Chodziłam
bez celu po korytarzu, zastanawiając się gdzie podział się Tobi. Nigdzie go nie
było, sprawdziłam każdy zakamarek, wlazłam do każdego pomieszczenia, oprócz
pokoju Itachiego i gabinetu Lidera. Kiedy byłam już pod jego drzwiami,
usłyszałam jakąś rozmowę. Nie wiem konkretnie o czym była, czego dotyczyła i
nic mnie to nie obchodziło, lecz kiedy usłyszałam ten drugi głos, zatrzymałam
się i instynktownie przykleiłam się do ściany. Był to mężczyzna, obcy, bo
zabarwienie głosu nie należało do żadnego z członków Akatsuki. Był bardzo
stanowczy, opanowany, chłodny, wręcz wrogi w stosunku do Peina. Dziwne, że on
na to pozwala. Nigdy nie słyszałam, żeby ktokolwiek podnosił na niego głos, a
teraz…
Drzwi otworzyły się. Zamarłam.
- Potrzebujesz czegoś? – Spytał Lider.
Spojrzałam na niego z ukosa.
- W zasadzie to tak – podeszłam do niego i zerknęłam mu przez ramię, ale nikogo w środku nie było. – Masz może jeszcze tę książkę o snach i podróżach sennych?
- Mam – odpowiedział beznamiętnie, widać było, że nie miał zbyt dobrego humoru.
- Pożyczyłbyś mi? – Uśmiechnęłam się słodko.
- Jasne – podszedł do szafek stojących po lewej stronie i wyjął książkę w granatowej oprawie, po czym podał mi ją. Rozejrzałam się jeszcze raz.
- Wszystko w porządku? – Musiałam zapytać.
- Tak – stał tuż przede mną z nietęgą miną.
Okey, zrozumiałam, mam stąd spływać. Wzięłam to po co przyszłam i ruszyłam do siebie. Ciekawe kto tam był i ciekawe jak stamtąd wyszedł? Chyba, że schował się w sypialni Lidera… z drugiej strony to byłoby dziwne…
Ruszyłam do siebie, podziwiając czubki swoich butów. Wtedy na podłodze zauważyłam czerwoną plamkę. Z każdym krokiem było ich coraz więcej i prowadziły prosto do mojego pokoju. Klamka była cała zakrwawiona. Złapałam za nią i wpadłam do pokoju. Nikogo w nim nie było. Ślady prowadziły do łazienki. Ostrożnie wyjęłam kunai, odłożyłam książkę na półkę i uchyliłam drzwi. Moim oczom ukazał się Tobi siedzący na sedesie. Trzymał przed sobą dłonie zawinięte w brudną szmatę, a bordowa substancja kapała na podłogę.
- Co się stało – padłam przed nim na kolana i chwyciłam go za nadgarstki.
- Tobi się skaleczył – odpowiedział płaczliwym głosem.
- O matko, trzeba było to przemyć – zaczęłam odwijać skrawki materiału.
Nawet nie zdjął rękawiczek. Zsunęłam je delikatnie z jego palców i ściągnęłam pierwszą. Tobi wzdrygnął się, ale nic nie powiedział. Jego dłoń była cała zakrwawiona i pocięta na śródręczu, z drugą było to samo.
- Coś ty robił? – Wstałam z podłogi i pociągnęłam go za płaszcz do góry.
- Tobi nie chciał, Tobi to grzeczny chłopiec – rzekł wymijająco.
Podeszliśmy do zlewu. Puściłam ciepła wodę. Chłopak stał za mną. Włożyłam jego ręce pod kran, obmywając z krwi. Jego rany nie były zbyt głębokie, trochę mnie to zdziwiło, bo stracił dużo krwi. Tobi zbliżył się do mnie i położył swoją głowę na moim ramieniu. Popatrzyłam na jego odbicie w lustrze. Poczułam się odprężona i taka szczęśliwa, że jest znów przy mnie. Uśmiechnęłam się i wytarłam jego ręce. Wyjęłam z szafeczki bandaż i delikatnie obwiązałam rozcięcia. Muszę przyznać, że ma bardzo miłą w dotyku skórę, poza tym zauważyłam, że jego paznokcie u rąk też są pomalowane na fioletowo.
- Gotowe – powiedziałam zadowolona ze swojej pomocy medycznej.
Uśmiechnęłam się, a chłopak objął mnie w pasie. Odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam do niego. Jego zapach był niesamowity, przymknęłam oczy i zarzuciłam mu ręce na szyje. Nie wiem co mnie opętało, ale miałam nieodpartą ochotę, żeby go pocałować. Był taki gorący… zakręciło mi się w głowie. Dobrze, że mnie trzymał, bo runęłabym na podłogę. To dziwne, nigdy się tak nie czułam, teraz, kiedy on jest przy mnie, jestem taka bezpieczna, i wiem, że mógłby mi to bezpieczeństwo zapewnić.
- Jukata-san – jego głos zabrzmiał tak spokojnie.
- Tak? – Spytałam.
- Czemu drżysz? Jest ci zimno?
- Nieee… – zawahałam się, co mu powiem, jeśli dalej będzie mnie wypytywał…
Czy on może w ogóle zrozumieć to co czuję w tej chwili? Spanikowałam, ogarnął mnie strach, choć mnie jest tak dobrze, jemu wcale przecież nie musi. Odsunęłam się, ale nie mogłam spojrzeć mu w oczy, i tak pewnie niczego bym nie dostrzegła, lubi się ukrywać za tą maską. Pogładził mnie po policzku.
- Dlaczego posmutniałaś? – Zauważył? Co się stało z tym nierozgarniętym i wkurzającym Tobim? Tym, który zawsze zjawia się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Czy on się zmienił? Niemożliwe! Nikt nie zdołałby przejść takiej metamorfozy w tak krótkim czasie. Może zawsze taki był, tylko nikt tego nie dostrzegał, albo być może nigdy tego nie pokazywał…
- Rozbolała mnie głowa – odgarnęłam grzywkę z czoła i popatrzyłam na niego.
- To przez Tobiego? – Wpatrywał się w moje oczy.
Pokiwałam przecząco głową i uśmiechnęłam się.
- Nic jeszcze nie jadłam – powiedziałam zgodnie z prawdą, faktycznie, byłam głodna.
- Jeśli Jukata-san chce, Tobi może zrobić kanapki! – Uradował się.
- I znowu sobie pokroisz palce – uniosłam jego dłoń i zaśmiałam się. Pokiwałam głową.
- Ja zrobię kanapki, a ty… eee. – zastanowiłam się chwilę. – …a ty poczekasz. Tak będzie najbezpieczniej. Ale wyjdźmy z toalety – kiwnęłam na niego, aby wszedł do pokoju.
- Zaraz wracam – zamknęłam za sobą drzwi.
Ruszyłam w stronę kuchni z mieszanymi uczuciami, myśląc o tym, co by było, gdybym zbytnio się zaangażowała w związek z Tobim… to przecież dziwne i niedorzeczne, czy ja i on moglibyśmy być razem? To wszystko mnie przerasta, jak zareagowali by inni… a co z Sasorim? Jego też lubię, jest taki… Ktoś szarpnął mną, wyrywając mnie z zamysłu.
- Co jest… – moje źrenice rozszerzyły się maksymalnie. – …Itachi. – szepnęłam przerażona…
Drzwi otworzyły się. Zamarłam.
- Potrzebujesz czegoś? – Spytał Lider.
Spojrzałam na niego z ukosa.
- W zasadzie to tak – podeszłam do niego i zerknęłam mu przez ramię, ale nikogo w środku nie było. – Masz może jeszcze tę książkę o snach i podróżach sennych?
- Mam – odpowiedział beznamiętnie, widać było, że nie miał zbyt dobrego humoru.
- Pożyczyłbyś mi? – Uśmiechnęłam się słodko.
- Jasne – podszedł do szafek stojących po lewej stronie i wyjął książkę w granatowej oprawie, po czym podał mi ją. Rozejrzałam się jeszcze raz.
- Wszystko w porządku? – Musiałam zapytać.
- Tak – stał tuż przede mną z nietęgą miną.
Okey, zrozumiałam, mam stąd spływać. Wzięłam to po co przyszłam i ruszyłam do siebie. Ciekawe kto tam był i ciekawe jak stamtąd wyszedł? Chyba, że schował się w sypialni Lidera… z drugiej strony to byłoby dziwne…
Ruszyłam do siebie, podziwiając czubki swoich butów. Wtedy na podłodze zauważyłam czerwoną plamkę. Z każdym krokiem było ich coraz więcej i prowadziły prosto do mojego pokoju. Klamka była cała zakrwawiona. Złapałam za nią i wpadłam do pokoju. Nikogo w nim nie było. Ślady prowadziły do łazienki. Ostrożnie wyjęłam kunai, odłożyłam książkę na półkę i uchyliłam drzwi. Moim oczom ukazał się Tobi siedzący na sedesie. Trzymał przed sobą dłonie zawinięte w brudną szmatę, a bordowa substancja kapała na podłogę.
- Co się stało – padłam przed nim na kolana i chwyciłam go za nadgarstki.
- Tobi się skaleczył – odpowiedział płaczliwym głosem.
- O matko, trzeba było to przemyć – zaczęłam odwijać skrawki materiału.
Nawet nie zdjął rękawiczek. Zsunęłam je delikatnie z jego palców i ściągnęłam pierwszą. Tobi wzdrygnął się, ale nic nie powiedział. Jego dłoń była cała zakrwawiona i pocięta na śródręczu, z drugą było to samo.
- Coś ty robił? – Wstałam z podłogi i pociągnęłam go za płaszcz do góry.
- Tobi nie chciał, Tobi to grzeczny chłopiec – rzekł wymijająco.
Podeszliśmy do zlewu. Puściłam ciepła wodę. Chłopak stał za mną. Włożyłam jego ręce pod kran, obmywając z krwi. Jego rany nie były zbyt głębokie, trochę mnie to zdziwiło, bo stracił dużo krwi. Tobi zbliżył się do mnie i położył swoją głowę na moim ramieniu. Popatrzyłam na jego odbicie w lustrze. Poczułam się odprężona i taka szczęśliwa, że jest znów przy mnie. Uśmiechnęłam się i wytarłam jego ręce. Wyjęłam z szafeczki bandaż i delikatnie obwiązałam rozcięcia. Muszę przyznać, że ma bardzo miłą w dotyku skórę, poza tym zauważyłam, że jego paznokcie u rąk też są pomalowane na fioletowo.
- Gotowe – powiedziałam zadowolona ze swojej pomocy medycznej.
Uśmiechnęłam się, a chłopak objął mnie w pasie. Odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam do niego. Jego zapach był niesamowity, przymknęłam oczy i zarzuciłam mu ręce na szyje. Nie wiem co mnie opętało, ale miałam nieodpartą ochotę, żeby go pocałować. Był taki gorący… zakręciło mi się w głowie. Dobrze, że mnie trzymał, bo runęłabym na podłogę. To dziwne, nigdy się tak nie czułam, teraz, kiedy on jest przy mnie, jestem taka bezpieczna, i wiem, że mógłby mi to bezpieczeństwo zapewnić.
- Jukata-san – jego głos zabrzmiał tak spokojnie.
- Tak? – Spytałam.
- Czemu drżysz? Jest ci zimno?
- Nieee… – zawahałam się, co mu powiem, jeśli dalej będzie mnie wypytywał…
Czy on może w ogóle zrozumieć to co czuję w tej chwili? Spanikowałam, ogarnął mnie strach, choć mnie jest tak dobrze, jemu wcale przecież nie musi. Odsunęłam się, ale nie mogłam spojrzeć mu w oczy, i tak pewnie niczego bym nie dostrzegła, lubi się ukrywać za tą maską. Pogładził mnie po policzku.
- Dlaczego posmutniałaś? – Zauważył? Co się stało z tym nierozgarniętym i wkurzającym Tobim? Tym, który zawsze zjawia się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Czy on się zmienił? Niemożliwe! Nikt nie zdołałby przejść takiej metamorfozy w tak krótkim czasie. Może zawsze taki był, tylko nikt tego nie dostrzegał, albo być może nigdy tego nie pokazywał…
- Rozbolała mnie głowa – odgarnęłam grzywkę z czoła i popatrzyłam na niego.
- To przez Tobiego? – Wpatrywał się w moje oczy.
Pokiwałam przecząco głową i uśmiechnęłam się.
- Nic jeszcze nie jadłam – powiedziałam zgodnie z prawdą, faktycznie, byłam głodna.
- Jeśli Jukata-san chce, Tobi może zrobić kanapki! – Uradował się.
- I znowu sobie pokroisz palce – uniosłam jego dłoń i zaśmiałam się. Pokiwałam głową.
- Ja zrobię kanapki, a ty… eee. – zastanowiłam się chwilę. – …a ty poczekasz. Tak będzie najbezpieczniej. Ale wyjdźmy z toalety – kiwnęłam na niego, aby wszedł do pokoju.
- Zaraz wracam – zamknęłam za sobą drzwi.
Ruszyłam w stronę kuchni z mieszanymi uczuciami, myśląc o tym, co by było, gdybym zbytnio się zaangażowała w związek z Tobim… to przecież dziwne i niedorzeczne, czy ja i on moglibyśmy być razem? To wszystko mnie przerasta, jak zareagowali by inni… a co z Sasorim? Jego też lubię, jest taki… Ktoś szarpnął mną, wyrywając mnie z zamysłu.
- Co jest… – moje źrenice rozszerzyły się maksymalnie. – …Itachi. – szepnęłam przerażona…
Wbiłam się w ścianę i zamarłam. Staliśmy tak chwilę wpatrując się w siebie
nawzajem. Jego wzrok nie wyrażał jakichkolwiek emocji, był taki spokojny. To
jego opanowanie to najgorsza broń, pozwala mu na bezbłędność w każdym jego
ruchu, przemyślanym ruchu. Analizuje, czeka, jest cierpliwy, wie, że nie
wytrzymam tej presji, z każdą sekundą świadomość, że znowu użyje na mnie
Sharingana, pogłębia się… Powinnam coś zrobić, czy nie ma już dla mnie nadziei?
Jest zły? W ogóle tego nie widzę, nie czuję…
Spuściłam wzrok, złapałam oddech. “Nie możesz żyć w strachu”, usłyszałam, ale czyj to głos? A może tylko mi się wydawało? Złapał mnie w swoje genjutsu? Ale jego doujutsu nie jest aktywowane, więc jak? Co się znowu ze mną dzieje…
Wróciłam do rzeczywistości. Itachi nadal mnie przytrzymywał.
- Popełniłaś wielki błąd, przez ciebie wyszedłem na głupca – jego palce zacisnęły się bardziej na moich nadgarstkach. W jego czerwonych oczach zaczęły wirować trzy czarne łezki… A jednak, aktywował Sharingana. Zacisnęłam mocno powieki.
- Nic ci to nie da, osiągnąłem najwyższy poziom, i tak… – poczułam jak zbliża swoja twarz do mojej i szepcze cicho… – i tak cię złapię.
Boże tylko nie to, nie to, prosiłam w duchu. Nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz!
Nagle usłyszałam głuche uderzenie i uścisk Itachiego się rozluźnił. Poczułam jak osuwa się na ziemię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Deidarę, który trzymał w ręku dwa kawałki deski.
- I kto teraz jest górą, un – uśmiechnął się zadziornie, szturchając chłopaka nogą, ale po chwili mina mu zrzedła. – Sasori no Danna mnie zabije. – popatrzył na przepołowiony panel.
Stałam z rozdziawioną buzią i gapiłam się na niego, nadal przyklejona do ściany, byłam w szoku! Deidara mnie uratował, choć tak bardzo się nie lubimy, on to zrobił! Choć próbowałam wmówić mu, że jestem nowym Liderem, choć nie pozwoliłam mu pobić Tobiego, choć się nabijaliśmy z siebie nawzajem i tak strasznie wkurzaliśmy się na siebie…
- Przecież mnie nie lubisz – wydukałam.
- Ale jego nie lubię jeszcze bardziej – obrzucił Itachiego pogardliwym spojrzeniem. – Należało mu się, un! – Ruszył korytarzem, zmierzając w kierunku pokoju Sasoriego.
Ja pobiegłam do kuchni. Wparowałam do niej, aż się za mną kurzyło. Rozejrzałam się. Kisame stał przy chlebaku. Podeszłam do niego z wielkim entuzjazmem.
- Witaj Jukata, tak się zastanawiałem kiedy się zjawisz. Robię właśnie słynne kanapeczki z tuńczykiem – uśmiechnął się szczerząc swoje ostre ząbki. – Jesteś jakaś blada – oderwał się od smarowania chleba. – Stało się coś?
- Itachi leży nieprzytomny w korytarzu – zatrzepotałam rzęsami. – Ktoś uderzył go w głowę.
- Ktoś, to znaczy kto? – Zniżył się do mojego poziomu, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie wiem, bo starałam się uniknąć konfrontacji ze światem iluzji – dotknęłam opuszkami palców swoich skroni. Przecież mu nie powiem, że był to Deidara, bo wtedy i jemu by się oberwało, zaraz, czy ja go kryję?
- Ach to kiepsko – rekiniasty wyciągnął dłoń w moim kierunku i rozczochrał mi włosy. – Idę go pozbierać z podłogi.
- Dzięki Kisame – przytuliłam się do niebieskiego. – A czy mogę wziąć sobie trochę tych kanapeczek? – Zrobiłam słodką minkę.
- Pewnie – machnął ręką na wyjściu.
Wzięłam dwie kromki, przecięte na pół, położyłam na tackę, nalałam dwie szklanki soku pomarańczowego i ostrożnie wyszłam z kuchni. Po cichu przeszłam korytarzem. Zatrzymałam się na rogu i wyjrzałam, czy Kisame uprzątnął Itachiego. Na szczęście nikogo nie było. Jakoś doszłam do swojego pokoju. Bezszelestnie zamknęłam drzwi, podeszłam na paluszkach do szafki położyłam tackę. Zerknęłam na Tobiego. Leżał w poprzek na łóżku i chyba spał. No tak przecież stracił dużo krwi, hehe.
Co by tu… obejrzałam go z każdej strony i stanęłam nad jego głową. Zbliżyłam swoją twarz do jego maski i spojrzałam w otworek na oko. Chyba miał zamknięte, ale nie jestem pewna, a jak się na mnie gapi? Wyprostowałam się w mik i oblałam rumieńcem. Nie powinnam robić takich rzeczy. Szturchnęłam nim lekko, ale ani drgnął. Powtórzyłam czynność, tylko tym razem mocniej, żadnej reakcji.
- Tobi – szepnęłam mu do ucha. – Tobi! – podniosłam ton głosu.
Usiadłam po turecku i westchnęłam, czy jego nic nie obudzi? Wtedy przyszedł mi do głowy szatański plan. Jeśli dotknę jego maski, na pewno zerwie się jak oparzony… sięgnęłam i chwyciłam jego maskę od spodu. Tobi wciąż się nie ruszał. Powoli zaczęłam ją ściągać, a on dalej nic. Ręce zaczęły mi się trząść. Zostawiłam go w spokoju i wstałam z łóżka. Podparłam się pod boki i gapiłam na niego. No przecież nie mogę mu tego zrobić.
- Jukata-san?- Tobi podniósł się, podpierając łokciami i usiadł jak człowiek.
- Heee – tylko tyle udało mi się wykrzesać. On jest niemożliwy!!!
Czułam, że stale się we mnie wpatruje. Boże, ale on jest… wstał i podszedł do mnie. Serce zaczęło mi bić szybciej, nie wiem już, czy to przez niego, czy jeszcze nie uspokoiłam się po napadzie Itachiego.
- Tak? – Udało mi się wypowiedzieć jakiś logiczne słowo.
- Tobi jest głodny – rozweselił się i zaczął kołysać na boki. – Jukata-san zrobiła kanapki?
- Można tak powiedzieć – spojrzałam zrezygnowana na tackę, do której podbiegł Tobi.
Mnie to już się całkiem jeść odechciało… wzięłam książkę, którą pożyczyłam od Peina i wyjęłam z szuflady czarny marker do rysowania pieczęci. Otworzyłam starą księgę na odpowiednim rozdziale i zaczęłam bazgrać po podłodze za pomocą Trajektorii, aby wszystko było w miarę równo. Tą samą czynność powtórzyłam tylko, że na suficie. Zerknęłam na Tobiego, który zajmował się pałaszowaniem posiłku, schował się za łóżkiem tak, żebym nic nie widziała.
Kiedy skończyłam, położyłam książkę w wyznaczonym miejscu w okręgu i złożyłam dłonie w pieczęcie, jednak nic się nie stało, żadna brama, ani wrota się nie otworzyły. Tak podróż senna, też mi coś! A miałam stawić czoła Kyuubiemu! Rzuciłam książką w kat, chyba jednak nie ucieknę przed strachem.
- Jukata, Lider ma dla ciebie kolejną misję – Hidan wparował do mojego pokoju wyłamując zamek w drzwiach.
- Super – uśmiechnęłam się.
- Eee wybacz – podrapał się po głowie i uciekł.
- Nic mi ostatnio nie wychodzi… – padłam na podłogę jak długa. – … zaraz Lider ma misję tylko dla mnie? – spojrzałam na Tobiego. – Niby z kim mam iść na tę misję?!!….
Spuściłam wzrok, złapałam oddech. “Nie możesz żyć w strachu”, usłyszałam, ale czyj to głos? A może tylko mi się wydawało? Złapał mnie w swoje genjutsu? Ale jego doujutsu nie jest aktywowane, więc jak? Co się znowu ze mną dzieje…
Wróciłam do rzeczywistości. Itachi nadal mnie przytrzymywał.
- Popełniłaś wielki błąd, przez ciebie wyszedłem na głupca – jego palce zacisnęły się bardziej na moich nadgarstkach. W jego czerwonych oczach zaczęły wirować trzy czarne łezki… A jednak, aktywował Sharingana. Zacisnęłam mocno powieki.
- Nic ci to nie da, osiągnąłem najwyższy poziom, i tak… – poczułam jak zbliża swoja twarz do mojej i szepcze cicho… – i tak cię złapię.
Boże tylko nie to, nie to, prosiłam w duchu. Nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz!
Nagle usłyszałam głuche uderzenie i uścisk Itachiego się rozluźnił. Poczułam jak osuwa się na ziemię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Deidarę, który trzymał w ręku dwa kawałki deski.
- I kto teraz jest górą, un – uśmiechnął się zadziornie, szturchając chłopaka nogą, ale po chwili mina mu zrzedła. – Sasori no Danna mnie zabije. – popatrzył na przepołowiony panel.
Stałam z rozdziawioną buzią i gapiłam się na niego, nadal przyklejona do ściany, byłam w szoku! Deidara mnie uratował, choć tak bardzo się nie lubimy, on to zrobił! Choć próbowałam wmówić mu, że jestem nowym Liderem, choć nie pozwoliłam mu pobić Tobiego, choć się nabijaliśmy z siebie nawzajem i tak strasznie wkurzaliśmy się na siebie…
- Przecież mnie nie lubisz – wydukałam.
- Ale jego nie lubię jeszcze bardziej – obrzucił Itachiego pogardliwym spojrzeniem. – Należało mu się, un! – Ruszył korytarzem, zmierzając w kierunku pokoju Sasoriego.
Ja pobiegłam do kuchni. Wparowałam do niej, aż się za mną kurzyło. Rozejrzałam się. Kisame stał przy chlebaku. Podeszłam do niego z wielkim entuzjazmem.
- Witaj Jukata, tak się zastanawiałem kiedy się zjawisz. Robię właśnie słynne kanapeczki z tuńczykiem – uśmiechnął się szczerząc swoje ostre ząbki. – Jesteś jakaś blada – oderwał się od smarowania chleba. – Stało się coś?
- Itachi leży nieprzytomny w korytarzu – zatrzepotałam rzęsami. – Ktoś uderzył go w głowę.
- Ktoś, to znaczy kto? – Zniżył się do mojego poziomu, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie wiem, bo starałam się uniknąć konfrontacji ze światem iluzji – dotknęłam opuszkami palców swoich skroni. Przecież mu nie powiem, że był to Deidara, bo wtedy i jemu by się oberwało, zaraz, czy ja go kryję?
- Ach to kiepsko – rekiniasty wyciągnął dłoń w moim kierunku i rozczochrał mi włosy. – Idę go pozbierać z podłogi.
- Dzięki Kisame – przytuliłam się do niebieskiego. – A czy mogę wziąć sobie trochę tych kanapeczek? – Zrobiłam słodką minkę.
- Pewnie – machnął ręką na wyjściu.
Wzięłam dwie kromki, przecięte na pół, położyłam na tackę, nalałam dwie szklanki soku pomarańczowego i ostrożnie wyszłam z kuchni. Po cichu przeszłam korytarzem. Zatrzymałam się na rogu i wyjrzałam, czy Kisame uprzątnął Itachiego. Na szczęście nikogo nie było. Jakoś doszłam do swojego pokoju. Bezszelestnie zamknęłam drzwi, podeszłam na paluszkach do szafki położyłam tackę. Zerknęłam na Tobiego. Leżał w poprzek na łóżku i chyba spał. No tak przecież stracił dużo krwi, hehe.
Co by tu… obejrzałam go z każdej strony i stanęłam nad jego głową. Zbliżyłam swoją twarz do jego maski i spojrzałam w otworek na oko. Chyba miał zamknięte, ale nie jestem pewna, a jak się na mnie gapi? Wyprostowałam się w mik i oblałam rumieńcem. Nie powinnam robić takich rzeczy. Szturchnęłam nim lekko, ale ani drgnął. Powtórzyłam czynność, tylko tym razem mocniej, żadnej reakcji.
- Tobi – szepnęłam mu do ucha. – Tobi! – podniosłam ton głosu.
Usiadłam po turecku i westchnęłam, czy jego nic nie obudzi? Wtedy przyszedł mi do głowy szatański plan. Jeśli dotknę jego maski, na pewno zerwie się jak oparzony… sięgnęłam i chwyciłam jego maskę od spodu. Tobi wciąż się nie ruszał. Powoli zaczęłam ją ściągać, a on dalej nic. Ręce zaczęły mi się trząść. Zostawiłam go w spokoju i wstałam z łóżka. Podparłam się pod boki i gapiłam na niego. No przecież nie mogę mu tego zrobić.
- Jukata-san?- Tobi podniósł się, podpierając łokciami i usiadł jak człowiek.
- Heee – tylko tyle udało mi się wykrzesać. On jest niemożliwy!!!
Czułam, że stale się we mnie wpatruje. Boże, ale on jest… wstał i podszedł do mnie. Serce zaczęło mi bić szybciej, nie wiem już, czy to przez niego, czy jeszcze nie uspokoiłam się po napadzie Itachiego.
- Tak? – Udało mi się wypowiedzieć jakiś logiczne słowo.
- Tobi jest głodny – rozweselił się i zaczął kołysać na boki. – Jukata-san zrobiła kanapki?
- Można tak powiedzieć – spojrzałam zrezygnowana na tackę, do której podbiegł Tobi.
Mnie to już się całkiem jeść odechciało… wzięłam książkę, którą pożyczyłam od Peina i wyjęłam z szuflady czarny marker do rysowania pieczęci. Otworzyłam starą księgę na odpowiednim rozdziale i zaczęłam bazgrać po podłodze za pomocą Trajektorii, aby wszystko było w miarę równo. Tą samą czynność powtórzyłam tylko, że na suficie. Zerknęłam na Tobiego, który zajmował się pałaszowaniem posiłku, schował się za łóżkiem tak, żebym nic nie widziała.
Kiedy skończyłam, położyłam książkę w wyznaczonym miejscu w okręgu i złożyłam dłonie w pieczęcie, jednak nic się nie stało, żadna brama, ani wrota się nie otworzyły. Tak podróż senna, też mi coś! A miałam stawić czoła Kyuubiemu! Rzuciłam książką w kat, chyba jednak nie ucieknę przed strachem.
- Jukata, Lider ma dla ciebie kolejną misję – Hidan wparował do mojego pokoju wyłamując zamek w drzwiach.
- Super – uśmiechnęłam się.
- Eee wybacz – podrapał się po głowie i uciekł.
- Nic mi ostatnio nie wychodzi… – padłam na podłogę jak długa. – … zaraz Lider ma misję tylko dla mnie? – spojrzałam na Tobiego. – Niby z kim mam iść na tę misję?!!….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz