłam z powrotem na dół i przemknęłam mu tuż przed nosem. Tobi spojrzał na mnie badawczo.
- Szukasz czegoś? – Spytał z uśmiechem na twarzy, chociaż miałam wrażenie, że dobrze wiedział, czego szukam.
- Tak, moich ubrań – poszłam za nim do salonu.
Położył drewno koło kominka, a następnie złapał mnie za szlafrok i przyciągnął do siebie.
- W tym też ci do twarzy, Jukata-san – spojrzał głęboko w moje oczy i namiętnie pocałował. – Ta zieleń podkreśla kolor twoich tęczówek. – pogładził mnie po policzku.
“Zaś czerń twoich zniewoliła mnie całkowicie.” – Pomyślałam z szerokim uśmiechem.
- Słodko pachniesz – wtulił twarz w moje włosy.
Przywarłam do niego całym ciałem. Mogłabym to robić przez cały czas! Za oknem znowu zaczął padać śnieg. Kilka płatków przykleiło się do szyby.
Zaśmiałam się. Tobi oderwał się ode mnie i spojrzał na moja twarz. Położyłam głowę na jego torsie. Normalnie rozpływałam się w jego ramionach…
- Dobrze się bawicie? – Usłyszałam za plecami znajomy głos.
- Lider? – Zmierzyłam go od góry na dół.
- A kogo się spodziewałaś, Świętego Mikołaja – starał się zakryć ręką swój uśmiech… z tym Mikołajem to się wstrzelił… zważywszy na warunki pogodowe…
- Czy coś się stało? – Spytał Tobi.
- W zasadzie to nic, oprócz tego, że jeden z moich najlepszych shinobi leży nieprzytomny, a pozostała dwójka zniknęła, bez słowa wyjaśnienia. Wiedziałem, że tu będziesz… Tobi. – wziął jeden z kielichów stojących na stoliku obok nas i nalał sobie wina. Pociągnął łyczek i wyjrzał przez okno.
- Wioska ukryta w śniegu, to przywołuje pewne wspomnienia – wziął drugiego łyka. – No nic, chciałem tylko sprawdzić, czy z wami wszystko dobrze – przeszedł na drugą stronę salonu i złożył ręce w pieczęcie. – Powiedziałem reszcie, że jesteście na misji, za trzy dni oczekuję was w biurze – zawiązał ostatnią pieczęć i znikł.
Spojrzałam jeszcze raz w kierunku okna.
- Co Pein miał na myśli, mówiąc, że ta wioska przywołuje mu pewne wspomnienia? – Odwróciłam wzrok na Tobiego.
- On i Konan często spędzali tu… urlop – pogładził mnie po twarzy. – Chyba zdążyłaś ją poznać, kiedy trafiłaś do Akatsuki pierwszy raz?
- Tak, była jedną kobietą w Aka, pomogła mi przetrwać pierwsze tygodnie. Co się z nią stało? - Spytałam.
- Przebywa w zakładzie karnym, cos na wzór więzienia.
- Jak to? Pein nie może jej stamtąd wyciągnąć? – Zdziwiło mnie to wielce.
- To jest jej misja, robi tam za szpiega, wróci kiedy zbierze odpowiednie informacje – poinformował mnie mój partner. – To tajne zadanie, nikt oprócz mnie i Peina o tym nie wie, zatem nie wolno ci o tym z nikim rozmawiać.
- Rozumiem – pokiwałam głową, potwierdzając swoje słowa.
- A teraz może napijemy się wina – Tobi podał mi jeden z kielichów i nalał do pełna, następnie wlał wina do drugiego i uniósł na wysokość, na której ja trzymałam swój.
- Za co pijemy? – Uśmiechnęłam się do niego.
- Za nas, za organizację i nasze cele… – stuknęliśmy się kielichami i wypiliśmy łyczek. - A teraz idę zrobić kolację, twoje ubrania leżą na komodzie – wskazał kiwnięciem głowy.
Faktycznie, leżały tam… ubrałam się i zapaliłam dwie świece, stojące na stoliku . Usiadłam na puchatym dywaniku tuż przy kominku. Tobi uwinął się bardzo szybko i podał jakieś egzotyczne potrawy. Dorzucił drewna do paleniska i dołączył do mnie.
Zjedliśmy kolację rozmawiając o różnych rzeczach. Opowiedział mi o swoim klanie, o tym co robił, kiedy z niego odszedł i jak wpadł na pomysł założenia Akatsuki. Ja opowiedziałam mu swoją historię, pomijając jedynie wątek z Kyuubim. To coś, o czym nie cierpię rozmawiać…
Zapadł już zmierzch. Wpatrywałam się w dogasający ogień. Tobi wrzucił naczynia do zlewu i wrócił do mnie, przytulając do siebie. Wywróciłam go, lądując na nim i przywarłam do niego mocniej. Uśmiechnął się do mnie! Wyglądał tak niewinnie, ale czy morderca może wyglądać niewinnie? Zawsze się zastanawiałam, czy oni posiadają jeszcze jakieś ludzie uczucia. Przecież sama taka jestem, więc skoro ja potrafię kogoś kochać, to oni także. Oprócz Itachiego! To zimny drań jest! Za to Kisame jest cudowny! Ciekawe czy on kiedyś kogoś miał? Z resztą o czym ja myślę. Jestem taka szczęśliwa!
Kolejna genialna notka. Co tu dużo mówić piszesz pi pip xD odlotowe pomysły nic tylko gratulowac jedna z piękniejszych notek *.*
OdpowiedzUsuń